Forum Lost Vampire Kingdom Strona Główna
»
Opowiadnia
Napisz odpowiedź
Użytkownik
Temat
Treść wiadomości
Emotikony
Więcej Ikon
Kolor:
Domyślny
Ciemnoczerwony
Czerwony
Pomarańćzowy
Brązowy
Żółty
Zielony
Oliwkowy
Błękitny
Niebieski
Ciemnoniebieski
Purpurowy
Fioletowy
Biały
Czarny
Rozmiar:
Minimalny
Mały
Normalny
Duży
Ogromny
Zamknij Tagi
Opcje
HTML:
NIE
BBCode
:
TAK
Uśmieszki:
TAK
Wyłącz BBCode w tym poście
Wyłącz Uśmieszki w tym poście
Kod potwierdzający: *
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Wybierz forum
Królestwo Wampira
----------------
Regulamin
Księga Skarg i Zażaleń
Wielka Księga Pomysłów
Padół Śmiertelnych
----------------
Opowiadnia
Harry Potter - Fanficki
Harry Potter and the Deathly Hallows
Kulturka
----------------
Książki
Filmy
Poezja
Muzyka
Informatyka
Polityka
Motoryzacja
Sport
Fotografia i Grafika
Cytaty i Aforyzmy
Różności :)
----------------
Tawerna pod Pijaną Zgrają
Gry
O Was
Blogi
Linki
Humor
Kuchania Polska i Światowa
Gry Słowne
Fantazje Użytkowników
----------------
Neverending Story
Przegląd tematu
Autor
Wiadomość
Siaba
Wysłany: Sob 13:10, 18 Sie 2007
Temat postu:
Dzięki :*
Laukaz
Wysłany: Sob 13:08, 18 Sie 2007
Temat postu:
Rozdział XIX
Gdy Jason odpoczywał otoczony opieką Afrodyty, na najwyższym szczycie Olimpu zebrali się wszyscy bogowie, aby przedyskutować ostatnie wydarzenia i zadecydować co zrobić w sprawie Andromatha. Pierwszy głos zabrał Helios, bóg słońca, wyszedł on na złote podium, wyglądał niezwykle z tego względu, że ciało jego tworzyły płomienie ognia, długie jasne włosy miał zaczesane do tyłu, a jego muskularna postawa wzbudzała zachwyt wśród zebranych, gdy bóg wszedł na podium wolna przestrzeń nad ich głowami zaczęła się zmieniać, spod litej skały zaczęły wyrastać kolumny, sklepiały się, aż utworzyły jedną świątynię. Widząc to Sol uśmiechnął się i przemówił swoim głębokim basem.
- Witam bracia i siostry, zebrał nas tutaj nasz władca Zeus, i on bowiem przemawiał będzie do was, jako iż wie najwięcej o naszym wrogu. - skończył, po czym ustąpił miejsca Jowiszowi, wszyscy bogowie zasiedli wokół srebrnego stołu, gdy Jowisz wszedł na miejsce, zaległa grobowa cisza.
- Bogowie, zebraliśmy się tutaj, by przedyskutować ważną sprawę, otóż jak wiecie Ziemi i wszystkim narodom greckim zagraża niebezpieczeństwo, Andromath wyszedł spod ziemi i jak narazie nie sieje terroru, ale zamierza, co więcej nie tylko on jest naszym zmartwieniem, otóż Trojanie też znaleźli się w nieciekawej sytuacji. - dodał po czym westchnął głęboko. Korzystając z sytuacji wtrącił się Apollo, bóg słońca, wyszedł na przód w srebrnej zbroi wykutej przez Hefajstosa, zmierzył Zeusa groźnym spojrzeniem, po czym ozwał się oskarżycielskim tonem.
- Powiedz mi Zeusie, dlaczegóż to mamy pomagać Trojanom, skoro to oni są winni, rozumiem naszą ingerencję i wyszkolenie twego bratanka jeśli chodzi o Andromatha i zagrożenie z jego strony, lecz Troja zasłużyła sobie na taki a nie inny los, jestem zdania aby pozwolić temu miastu umrzeć, pomimo to iż jestem jego patronem. - skończył z groźbą w głosie, po czym dobył swego ognistego miecza. Widząc jego zachowanie zareagowała Artemida, wyszła na przód z łukiem na ramieniu i pełnym kołczanem strzał, jej wygląd nie wskazywał na łagodne otoczenie podczas dzieciństwa, była jednym słowem prawdziwą amazonką, jej blond włosy były spięte w ciasny warkocz a ona sama ubrana w skóry zwierzęce.
- Tknij Troję bracie a moja strzała tknie twoje ciało. - zagroziła, po czym dobyła broni, i jednym sprawnym ruchem założyła strzałę na cięciwę celując nią w Apollina. Widząc to Zeus zareagował natychmiast, wytworzył w ręku piorun, którym uderzył w środek pomieszczenia, aż zapadła całkowita cisza.
- Uspokójcie się, jesteśmy tutaj, nie po to aby się kłócić o to, czy Troja ma spłonąć czy nie, ale po to aby ustalić kto im pomoże, co do mnie to mam pomysł, Helios pójdzie na miejsce Hektora, aby wspomóc mieszkańców grodu w drugiej wojnie z Mykenami i Spartą, tylko tym razem proszę aby te wojska zostały zmiecione z powierzchni ziemi, razem z ich grodami, jaka jest wasza sugestia? - zapytał zgromadzonych.
Natychmiast zabrała głos Diana.
- Myślę, iż udam się z Solem do Troi i będę go wspierała w bataliach pod Ilionem, on będzie dowodził piechotą i jazdą, a ja wezmę łuczników we władanie. - powiedziała z błyskiem w oku.
Niespodziewanie wkroczył Herkules, wzywany wcześniej przez ojca, jednak minę miał wesołą, w przeciwieństwie do zebranych. Podszedł do Jowisza i poprosił o wysłuchanie z dala od bóstw, Zeus przychylił się do prośby syna, wyszli więc na czyste powietrze.
- Słucham Cię synu, co się dzieje? - zapytał bóg bogów.
- Pamiętasz zapewne chwilę gdy Jason rzucał się jak opętany na łożu w dniu gdy mu mnie przedstawiłeś? - spytał heros.
- Tak, pamiętam, ale co to ma wspólnego z naszą rozmową?.
- Jason zwierzył mi się, iż chronił go tajemniczy głos, ten sam głos ozwał się w jego głowie dzisiaj, gdy ty toczyłeś spór z innymi bogami. Wiem, któż to jest i nawet może nam pomóc, otóż Andromath nie jest sam. - rzekł Herakles ze stoickim spokojem.
- Jak to? - przeraził się Jowisz. - Czy grozi nam inne niebezpieczeństwo?.
- Ratunek, Tato, Andromath nie jest sam, a to dlatego, iż głos w głowie Jasona to jego brat i wiemy gdzie go szukać. - mówiąc to, uśmiechnął się.
- Brat Andromatha?! - wykrzyczał Zeus. - Jak to możliwe?.
- Nazywa się Flameroth i jest dobrym mentorem, muszę go odnaleźć i wyszkolić Jasona, z jego pomocą. - powiedział heros.
- Myślałem iż Andromath jest osamotnionym demonem. - skwitował Jowisz. - A tymczasem ich jest dwóch.
- Nie do końca ojcze, Andromath jest wcieleniem zła, a zadaniem Flamerotha jest zniszczyć starszego brata, wszystkiego dowiemy się jeśli go znajdziemy, a znajdziemy napewno, musimy zejść na ziemię do Koryntu, tam ukrywa się brat demona, w korynckich podziemiach.
- Dobrze, wobec tego, do Koryntu udasz się z bogiem wojny Aresem, nie wiadomo jak może zareagować ta istota gdy zobaczy Ciebie bez nikogo więcej synu, a póki co muszę wrócić na naradę, przyjdę do Ciebie i Jasona jak tylko skończę z bogami. - to mówiąc oddalił się do pomieszczenia narad.
Herakles oddalając się udał się do komnaty Jasona aby rozpocząć trening, zastał go w towarzystwie Afrodyty, przemywała mu ostatnie rany na biodrach, a gdy wszedł heros wyprostowała się jak struna.
- Afrodyto zostaw nas samych. - poprosił Herkules.
Gdy bogini wyszła Tylo zwrócił się do herosa.
- Co planujesz przyjacielu?.
- Szkolenie i to intensywne, najpierw jak wiesz miał cię szkolić mój ojciec i Neptun, lecz oni nie mogą, ja z chęcią przekażę ci wszystko co wiem, zaczniemy od zaraz, czy czujesz się już na silach aby zacząć? - spytał Herkules.
- To wielki honor i zaszczyt aby być szkolonym przez tak dobrego mistrza. - odparł Jason z uśmiechem na ustach po czym wstał z posłania i włożył zbroję otrzymaną od Hektora.
- Proszę za mną w takim razie. - polecił Herakles. Poszli w głąb głębokich korytarzy Olimpu aż zatrzymali się przed drzwiami z drewna.
- Pomyśl o szkoleniu i zapukaj w te odrzwia, następnie wejdź do środka.
Tylo zrobił jak mu kazał kuzyn, a gdy weszli do pomieszczenia Anglika zatkało.
Znajdował się na najprawdziwszym polu bitewnym, w ziemię były powbijane pale z drewna, a głębokie doły zasłonięto listowiem. Gdy Jason ochłonął ozwał się heros.
- Zaczynamy, weź miecz do ręki i spróbuj mnie zaatakować, a raczej zaatakuj z wielką furią. - polecił Herkules.
Jason posłuchał, wyprowadził cięcie prosto w klatkę piersiową herosa, lecz ten gładko sparował cios, spierali się przez dość długi czas, w końcu obydwoje spoceni zaprzestali starcia.
- Jesteś bardzo dobrym szermierzem, w tej kwestii szkolenie Ci niepotrzebne, ale muszę nauczyć cię zasad bogów. Pierwsza zasada brzmi "Miej swoich wrogów blisko, ale przyjaciół jeszcze bliżej", druga "Zabij jeśli musisz ale nie napawaj się zwycięstwem, ponieważ pycha może cię zniszczyć", a trzecia i ostatnia zasada, to "Żyj z honorem, umieraj w chwale", te trzy zasady musisz sobie wpoić głęboko do serca. - skończył heros.
- Mogę wiedzieć coś więcej na temat tych zasad? - spytał Tylo.
- Oczywiście, zasada nr.1 ma na celu to, iż w śmiertelnym zagrożeniu nigdy nie powinieneś być sam, zasada nr.2 mówi jasno co ma na myśli, nie możesz napawać się zwycięstwem jeśli zabiłeś z konieczności, a zasada nr.3 też jest wyrażona w sposób zrozumiały. Musisz to tylko przyswoić do swego serca, Nasze szkolenie będzie bardzo krótkie, ponieważ znasz walkę mieczem i inną bronią białą, wszystko inne nie powinno stanowić problemu. - skwitował Herakles.
Wrócili więc zmęczeni do komnaty młodego archeologa, gdzie tej gdy padł na łoże zapadł w głęboki sen, znów nawiedził go obraz Koryntu, a dokładniej podziemi gdzie spoczywały zwłoki króla Syzyfa. Z grobu władcy wyszedł młodzieniec ubrany w długi czarny płaszcz, jego rysy twarzy zdradzały iż ma on w sobie dobrego ducha, krótkie blond włosy kontrastowały z ciemną karnacją gdy podszedł do światła wpadającego przez wąski otwór rzekł grubym niskim głosem.
- Szukaj mnie w Korynckich Katakumbach, gdy to zrobisz dowiesz się wszystkiego zbawicielu Greków. - powiedział tajemniczy młodzian.
W tym momencie obraz zaczął się rozmywać, Jason się budził a nad sobą miał Zeusa.
- Jasonie, Herkules wyruszył już trzy dni temu, nie wrócił do tej pory, nie wiemy co się z nim dzieje, jednym słowem zaginął. - zmartwił się bóg.
- Najważniejsze to czekać i być dobrej myśli. - pocieszył go Tylo.
Korynt - Trzy Dni Wcześniej
Zakapturzona postać podążała wśród zaułków miasta, które już dawno straciło na swej wartości, Korynt w czasach króla Syzyfa był pięknym miejscem, ruchliwe ulice tętniły śmiechem kupców, wiozących swój towar do sprzedaży, każdy wymieniał się czym miał na inny dobytek, jednak gród nawiedziła jakaś dziwna zaraza, ludzie poumierali, a obywatele z okolicznych Polis nazwali ten piękny dorobek kultury "Siedzibą Demona", ponieważ ostatnio zaczęły się tam panoszyć siły nadprzyrodzone, za dnia nic się nie pojawiało, jednak wraz z nadejściem nocy spod ziemi wydobywał się ogień, nikt nie wiedział, kto lub co za tym stoi. Wędrowiec w kapturze niósł na plecach potężną pochwę kryjącą jeszcze potężniejszy dwuręczny miecz, na pasie zaś trzymał sakiewkę, w której przechowywał klejnot wielkości pięści, dokładnie oszlifowany ze wszystkich stron, każda krawędź była ostra niczym brzytwa, a zielony odcień dodawał diamentowi kolorytu, mężczyzna zszedł do podziemi pałacu Syzyfa, gdzie znajdowały się legendarne katakumby, kręte schody prowadziły ostro w dół i były wykute w litej skale, gdy dotarł na sam dół, drogę zagrodziły mu drzwi z drewna, jednak były ozdobione symbolem ptaka, przypominał on do złudzenia kruka. Wędrowiec stanął przed wrotami po czym zaczął się zastanawiać jak otworzyć tajemne przejście, gdy przyjrzał się dokładnie olśniło go. Hasłem był ptak na drzwiach.
- Corvus Corax. - przemówił grobowym głosem wśród ciszy. Wrota rozwarły się ze skrzypieniem, a on sam stał na końcu długiej komnaty wyłożonej ludzkimi czaszkami, pochodnie oświetlały drogę aż do cokołu, w którym znajdowało się miejsce na diament, podążył więc do miejsca w które miał włożyć klejnot, jednak zatrzymała go silna pięść wymierzona w brzuch, przybysz zgiął się w pół i uniósł głowę ku sklepieniu, przez co spadł kaptur ukazując człowieka łysego, lecz jego twarz była ostro poznaczona bliznami, ledwo zdążył się podnieść a potężny kopniak wymierzony w żebro położył go na łopatki. Usłyszał nad sobą znajomy głos.
- Nordo, a więc przeżyłeś, myślałem, że zabiłem cię w dolinie w mojej wyprawie po Cerbera, kiedy chciałeś mi przeszkodzić w przejściu do Hadesu po swoją zdobycz. - ozwał się Herkules.
Nordo chwycił rękojeść miecza, po czym wyciągnął broń z pochwy, jasny blask oświetlił komnatę, a heros przysłonił oczy ręką.
- To jest miecz, który podarował mi Flameroth, muszę przeszkodzić każdemu kto spróbuje go odszukać.
- Mam bardzo ważną misję do spełnienia, Zeus gromowładny powierzył mi zadanie odszukania Flamerotha, nie mogę zawieść.
- A więc zginiesz i pochowam cię tutaj, jeśli wygrasz pojedynek ze mną dam ci ten diament...bohaterze - zadrwił Nordo. - Jeśłi przegrasz będzie gorzej, utnę Ci głowę, a że nie możesz umrzeć, będziesz się wił w męczarniach przez całą wieczność.
- A więc się przygotuj. - rzekł Herkules, po czym zdjął z pleców topór.
Natarli na siebie z wściekłością godną bogów, każdy parował cięcie przeciwnika z iście heroickim stylem. Walczyli ze sobą przez bardzo długi czas, w końcu Nordo uderzył herosa w tył głowy, ten zdążył wyszeptać.
- Znajdę cię i zabiję. - rzekł po czym zemdlał.
Nordo umieścił diament na cokole, po czym udał się szybkim krokiem w kierunku wyjścia krzycząc przez ramię.
- Obudzisz się za trzy dni, byłeś godnym przeciwnikiem i twoja misja może być szalenie ważna, dlatego Flameroth osobiście objawi ci się.
Dotarłwszy do drzwi powtórzył
- Corvus Corax - po czym wybiegł, a drewniane odrzwia zatrzasnęły się.
Herkules leżał na ziemi nieprzytomny, jednak jego zadanie powiodło się, niebawem Grecja zostanie uwolniona od niebezpieczeństwa, pozostała jedynie sprawa Sparty i Myken, lecz to było zadaniem bogów, Andromath był jedynym zagrożeniem dla Greków, Jason Tylo, był jedynym który mógł zbawić naród starożytny, i jego mentor właśnie się budził z odwiecznego snu.
Rozdział XX.
Sparta - Trzy Dni Później.
Przenieśmy się do bogato zdobionego pałacu króla Sparty, Menelaosa, podczas gdy ten przyjmował posła z Myken od swej szwagierki Klitamejstry, siostry porwanej Heleny, ten jednak miał nienajlepsze wieści. Posłaniec był mężczyzną młodym, właściwie jeszcze chłopaczkiem, miał krótkie jasne włosy, i ciemną karnację, był dosyć chudy.
- Crixus, posłaniec z Myken! - krzyknął strażnik przy drzwiach.
Gdy młodzik wkroczył do komnaty, opierał się na kiju, co było dosyć podejrzane, jednak gdy został zapytany, dlaczego to robi odpowiedział.
- Wybacz mi panie ale mam problemy z kręgosłupem i nie potrafię utrzymać się na nogach, potrzebna mi ta podpora, bowiem mogę upaść na ziemię i nigdy sie nie podnieść. - rzekł.
Menelaos spojrzał na młodzieńca nieufnym wzrokiem, mierząc go z góry na dół, po czym zapytał.
- Jakie masz dla mnie wieści Crixusie?.
- Nienajlepsze, właściwie tragiczne, twój brat panie, wielki król Agamemnoon nie żyje. - rzekł młodzian z grobową miną. - Znaleziono go w jego własnej komnacie z podciętym gardłem, mordercy jeszcze nie ujęto, lecz nie musisz się tym martwić. - to mówiąc z fałd szaty wydobył miecz.
- Straże! - zawołał król. - Zabijcie zdrajcę.
W tym samym momencie zza kotary wyszło dwóch rosłych, szerokich w barach mężczyzn z łukami wycelowanymi w młodzieńca, ten jednak nie stracił spokoju przemawiając do nich jakby dyskutowali przy piwie.
- Zanim zginę chcę abyś dowiedział się, iż to królowa Klitamejstra chciała cię zabić, miała już dość bitew o Troję a do śmierci twojego brata przyczyniło się to, iż poświęcił własną córkę Ifigenię na ołtarzu dla Artemidy. - skończył.
- Jest inne wyjście z tej sytuacji, oblężenie Troi nie przyniosło nic dobrego, ponieważ nie odzyskałem Heleny ani nie zdobyłem Ilionu, zaprzestanę walk, nie ta kobieta to inna, znajdę nową lepszą żonę a Trojanie mogą spokojnie odetchnąć. - postanowił Atryda.
- Ale Panie, cóż zrobisz w tej sytuacji? - spytał Crixus.
- To co uznam za stosowne, wycofam wojska z Troi i wyślę im posłańca z wieścią, iż nie muszą się już obawiać wojsk Achajskich, możesz odejść młodzieńcze, albo zostać na moim dworze jako gość. - oznajmił Spartański Władca.
Gdy Crixus opuścił komnatę razem ze strażnikami, zza zasłony dało się słyszeć znajomy głos.
- Nie powinieneś go zostawiać przy życiu. - syknął Andromath we własnej osobie. - Mówię Ci to jako twój mistrz.
- Mistrzu co mam zrobić? - spytał Atryda z przerażeniem w głosie.
- Ty? - spytał demon z sykiem. - Nic, ja zrobię wszystko za ciebie, lecz będziesz mi minimalnie potrzebny. - To mówiąc otworzył usta, wystrzeliwując z nich czerwony promień energii, który ugodził Spartanina w serce, czerwone światło zalało całą komnatę. Król był żywy, lecz Andromath wszedł w jego ciało, po czym przemówił.
- Taaaaaaaaak!, teraz ja dowodzę armią Spartan i wojskami ÂŚwiątyni Potępionych. - zagrzmiał. - Kapitanie! - zawołał dowódcę straży, gdy próg przestąpił potężnie umięśniony mężczyzna, o ciemnej karnacji i poważnym wyrazie twarzy, demon zwrócił się do niego. - Zbierz oddziały, wyruszamy na Troję, zrównamy to miasto z ziemią, nawet kosztem życia 50000 Tysięcy Greckich Żołnierzy. - rozkazał. Gdy żołnierz wyszedł, przemówił sam do siebie.
- Troja zostanie zaledwie wspomnieniem, niedługo zostanie tam piach i gruzy.
Tymczasem w Troi.
W tym samym czasie w Ilionie trwał pogrzeb króla Priama, Eneasz, jeden z zaufanych przyjaciół zmarłego Hektora osobiście ułożył stos pogrzebowy i podpalił ciało starego władcy, gdy ceremonia dobiegła końca, Rennick wydał rozkazy, bowiem po pokonaniu piekielnych demonów on był dowódcą, na miejsce Glaukosa.
- Uporządkujcie pałac, następcą tronu jest młody książę Parys, jednak nie wiemy gdzie on przebywa. - zastanawiał się Noel, gdy Eneasz mu przerwał.
- Książę nie żyje, zabił go Filoktetes w pojedynku na łuki, Noelu, musisz zostać naszym namiestnikiem. - stwierdził z niekłamaną szczerością.
- Pojebało cię człowieku?, kurwa przecież ja nie miałem nawet stopnia sierżanta, a wy chcecie mnie władcą mianować!?. - krzyknął ze zdziwieniem Rennick.
W tym samym momencie niebo rozświetlił jasny blask i na ziemię zstąpił Helios w zbroi królewicza Hektora.
- Szlachetni Trojanie, zstąpiłem do waszego grodu, aby dopomóc was w wojnie, przeciw Sparcie i Andromathowi, będę dowódcą waszego wojska. - rzekł.
- Gdzie jest Jason? - spytał Rennick.
- Jason jest bezpieczny, niedługo sam zmierzy się z Andromathem, tymczasem wy musicie szykować się do wojny, twój przyjaciel jest w dobrych rękach i nie widzę sensu abyście się o niego martwili. - skończył bóg.
- Nie, no ja się tak kurwa nie bawię - zdenerwował się Noel. - Dowódcą wojska mogę być, ale władcą to za cholerę nie zostanę.
- Troja pozostanie więc bez wladcy. - stwierdził Sol. - Ja zostanę wodzem naczelnym Trojan, Andromath nie ma szans dopóki coś do powiedzenia mam ja. - rzekł z gniewem w głosie.
Jeszcze żaden człowiek nie widział większych przygotowań do wojny, cały gród huczał, płatnerze pracowali nad wykuwaniem mieczy oraz zbroi, każdy młody człowiek zdolny nosić broń musiał stawić się w pałacu, który przerobiono na garnizon, każdy syn Troi musiał być gotowy o zmroku do bitwy, widząc to wszystko Noel był pod wrażeniem, gdy obaczył go Eneasz zajął go rozmową.
- Nie przetrwamy tej rzeźi. - rzekł ze smutkiem w głosie. - Nasi zwiadowcy otrzymali informację, iż do Sparty przyłączyły się demony z piekieł, Trojanie są waleczni, Helios nam pomoże, lecz Andromath jest niezwyciężony, Troja padnie i czuję to w kościach.
- Nie padnie, Jason żyje a to najważniejsze, jeśli pokona ten piekielny pomiot w Grecji zapanuje spokój, a jeśli mu się nie uda, to dramatyzujcie, droga wolna, ja nie bronię. - mówiąc to Noel się uśmiechnął.
Nagle jazgot przygotowań przerwał dźwięk werbli wojennych, straż Trojańska wyległa na baszty trzymając łuki w gotowości, jednak nie była to Sparta, ale przyjazne państwo. Na czoło wojsk wyjechał czarny mężczyzna, całkiem łysy, jednak jego muskularne ciało świeciło się w promieniach słońca.
- Władca Tracji Rezos prosi o audycję u króla tego grodu. - zawołał.
Rennick i Helios wyszli naprzeciw wojskom, na powitanie wyjechał im młody człowiek, jego skóra była biała, lecz poznaczona bliznami od miecza, wyciągnął rękę w kierunku Noela mówiąc.
- Nazywam się Rezos, jestem królem Tracji, król Priam nas zna i wie, iż jestem przyjacielem, przybyłem wspomóc was w wojnie ze Spartanami.
- Noel Rennick, ja tutaj przejazdem, jednak pełnię funkcję doradcy. - przedstawił się Anglik, ściskając prawicę króla. - Ilu was jest? - spytał rozglądając się po twarzach żołnierzy.
- 100000 wojów na każde zawołanie Trojan, w dodatku jestem dumny iż mogę wspomóc was w bitwie. - rzekł władca.
- Sparta ma godnych przeciwników, jest nas jeszcze raz tyle, co ich, mamy szansę wygrać i wygramy. - powiedział Helios. - Wypocznijcie w naszych domach, jeszcze dziś czeka nas krwawa rzeź.
Tymczasem w Koryncie.
Herkules budził się ze snu, a raczej został z niego wyrwany, gdyby się bowiem nie uchylił oberwałby kamieniem ze stropu w głowę. Zobaczył coś niespodziewanego, postać z wizji Jasona w pełnej okazałości.
- Jam jest Flameroth, brat Andromatha, uciekajmy stąd na Olimp. - rzekł.
- Kim dokładnie jesteś? - spytał heros, czuł jednak, że ledwo mówi, tępy ból pulsował mu w czaszce a ramię przypominało obwisły flak.
- Wyjaśnię wam wszystko na Olimpie, nie mamy teraz czasu. - rzekł Flameroth, pomagając Herkulesowi wstać. Gdy wstali brat Andromatha chwycił herosa za ręce i dosłownie niósł go w kierunku drzwi, jakby syn Zeusa był piórkiem.
- Corvus Corax. - rzekł z sykiem w głosie, kamienne drzwi z krukiem otworzyły się ukazując światło dzienne. Po wyjściu Flamerotha z katakumb, w ziemię uderzył piorun a z nim pojawiła się chmura na ziemi zabierając Heraklesa i jego towarzysza do Twierdzy Olimpijskiej. Widząc ich Zeus przywitał syna oraz gościa, po czym zaprowadził ich do komnaty Jasona, Tylo gdy zobaczył Heraklesa w towarzystwie człowieka ze swojej wizji ogarnęło go cudowne uczucie ulgi.
- Jestem Flameroth. - rzekł przybysz ściskając dłoń Jasona. - To ja uratowałem cię przed Andromathem gdy zatruwał ci umysł, i ja jestem właściwie wszystkiemu winien. - dodał ze smutkiem w głosie.
- O co chodzi. - niespodziewanie wtrącił się Herkules. - Czy ja o czymś nie wiem?.
- Nie wiesz nic co musisz wiedzieć, Heraklesie. - uciął Flameroth. - Jasonie, nie umiem ci opowiedzieć tego wszystkiego co cię interesuje, lecz mogę ci to pokazać. - to mówiąc dobył z fałd szaty fiolkę ze srebrnym płynem. - Wypij to i pozwól swojemu sercu przestać pracować, jesteś nieśmiertelny, więc nie umrzesz, wypij to i odpręż się, Herkulesie, ty też. - rzekł podając herosowi identyczną fiolkę.
- No to Jasonie, pijemy? - spytal Herakles.
- A jak, zdrowie dam bo naszego szkoda. - zażartował Jason, po czym obaj wychylili zawartość fiolek. Gdy Tylo wypił, poczuł się senny a jednocześnie było mu zimno, zapadał się w słodką krainę zapomnienia.
Flameroth okazał się niezwykłym stworzeniem, umiał bowiem przekazać innym swoje najodleglejsze wspomnienie.
Gdy brat Andromatha miał wyjaśnić Jasonowi, skąd się wzięło zło zamieszkujące w sercu demona, Trojanie byli już przygotowani, sztandary błyszczały a hełmy i zbroje połyskiwały w świetle słońca. Zbliżała się wojna i świat miał zmienić swe oblicze.
Rozdział XXI
- Tato! - krzyczał mały chłopiec z czarnymi włosami ściętymi "na jeża", biegnąc ku niewidocznemu mężczyźnie, stojącego za skałą, znajdowali się na polanie która błyszczała w słońcu. - Gdzie jesteś?!.
- Andromath, nie zbliżaj się do Głazu Zapomnienia, ojciec tego zabronił. - Dało się słyszeć znajomy głos Flamerotha, jednak był odmłodzony o co najmniej 10 lat.
Jednak młody Andromath nie słyszał ostrzeżeń brata, lecz biegł dalej. Gdy dobiegł do głazu zobaczył na nim symbol, dwa lwy walczące o młodego lewka, jeden miał zatopioną łapę w gardle drugiego. Mały Andromath był zaintrygowany tym zjawiskiem, nagle głaz rozwarł się, wchłaniając go do środka, spadał tak przez długi czas, w końcu uderzył w kamienną posadzkę, stał na końcu długiego tunelu, pochodnie zdobiły ściany, jednak płomienie były zielone. Zaciekawiony chłopiec szedł dalej przez korytarz, aż zobaczył lite w skale drzwi z tym samym symbolem który znajdował się na kamieniu. Drzwi rozwarły się ze skrzypieniem, chłopiec zdążył się schować w zagłębieniu skalnym. Usłyszał głosy nieznajomych mężczyzn, starszych nawet niż jego ojciec.
- Orneusie, wojna jest nieunikniona, niedługo nasze bractwo będzie musiało się ujawnić. - rzekł jeden z członków.
- Nie będę się udzielał w tej sprawie, mam dwóch synów i chcę ich wychować w spokoju. - oponował Orneus.
- Panowie, przepraszam, iż przeszkadzam, lecz mamy gościa. - dało się słyszeć syk spod kaptura.
W tej samej chwili jakaś potężna siła powaliła chłopca i zgięła go do pozycji embrionalnej, pośród kamiennej ciszy dało się słyszeć świst włóczni i rzężenie jednego z członków bractwa.
- Flameroth! - krzyknął Orneus. - Synu, coś ty najlepszego zrobił!? - krzyknął pytając z przerażeniem w głosie.
Oczom Andromatha ukazał się straszliwy widok, siwy człowiek z długą brodą leżał na ziemi z włócznią w mostku, a z ust lała się krew. Nad nim stał jego starszy brat, z bezlitosnym spojrzeniem w oku.
- Bractwo Lwiego Ostrza nie może zostać zdradzone przez żadnego z członków. - rzekł ojciec Andromatha. - Flamerothu, chodź ze mną, Gladrusie, - zwrócił się do młodego człowieka stojącego w cieniu. - Wyprowadź mojego młodszego syna i odprowadź go do statku zacumowanego przy rzece, są tam nasi ludzie, zabiorą go do domu, a ja muszę porozmawiać z Flamerothem.
Gdy Andromath został wyprowadzony, ojciec zwrócił się do starszego syna.
- Synu, twój czyn skazał mnie na śmierć, jednak Andromath jest moim dziedzicem, jako młodszy on zdobędzie moją moc, przeczuwam, że nie użyje jej w dobrym celu, ten kryształ. - to mówiąc wyciągnął zza pazuchy zielony diament oszlifowany po bokach. - To jest mój kryształ, musisz go odnaleźć jeśli zajdzie potrzeba, i zniszczyć, w nim jest ukryta cała siła Bractwa Lwiego Ostrza, a jednocześnie cała moc Andromatha. - skończył wbijając sobie miecz w podniebienie. Czarna krew zalała skalną posadzkę, a ciało padło bezwładnie.
- Obiecuję ojcze iż wypełnię twoją wolę, kiedy będzie trzeba. - obiecał Flameroth, zabierając ojcowską broń i kryształ
W tym momencie obraz zaczął się rozmywać, Jason znów znajdował się na Olimpie, w swojej komnacie. To co zobaczył wprawiło go w osłupienie, nie mógł po prostu w to uwierzyć.
- Co tam się kurwa działo? - spytał Tylo.
- Andromath przeżył samobójstwo naszego ojca, Orneusa, zaczął poznawać mroczną stronę ludzkiej natury, aż w końcu przeistoczył się z tego pogodnego chłopca, w narzędzie zła, jakim jest teraz.
- Kim był Orneus? - zapytał Herkules.
- Moim ojcem, lecz też założycielem Bractwa Lwiego Ostrza. Bractwo to tworzyli synowie bogów a moim dziadkiem jest niestety Kronos.
- Słucham? - krzyknął Jason. - Tytan, którego pokonał Zeus był twoim dziadkiem?.
- Tak Jasonie, mój ojciec odziedziczył całą moc Kronosa, a teraz zrobił to mój młodszy brat.
- Dlaczego? - dopytywał się Herakles. - Jesteś starszy.
- Prawo Bractwa mówi, że to najmłodszy zdobywa całą potęgę rodziciela. - odpowiedział mu Flameroth.
- Czym zajmowało się to całe Bractwo......Simby? - dokończył Tylo ze śmiechem.
- Chroniliśmy ludzi, przed wszystkim co złe, to znaczy, przed kaprysami bogów, którzy byli znużeni życiem na Olimpie i chcieli podręczyć ludzi, jednak herosi, między innymi ty Herkulesie zaczęliście robić to za nas przez co byliśmy zmuszeni się usunąć w cień, trzymaliśmy też umarłych w ryzach. Andromath jednak wypuścił pomiot Hadesu na ziemię, przez co zdobył ich uznanie oraz posłuszeństwo, całe podziemie jest na jego usługach. - dokończył z poważną miną.
- Co mamy zrobić? - spytał Jason.
- Zniszczyć Kryształ Orneusa, gdy to zrobimy Andromath zginie, a wraz z nim wszystko co mu posłuszne, diament znajduje się w miejscu mojego spoczynku, w katakumbach Syzyfa, pilnuje go Nordo, a wiem, że Herkules nie ma z nim najlepszych kontaktów. - to mówiąc spojrzał się z ukosa na syna Jowisza.
- Zrobimy tak, ja pójdę zniszczyć kryształ, a Flameroth i Jason pomogą Troi w wojnie. - ozwał się Herakles.
Plan został uzgodniony, Jason zostanie na Olimpie, a Herakles zniszczy kryształ Orneusa i zakończy tą wojnę raz na zawsze.
Tymczasem przed bramami Troi.
Żar lał się niemiłosiernie z nieba na wojów Trojańskich, wszyscy byli zakuci w stal, dzierżąc miecze w dłoniach. Noel wyjechał na przód po czym wykrzyczał.
- Trojanie, Hektor nie żyje, ja i Helios musimy go zastąpić, jednak powiem wam tylko tyle, walczcie i gińcie w obronie swojego grodu. - skończył, po czym zsiadł z konia biorąc od żołnierza tarczę.
Na horyzoncie dało się zobaczyć ciemne flagi Spartan, z Andromathem w ciele Menelaosa. Gdy dwie potężne armie zebrały się naprzeciwko siebie demon uśmiechnął się do siebie, po czym wycelował palcem w Heliosa, z palca wystrzelił żółty promień, który ugodził boga, tam gdzie powinno być serce, Sol upadł na ziemię, nie wydając tchnienia.
- Bez Heliosa nie dacie sobie rady. - syknął. - Kapitanie - zwrócił się do dowódcy Spartańskiego. - Zabijajcie wszystkich, nie miejcie dla nikogo litości.
Zastępy Sparty ruszyły na Trojan, których było dwa razy mniej, to co się zaczęło dziać pod murami Ilionu było krwawą rzeźnią, demony i ludzie taranowali walecznych synów Troi, krew lala się hektolitrami, Rennick walczył dzielnie, lecz przemówił do niego Zeus.
- Wycofaj się, musisz przeżyć.
Anglik dotarł do bram, wyrwał do stajni, wsiadł na konia odjeżdżając z pola bitwy, Andromath stał na trupach Trojan, śmiejąc się złowieszczo. Podszedł do niego kapitan.
- Spal Troję, niech nikt nie przeżyje, kobiety i dzieci mają iść do niewoli w Sparcie, z kobiet zróbcie branki a dzieci mają być wychowane na żołnierzy i odseperowane od matek.
- Tak jest mój panie. - ukłonił się Spartanin, po czym odszedł na czele armii, Troja stanęła w płomieniach, wszędzie było słychać jęki mordowanych starców i porywanych kobiet, demon stał na gruzach grodu uśmiechając się mściwie.
- Teraz muszę dopaść Jasona Tylo, zabić go, i zapanować nad Grecją. - rzekł po czym wstąpił w płomienie Ilionu. Po grodzie króla Priama pozostały jedynie gruzy i piach.
Rozdział XXII
Tymczasem na Olimpie.
Jason i Flameroth patrzyli na zagładę Troi z bólem w sercach, pierwszy ozwał się Tylo.
- Niech Herkules szybko wraca z Koryntu, nie możemy dłużej zwlekać, jeśli wszystkie państwa Greckie spotka taki los, nie będzie już waszego narodu na mapach świata.
- Jadę tam za nim, jestem mu potrzebny, ponieważ Nordo nie wyda mu kryształu Orneusa. - poinformował przyjaciela Flameroth.
- Więc jedźmy, nie mamy wiele czasu. - potwierdził Jason.
Pocwałowali do Koryntu wśród piasków pustyni, jechali tam pół dnia, w końcu stanęłi przed wejściem do katakumb Syzyfa, zeszli kamiennymi schodami aż ujrzeli kruka kutego w litej skale.
- Corvus Corax - syknął Flameroth. Drzwi otwarły się ze skrzypieniem, widok nie należał do najprzyjemniejszych, cała posadzka była zlana krwią, Herkules stał na środku sali walcząc z Nordo, który miał miecz w jednej ręce i topór w drugiej.
- Wydaj mi kryształ Orneusa! - krzyknął heros. - Bez niego jesteśmy zgubieni.
Stróż komnaty wykonał cięcie, przez co Herakles miał rozciętą skórę na plecach.
- Nie wydam Ci kamienia, synu Jowisza, Flameroth musi się tutaj zjawić, bez niego kryształ pozostanie nietknięty. - orzekł Nordo.
- Nie widzę przeszkód. - ozwał się brat Andromatha. - Proszę o diament mojego ojca.
Widząc swojego przełożonego Nordo nie miał najmniejszych wątpliwości, jego służba się skończyła, zdjął kryształ z cokołu i podał go Flamerothowi. Jason widząc diament wyjął miecz z pochwy, i zamachnął się nań z całą siłą uderzając w sam środek. To co się stało było nie do opisania, komnatę zalało zielone światło, tam gdzie zostal zniszczony kryształ, pojawiła się postać, cała otoczona zielonym dymem. Tą postać widział Tylo we wspomnieniu Flamerotha, Orneus stanął przed nimi, rozglądając się dookoła z poważnym wyrazem twarzy.
- Ojcze? - wykrztusił Flameroth z niedowierzaniem. - Jak to możliwe?.
- Ja nie żyję synu, jestem zaledwie duchem, tak jak niegdyś królewicz Hektor. - stwierdził ojciec Andromatha. - Połowę zadania masz już za sobą, teraz powiem ci co dalej, bez kryształu Andromath jest śmiertelnikiem, musisz go zabić Jasonie - zwrócił się do archeologa. - Czasu jest mało, Trójząb który dostałeś od ojca, przyda ci się. - skończył, po czym pokazał przybyszom wyjście.
Z ziemi podniósł się Herkules, Orneus opatrzył mu rany, wyszli razem z podziemi, gdy znaleźli się na powietrzu, Jason wydał wyrok.
- Do Troi!, a raczej tam gdzie kiedyś leżała, trzeba to skończyć raz na zawsze.
Tymczasem na gruzach Troi.
Na zgliszczach grodu króla Priama stał Andromath i jego armia demonów, syn Orneusa nie chciał opuścić ciała Menelaosa, przynajmniej na razie. Jednak poczuł niesamowity ból, jakby ktoś wyssał z niego życie.
- Straciłem całą moc, w dodatku czuję obecność osoby, której nie czułem od dawna. - mówił do siebie.
- Panie! - krzyknął kapitan Sparty. - Jadą tutaj jacyś ludzie, nie wiem kto to jest.
Na horyzoncie pojawili się czterej jeźdźcy w kutych ze stali zbrojach. Cwałowali ku zgliszczom, każdy trzymał broń w ręku.
- To niemożliwe! - wrzasnął demon. - Jak to mogło się stać?. - pytał sam siebie.
Gdy jeźdźcy dotarli do celu z konia zsiadła znana mu postać, Orneus w całej okazałości stanął przed synem.
- Dość tego mój synu, musisz zginąć. - to mówiąc przeciął mieczem powietrze.
Nagle do walki wtrącił się Flameroth, ugodził brata w żebro, zaczęła sączyć się krew. Jason dobył łuku, i strzelił pomiędzy łopatki demona, w sam środek kręgosłupa, podczas gdy Flameroth z Jasonem walczyli z Andromathem, Orneus i Nordo tłukli jego ludzi. Nikt nie mógł ujść ich ostrzom, powoli Spartan zaczęło ubywać, Tylo dobywając miecza obciął Andromathowi głowę, z ciała Menelaosa wychynęła dusza demona, Orneus rzucił mieczem w tamtym kierunku, na co duch rozerwał się na strzępy. Silny podmuch wiatru o mało co nie zerwał ich z ziemi, wszystkie sługi demona zginęły od śmiercionośnego żywiołu a on sam, poniósł śmierć od miecza archeologa z Londynu i swojego ojca.
- To koniec. - stwierdził Tylo. - Tylko jak teraz wrócę do Londynu?, i gdzie jest Noel.
- Jason, stary pawianie!. - krzyknął znajomy głos zza jego pleców, gdy się odwrócił zobaczył Rennicka, jednak o dziwo był ubrany "po współczesnemu".
- Co ty robiłeś chłopie? - spytał Jason po czym uściskał przyjaciela.
- Tracja mnie gościła, ja i król Rezos byliśmy jedynymi, którzy ocaleli, pojechaliśmy do jego grodu, tam nie mógł mnie nikt szukać, teraz jestem z wami, tylko nie wiem jak wrócimy do naszych czasów.
Nagle z nieba zstąpił Zeus we własnej osobie, podał Jasonowi rękę, po czym wymówił coś w niezrozumiałym języku, przed bohaterami otworzył się ten sam wir, który ich tu przyniósł.
- Grecja jest wam dozgonnie wdzięczna, Jasonie i Noelu, jesteście tu zawsze mile widziani, a co do Orneusa i Flamerotha, zasiądźcie z nami na Olimpie, będzie to zaszczyt dla wszystkich bogów.
- Z chęcią przyjmiemy ten zaszczyt. - uśmiechnął się Flameroth.
- Żegnajcie przyjaciele, jesteśmy dumni, iż mogliśmy walczyć u waszego boku. - pożegnał się Rennick, po czym oboje weszli w bramę do Londynu.
Rozdział XIII.
Jason i Rennick staneli na twardym gruncie dopiero po pół godzinie. Od razu poznali otoczenie, byli przecież przed kwaterą Ruchu Oporu, zeszli po schodach, po czym wstąpili do środka, widok był mile zaskakujący, Ray Pitt gdy zobaczył Jasona rzucił mu się na szyję.
- Nareszcie wróciłeś stary byku. - mówił ze łzami w oczach. - Jest nas mniej, Michael Draven, nasz ojczym odszedł do wieczności, zmarł na zawał, na łożu śmierci uczynił cię naszym przywódcą.
Z cienia wyszła siostra Raya, Karen, nie zmieniła się nic, była dalej tak samo piękna, pocałowała czule Jasona, na co Rennick spojrzał się z ukosa, żartując.
- Jasna cholera, to ja tutaj wracam z honorami ze starożytnej Tracji, gdzie się opierdalałem na całego, a ten zbiera laury, gdzie jest demokracja. - śmiał się.
Gdy młodzi się od siebie oderwali, Karen oznajmiła pełnym radości głosem.
- Jasonie, będziesz tatą.
Tylo stanął jak wmurowany, spodziewał się wszystkiego, lecz nie tego, że zostanie ojcem w tym wieku, cieszył się jednak bardzo.
- To chłopiec czy dziewczynka?. - spytał ze łzami szczęśćia w oczach.
- Chłopiec, kochanie. - odpowiedziała mu Karen.
- To cudownie, naprawdę się cieszę. - mówił Tylo przez płacz. Zamieszkamy u mnie na Valiant Street V, mam duże mieszkanie pomieścimy się, Ray i Noel idą z nami.
- Nie będziemy wam przeszkadzać. - śmiał się Pitt. - Zajmiemy jakąś kawalerkę albo coś w tym stylu.
- Bo was o coś posądzę. - zażartował Jason. - Mam 5 pokoi, pomieścicie się, zresztą jesteśmy teraz rodziną.
Wszystko zostało ustalone, wszyscy wyszli na powierzchnię, po czym wsiedli do odrzutowca, który pozostawił Draven. Za sterami zasiadł Pitt. Polecieli do mieszkania Jasona, podczas lotu Rennick zapytał.
- Czym zamierzasz się zając Jasonie?, praca w "History Discovers" nie wchodzi chyba w grę.
- Wchodzi, ta korporacja nie prezesa, a że Clive Tylo, mój ojczym był jej dyrektorem, ten obowiązek spadł na mnie, pozatym. muszę utrzymać moją przyszłą żonę i małego Randalla. - dodał z uśmiechem.
Wylądowali na tyłach kamienicy, gdy nie znaleźli kluczy, z góry zszedł dozorca, starszy łysiejący człowiek.
- Pan Tylo. - rzekł. - Miło mi pana znowu zobaczyć.
- Panie Perakowski, nie ma pan czasami zapasowych kluczy do mojego mieszkania?, swoje musiałem zgubić. - spytał.
Dozorca wręczył Jasonowi klucze, po czym weszli do mieszkania, wszystko było nietknięte, jednak meble pokrywała warstwa kurzu.
- Trzeba będzie to sprzątnąć. - orzekła Karen.
- Musimy teraz o tym myśleć? - spytał Tylo ze śmiechem. - Dopiero co wróciliśmy.
Noel i Ray rozmieścili się w pokojach w górnej części mieszkania, podczas gdy zakochana para miała dla siebie cały dół.
Spędzili dzień na opowiadaniach, jak się okazało kwatera ruchu była niejednokrotnie atakowana przez siły SWAT, dlatego Draven dostał zawału i zmarł, zostawiając dwoje dzieci, Raya i Karen. Egzystowali tam jak szczury, czasami Pitt wyszedł aby kupić coś do jedzenia za kradzione pieniądze.
- Ray, musisz znaleźć sobie pracę. - stwierdził Jason. - Noel ty to samo.
Wieczorem Tylo pojechał taksówką do biur korporacji, wcześniej się umył i przebrał w normalne ubranie. Akurat odbywało się zebranie zarządu, Jason ubrany w garnitur podszedł do telefonistki, młodej kobiety o czarnych włosach ubranej w czarny sweter i obcisłe dżinsy.
- Jestem prezesem. - odezwał się Tylo. - Chciałbym wejść na zebranie rady.
- Pańskie nazwisko?. - spytała kobieta podnosząc głowę.
- Jason Tylo. - odpowiedział.
Gdy wszedł do pokoju obrad wszyscy mieli nietęgie miny.
- Witam Panów. - rzekł z uśmiechem. - Myślę, iż pora przeprowadzić jakieś reformy w tej korporacji. - mówiąc to usiadł na swoim miejscu. - Wiem, że Max King i John Crown nie żyją, lecz zastąpią ich inni panowie, od jutra zaczynają tutaj pracę pan Noel Rennick i pan Ray Pitt. - oznajmił.
Tymczasowy prezes wstał, podszedł do Jasona, podał mu rękę, po czym się przedstawił.
- Nazywam się Edward State. - powiedział. - Miło mi powitać właściwego człowieka na właściwym miejscu.
Po całym zebraniu, Tylo wsiadł w taksówkę i pojechał do mieszkania. Czuł wielką satysfakcję i jednocześnie ulgę.
- Teraz, to już koniec. - myślał. - Ale czy naprawdę? - pytał sam siebie. - Nie, to dopiero początek wszystkiego.
Teraz dla młodego Tylo liczyło się tylko jedno. Odpocząć, odchować syna i żyć szczęśliwie z Karen, do końca swoich dni. Jechał do domu, i to było najważniejsze.
Koniec;)Doczekaliście się końca I Tomu;) Niedługo Wracam z kontynuacją;)Spodziewajcie się "Księcia Mrocznych Pretorian"
Cała Saga jest dedykowana mojej żonie Siabie:* Kocham Cię Misiu:*
Laukaz
Wysłany: Sob 13:05, 18 Sie 2007
Temat postu:
Rozdział XV
Podróż w czasie nie była dla Jasona niczym nowym, już raz przecież to przeżył. Gdy wylądował na ziemi obok Necrosa, Rennicka i Dahaki uśmiechnął się do nich, jednak nie był całkiem szczęśliwy. Od pasterza spotkanego po drodze dowiedział się którędy się kierować aby dotrzeć do Troi. Po drodze zatrzymali się we wsi Skelos, tej samej w której Tylo spotkał Logana. Szli cały dzień i gdy przybyli na miejsce słońce chyliło się ku zachodowi, więc gdy dotarli do "Świętego Mordercy", już zapadał zmierzch.
- Przyjaciele zatrzymajmy się tu na noc. - zaproponował Noel. - Jesteśmy zmęczeni a do Troi możemy dojechać jutro, wejdźmy więc do gospody i zjedzmy coś a następnie udajmy do łóżek.
Tylo gdy zobaczył nowego karczmarza pozdrowił go i poprosił o coś ciepłego do jedzenia a także o nocleg. Gospodarz był młody, ale jak było widać z twarzy nieufny co do nowoprzybyłych. Jason właśnie odbierał kawały mięsa skwierczące jeszcze na drewnianym półmisku, gdy w jego głowie odezwał się tajemniczy głos.
- Synu, jesteś w niebezpieczeństwie, idź natychmiast do swojej komnaty.
- Necrosie jedzcie, ja muszę udać się do naszej sypialni po zapłatę dla karczmarza. - stwierdził archeolog.
Gdy wszedł do klitki zwanej sypialnią w, której stały cztery łóżka wyścielone skórami niedźwiedzimi. Ledwie zamknął drewniane drzwi zmaterializował się jego ojciec, gestem dłoni nakazał aby usiadł.
- Witaj. - uśmiechnął się Posejdon. - Cieszę się z tego, że wróciłeś ale muszę cię ostrzec, jako, że jesteś moim jedynym potomkiem zdradzę ci tajemnicę twojego snu, mojego artefaktu i twojego przeznaczenia, otóż zostałeś "Wybrańcem", i nie masz na to wpływu. Mój Trójząb jest ci potrzebny do wykonania powierzonej misji, gdy królewicz Hektor wrócił z Hadesu jako nieśmiertelny wrócił niezmieniony, ponieważ nie odnalazł przerażającego miejsca jakim jest ÂŚwiątynia Podziemia zwana też ÂŚwiątynią Potępionych. - powiedział.
- Czego nie odnalazł? - pytał Jason. - Czy znowu Grecji grozi niebezpieczeństwo?.
- Posłuchaj Jasonie, synu mój, ÂŚwiątynia Potępionych jest więzieniem Tytanów, oni zbuntowali się przeciw Zeusowi, a dokładniej zbuntował się jeden z nich, upadły bóg zwany Andromathem, zasiadał on na Olimpie, początkowo miał być bogiem umarłych, takim jak teraz Hades, jednak nie podobał mu się ten pomysł, chciał zająć miejsce Jowisza i przewodzić Bogom, jednak nie udało mu się to i został przeklęty przez całą radę Olimpijską, tym samym zesłany do podziemia. Nie siedział tam bezczynnie, założył ÂŚwiątynię Potępionych i przelał w nią całą swą złą moc. Głównie trafiają na nie dusze idący do piekieł, jednak wasz przyjaciel Dahaka szukał odpowiedzi jak stać się nieśmiertelnym i zszedł do tego przeklętego miejsca kultu zła, Andromath nie czekał i słał ku niemu swoje mroczne myśli nakłaniając go do przejścia na swoją stronę. Teraz twój przyjaciel jest czymś gorszym niż demon, on nie ma duszy Jasonie. Jego dusza została sprzedana Andromathowi. Możesz a nawet musisz powstrzymać to szaleństwo, istnieje też następny wariant używając mojego Trójzębu możesz zamknąć ÂŚwiątynię i zamknąć jej twórcę na wieczność, ale gdy ją otworzysz Tytani wyjdą na świat i zrobią co im każesz. Jednak wiedz, że gdy otworzysz to złowrogie miejsce zawładnie ono twoim umysłem i sercem, tak jak to zrobiło z Dahaką, nie ma już dla niego ratunku, musisz go zabić albo twoja misja jest skazana na niepowodzenie.- skończył Posejdon.
- Z tego co mówisz ojcze Andromath jest nieśmiertelny i nie sposób go pokonać. - powiedział Jason. - Jakże mam więc to zrobić?.
- Tłumaczę ci po raz ostatni, jeśli otworzysz ÂŚwiątynię Tytani zrobią co im każesz, nawet zabiją swojego stwórcę, ich jest dwóch a on sam jeden, lecz po zabicu Andromatha zajmiesz jego miejsce, co więcej....
- Poczekaj. - przerwał Tylo. - Skoro zrobią co im każę, to czyż nie mogą zniszczyć tego miejsca? - zapytał.
- Jeśli ÂŚwiątynia zostanie zniszczona jej mieszkańcy wyjdą nie ziemię nie miejąc się gdzie podziać, a jak zamkniesz to miejsce nikt już go nie otworzy, wybrać musisz ty. - stwierdził bóg mórz. - A teraz zejdź na dół do swoich przyjaciół, czuję, że będziesz potrzebował ich pomocy.
Tylo zszedłwszy na dół zobaczył coś czego się nie spodziewał. Rennick leżał w kałuży krwi wylewającej się z rany na piersiach natomiast Necros walczył z Dahaką, który bronił się niczym lew. Każdy cios gladiatora był parowany przez greckiego płatnerza, gdy rzymianin wyprowadził cięcie w gardło Dahaka uniknął ciosu i ciął Necrosa w czoło. Jason zareagował natychmiast, chwycił wiszący na ścianie łuk razem ze strzałami i wycelował w kręgosłup kowala po czym wypuścił strzałę ze świstem. Pomieszczenie rozdarł okrzyk bólu i odgłos zwalających się zwłok na ziemię. Gdy Dahaka zwinął się w kłębek Tylo wypuścil drugą strzałę tym razem w lewe oko, ta jednak trafiła w mostek brocząc koszulę krwią. Tylo podbiegł do płatnerza, dobył broni i ściął mu głowę jednym wprawnym cięciem. Gdy ciało padło wyszła z niego dusza zupełnie niepodobna do cielesnego pierwowzoru. Oczodoły ziały pustką a uśmiech był z piekła rodem.
- Głupcy! - krzyknął. Moja śmierć niczego nie zmieni, Andromath rozpoczął swoje dzieło i niedługo zapanuje nad wami.
Jason poszedł po karczmarza, który skrył się w piwnicy swojej gospody, uspokoił go i poprosił o opatrzenie rannych Noela i Necrosa.
- Rennick, co tu się działo? - zapytał.
- A jak myślisz? , ten baran dolał czegoś do wina, lecz córka karczmarza wypiła pierwsza i się otruła przed nami, ja rzuciłem się na niego z rękoma, lecz nie dałem mu rady, na pomoc przyszedł mi Necros, zaczął z nim walczyć ale nie wygrał, dopiero ty go załatwiłeś.
- Taaak. - przeciągnął się rzymianin. - Myślałeś kiedyś o zostaniu gladiatorem?.
- Zapomnij, mogę walczyć jako żołnierz czy jakiś dowódca, ale nigdy nie będę narażał swojego życia dla uciechy tłumu, jedyne co mogę otrzymać od gladiatora to szkolenie które mi obiecałeś. Lecz najpierw musimy dotrzeć do grodu Trojan i niech oni nas wspomogą, król Priam chciał mnie mianować naczelnym wodzem swoich wojsk ale musiałem wracać do domu. Wątpię też czy Hektor dalej ich wspomaga, bowiem przed moim odejściem odchodził do Hadesu, a teraz idźmy spać, skoro świt dosiadamy wierzchowców i jedziemy do Ilionu.
Wczesnym rankiem zerwali się z łóżek, zjedli coś naprędce i ruszyli przed siebie. Jechali pół dnia aż wreszcie ukazał się ich oczom wspaniały widok, bramy grodu były odnowione a mury obstawione przez strażników.
- Kto jedzie!? - zagrzmiał głos z wieży strażniczej. - Kim jesteście?.
- Jestem przyjacielem króla Priama i królewicza Parysa, wspomogłem was w wojnie przeciw Spartanom i księstwu Myken, muszę pilnie porozmawiać z waszym władcą. - wołał Jason.
Nagle brama rozwarła się ze zgrzytem i wyszedł z niej zastępca Hektora, Doman syn Tektona, ubrany był w zbroję pochodzącą z łupów wojennych a w ręku trzymał dwusieczny topór.
- Znam człowieka jadącego na przedzie, ale jego kompani są nieznani i podejrzanie wyglądają. - stwierdził Trojanin.
- Możesz im zaufać, są ze mną. Prowadź mnie do króla Domanie.
Trzej kompani wchodząc do Troi zwracali na siebie uwagę ludzi, a zwłaszcza bogatych mieszkańców miasta. Gdy doszli do pałacu i komnat władcy Priam przyjął ich z uśmiechem.
- Witam was przyjaciele, Jasonie wiedziałem, że powrócisz do nas, czy zechcesz zostać jednym z Trojan? - spytał sędziwy król.
- Potrzebuję armii najprzedniejszych Trojańskich wojowników, grozi wam niebezpieczeństwo ze strony sił nadprzyrodzonych, demon Andromath chcę przejąć władzę nie tylko nad ziemią lecz również nad Olimpem, ja muszę go powstrzymać, ale potrzebuję do tego silnego wojska jakie ma twój gród. - zakończył Tylo.
- Dobrze, możesz zebrać 10000 wojska i ruszyć gdzie ci się podoba, lecz zaznaczam pomocy Hektora nie otrzymasz, mój pierworodny odszedł do świata zmarłych.
Zebranie wojsk zajęło trzem przyjaciołom 7 dni czasu. Po czym ruszyli do Argos, gdzie znajdowało się wejście do Hadesu a tym samym do ÂŚwiątyni Potępionych. Na pustyni napotkali grupę zbójców gnębiących młodą kobietę i jej małego syna, nie czekając Jason krzyknął do kompanów.
- Pomózmy im, ilu jest tych łotrów? - spytał Lizandra, który udał się chętnie na wyprawę, ponieważ już służył młodemu archeologowi w bitwie ze Spartą.
- Widzę, że jest ich około 20. - odpowiedział Trojanin. - Co robimy dowódco?
- Oszczędzić jednego, resztę zabić. - rozkazał Tylo. - Gdy skończymy, przyprowadźcie go do mnie, a kobieta i dziecko mają być wyżywieni i także przyprowadzeni do mnie. Od łotra chcę się dowiedzieć o przyczynę napaści na niewinnych ludzi a od nich informacji co robili na takim pustkowiu. - dokończył.
Stu zbrojnych natarło na rozbójników siekąc i miażdżąc wszystkich, lecz pamiętając o rozkazie dowódcy i oszczędzając jednego, oprych miał opaskę na oku bliznę biegnącą wzdłuż łysej głowy, Trojanie spętali go i zaprowadzili przed oblicze Jasona, natomiast kobietę i jej syna nakarmili i nakazali czekać w namiocie Lizandra, pilnowanego przez 4 gwardzistów.
Rzucony na ziemię zbójca patrzył na oblicze młodego człowieka, jakby był on bogiem.
- Co tu robiłeś! - krzyczał Tylo. - Dlaczego napadliście tę bezbronną kobietę?!, mów albo wypruję ci flaki tym oto mieczem.
- Ja z tego żyję, psie! - oponował rozbójnik. - Muszę zabijać aby przeżyć, ona była niewygodna i musieliśmy ją zabić!.
- Co znaczy niewygodna? - spytał Jason nie ustępując. - Co chcieliście jej zrobić.
- To kobieta z Myken, a ten chłopak to syn bogatego kupca z Tracji, kupiec zginął podczas naszej napaści na ich dom, a ona i jej syn zostali zabrani przez nas, Hezjone bo tak brzmi jej imię i Azjon jej syn wiedzą kim jesteśmy, chcieli uciec a my nie mogliśmy im na to pozwolić. Chcąc nie chcąc musimy zabić. - skończył herszt z dzikim śmiechem.
- Skuć go i zabić. - rozkazał Jason.
- Nie wiesz co robisz. - przerwał Rennick. - To, że chciał ją zabić to nie znaczy, że jest zepsuty do szpiku kości, gdzie twoje sumienie i litość.
- Ja zatraciłem sumienie kolego, a jeśli wtrącisz się jeszcze raz to gorzko tego pożałujesz. - zagroził przyjacielowi Tylo.
Hezjone została wezwana przed oblicze dowódcy tego samego dnia. Jason dowiedział się, że zgodnie z opowieścią herszta pochodzi ona z Myken i została porwana aby dostarczyć rozrywki zbójcom. Dowódca postanowił odesłać ją do Troi a wyruszyć do podziemia tego wieczora. Cwałowali przez piaski pustyni wiele godzin aż weszli do Argos, znajdując wejście do Hadesu.
- Rennick idziesz ze mną a Necros będzie moim zastępcą podczas naszej nieobecności.
Jason śmiało stanął przed Plutonem i oświadczył czego szuka, bóg zmartwił się i dał mu radę.
- Zanim wejdziesz do ÂŚwiątyni Potępionych, posłuchaj mnie, zaprowadzę cię do niej ale wybrać musisz sam co chcesz zrobić. Ja nie zmuszę cię do niczego przyjacielu. - skończył bóg.
Tylo zagłebił się z Hadesem w podziemne korytarze Styksu a tymczasem w oddalonym od nich miejscu na samym dnie Tartaru demon Andromath knuł zamiar otworzenia miejsca swojego zniewolenia. Andromath był bardzo podobny do Andariela zabitego w obozie Spartan przez Logana
- Cóż za głupcy, przecież on już zaczął poddawać się mojej woli, gdyby nie ja herszt bandy żyłby dalej, jeśli tak dalej pójdzie będę miał ucznia na swoje miejsce a ja sam podbiję naród Grecki i zniewolę bogów Olimpijskich. Jeszcze tylko musi użyć Trójzębu swojego ojca w korzystny dla mnie sposób, a o resztę nie muszę się martwić. - rzekł demon z miną jakby zbliżało się Boże Narodzenie, następnie podszedł do diamentu, który trzymał na podwyższeniu cokołu. - Dajesz mi moc i tylko zniszczenie ciebie może zniszczyć mnie i moje zamiary, jeśli nie zabijemy tego młodego głupca może stać się on naszym potężnym sprzymierzeńcem. Andarielu synu mój, jeszcze zostaniesz wskrzeszony obiecuję ci to. - skończył.
Daleko od kryjówki demona Jason podążał ciemnymi korytarzami mając za sprzymierzeńca Plutona a za oręż Trójząb Posejdona, wiedział, że nadciąga nieuniknione, wiedział, że musi wybrać właściwie i zamknąć miejsce kultu zła, nie wiedział jednak co szykuje dla niego stwór mieszkający w czeluściach Tartaru.
Rozdział XVI
Rennick nie chcąc iść dalej korytarzami Tartaru jasno to Jasonowi oznajmił, tym bardziej iż Andromath miał w posiadaniu tajemniczy diament i młody Tylo musiał zabić demona i rozwikłać zagadkę tego oto klejnotu.
- Kolego, nie wiem jak ty, ale ja nie wchodzę do tego starożytnego Czarnobyla, wystarczy, że tam reaktor poszedł się jebać w pieruny, ja nie chcę mieć łusek na twarzy i miotać pastą do zębów z moich palców. Zostaję z Necrosem, a Ty radź sobie sam. - skończył Noel.
Słysząc te słowa Tylo spojrzał na towarzysza jak na człowieka niezrównoważonego, lecz przystał na tą propozycję. Nie miejąc co poradzić spojrzał na Plutona, drugiego towarzysza swojej podróży, szukając u niego wsparcia, jednak bóg stał bezradnie przez dłuższy czas, dopiero po chwili odezwał się.
- Jasonie, Noel nie może pójść z nami, Andromath tylko na to czeka, użyłby twojego kompana przeciwko tobie. - oświadczył Hades.
Gdy Rennick opuścił towarzystwo, młody archeolog zwrócił się do Plutona.
- Opowiedz mi o Andromathu, czuję, że mój ojciec nie powiedział mi wszystkiego co sam wie, a ja nie zamierzałem wnikać za bardzo w sprawy Olimpijskie, zresztą prędzej czy później dowiem się o co tu chodzi. - nalegał Tylo.
- Dobrze, powiem ci o wszystkim, lecz nie zaręczam iż to co tu usłyszysz będzie przyjemne, wiesz już, że Andromath zasiadał kiedyś między nami i miał rządzić umarłymi tak jak robię to teraz ja, jednak nie podobała mu się ta profesja, chciał zająć miejsce Zeusa ale nie udało mu się to, długo zmagaliśmy się z nim aż w końcu zepchnęliśmy go w czeluść podziemi, magiczną barierę zamknął twój ojciec i tylko jego broń może ją otworzyć, gdy demon został pozbawiony swoich praw boga, Jowisz miał widzenie we śnie, przyśniła mu się Pytia, tak właśnie Wyrocznia z Delf, przepowiedziała ona wszechwładającemu zbliżającą się wojnę między bogami Olimpu a sługami Andromatha, jednak była też mowa o Wybrańcu, który zadecyduje o losach Grecji, tym Wybrańcem jesteś ty, a twój ojciec wiedział, iż jest to nieuniknione, dlatego dał Ci swój artefakt abyś wypełnił tę misję. - skończył Hades z nieukrywanym zmartwieniem w głosie.
To co Jason usłyszał w tej chwili zdziwiło go bardzo, nie spodziewał się kiedykolwiek, że będzie decydował o losach narodów, a co gorsza, miał to zrobić sam, nawet bogowie nie mogli ingerować w tą sprawę. Gdy podążał ciemnym labiryntem podłoże nagle zrobiło się strome i zjeżdżało ostro w dół, także Jason musiał uważać aby nie upuścić Trójzębu trzymanego w prawej ręce i jednocześnie schodzić. Gdy uporał się ze zboczem stanął przed wrotami kutymi w litej skale, jednak te odrzwia nie były zwykłe, nie mialy bowiem niczego co mogłoby je otworzyć, Ryciny na skalnych skrzydłach przedstawiały widok ludzi, na jednej połowie pokazani byli mężczyźni, głównie rzymscy Pretorianie idący na bój pod wodzą tajemniczego bóstwa spowitego tajemniczą aurą. Natomiast na drugiej połówce pokazane były widma tych oto nieszczęśników, a bóg prowadzący ich do zwycięstwa spychał ich w bezdenną czeluść z mściwym uśmiechem na twarzy, pod spodem widniał napis :
Castigo Corpus Moem.
"Ból jest dobry"
Pod tą inskrypcją widniała jeszcze jedna ale nie pasująca wcale do otoczenia.
Memento Mori Domine.
"Pamiętaj o śmierci Panie"
Jason widząc te oznaczenia zdziwil się nie na żarty, tym bardziej, iż uczył się łaciny na uniwersytecie zanim został tam wykładowcą. Lecz nie pojmował co ma jedna inskrypcja do drugiej. Widząc jego minę Hades uśmiechnął się i stwierdził.
- To tutaj znajduje się wejście do ÂŚwiątyni Potępionych, a te inskrypcje które tu widzisz są jej głównymi hasłami, co więcej tutaj musi się wypełnić twoje przeznaczenie przyjacielu. - skończył Pluton z błyskiem w oku.
- Co mam robić? - spytał Jason.
- To proste, masz wybór, o czym już wiesz, jednak pozwolę sobie Ci przypomnieć o co chodzi, Andromath czeka na twoją decyzję, teraz musisz użyć Trójzębu aby zabić demona i położyć kres złu. - krzyknął bóg.
W tej samej chwili w głowie młodzieńca odezwał się głos należący do Andromatha we własnej osobie.
- Uwolnij mnie, razem możemy zapanować nad tym światem, pomyśl co dałaby nam nieograniczona władza. Bogowie Olimpijscy kłanialiby się nam, Andromath Wspaniały i jego prawa ręka Jason Nieposkromiony, razem zawładniemy najpierw naszym globem a później całą galaktyką. - syczał demon.
Tylo podczas tej wymiany zdań zwijal z bólu, jego całe ciało wypełnił żar jaki stosują płatnerze w swoich pracowniach. Jednocześnie kusiła go perspektywa, lecz wiedział, iż narody Grecji liczą na niego i jego pomoc. Ostatnim wysiłkiem woli dźwignął się na obolałe nogi i wyszeptał.
- Nie.......poz...wolę.....Ci......prze....jąć....zie..mii, idź, precz.....demonie!.
W tej samej chwili jakaś potężna siła skręciła jego ciało do pozycji embrionalnej, trzymając go w tym żelaznym uścisku, Tylo nie mogąc oddychać zdołał odchylić głowę do tylu, widząc Hadesa szepnął ledwo słyszalnym głosem.
- Po..mo..cy!
Hades widząc jego zmagania dodawał mu odwagi mówiąc.
- Walcz z nim Jasonie, ja nie mogę ingerować, lecz tylko twoja silna wola może przezwyciężyć jego złe zamiary, pamiętaj. wszyscy liczymy na Ciebie, jesteś wybrańcem i musisz położyć kres tej zarazie zła!, cokolwiek się stanie bądź silny i nie daj się zwieść pustymi obietnicami. - krzyczał Pluton. - Zabij w sobie zło, które próbuje cię przejąć!.
- Nie słuchaj go!, - nie dawał za wygraną demon. - Przyłącz się do mnie, przy naszych możliwościach możesz sam być bogiem.
Mózg Jasona nie wytrzymywał już, lecz młodzieniec podjął decyzję.
- Dość! - wrzasnął aż cały Tartar zatrząsł się w posadach. - Nie chowaj się jak tchórz Andromathu, lecz wyjdź mi na spotkanie i stań twarzą w twarz ze swoim przeznaczeniem!.
- Nie! - oponował Hades. - Gdy on wyjdzie, świątynia zostanie otwarta i nie zamknie jej nikt jeśli ty umrzesz Jasonie, a jeśli dojdzie do twojej śmierci, nie pokonają go nawet mieszkańcy Olimpu! - przekonywał bóg. - On i jego demony przejdą do twojego świata i zrobią z niego miejsce, które nie będzie przypominało w niczym naszego ani twojego wymiaru.
Tylo uciszył go jednym ruchem ręki, unosząc Trójząb Posejdona w górę i krzycząc.
- W imię bogów Olimpijskich, otwórz się azylu potępienia i wszelkiego bólu!.
W tym samym momencie cały Tartar zatrząsł się w posadach, sklepienie przeciął czerwony strumień światła, piorun uderzył we wrota, które rozwarły się z groźnym zgrzytem, ziemia zaczęła się trząść i pękać pod ich stopami, wypływała z niej czarna parująca ciecz.
- Co to kurwa jest!? - krzyczał Jason. - Co ja zrobiłem!?.
Lecz nie uzyskał odpowiedzi na swoje pytanie, ponieważ z wrót wyszedł Andromath, jego ciało przypominało szkielet starca, szata zwisala na ramionach a twarz była pozbawiona wszelkich emocji.
- Taaaaak!, po 10000 lat wreszcie powróciłem na ziemię aby zasiać powszechny terror! - krzyczał demon.
Nim Tylo zdążył zareagować do akcji wkroczył Pluton.
- Precz! - krzyczał na całe pomieszczenie. Z jego palców wystrzeliły promienie, jednak odbily się rykoszetem od klatki piersiowej demona godząc w sklepienie, kamienie ze stropu spadły przysypując Hadesa. Widząc to Tylo spojrzał na oprawcę swojego przyjaciela z żądzą zemsty w oczach. Błyskawicznie ruszył do przodu z obnażonym mieczem w jednej dłoni i Trójzębem Ojca w drugiej. Zamachnął się ostrzem prosto w czoło Andromatha, lecz nie zdążył zadać cięcia, gdyż ta sama siła działająca wcześniej odrzuciła go do tyłu, przewrócił się zdzierając sobie skórę z pleców aż do krwi, czerwona posoka zalała całą glebę.
- Nie stawiaj mi się, bo nie dasz rady pokonać istoty istniejącej od zarania dziejów!.
Jason nie rezygnował, walcząc mieczem i Trójzębem parł dalej do przodu, rozegrała się prawdziwa rzeź, Tylo ciął po całym ciele demona, ale twarde jak łuski cialo nie reagowało na nic. Stal byla mu obca, gdy Jason się zmęczył Andromath wymierzył mu silne uderzenie w skroń. Młodzieniec prawie stracił przytomność, cały obraz zamazywał mu się przed oczyma, brutalny chwyt i podniesienie za włosy wyostrzyło mu wzrok. Twarz jego wroga uśmiechała się do niego lecz ten uśmiech nie wróżył niczego dobrego.
- I ty ścierwo chciałeś się ze mną mierzyć?, nadszedł twój kres.
Wróg już unosił dłoń aby uderzyć w tchawicę, lecz sklepienie rozerwał piorun z niebios, i uderzył w oprawcę Jasona, następnie chmura porwała młodzieńca ku górze a jego przeciwnik został w dole. Niebianie otworzyli swe bramy i wpuszczając syna Posejdona wśród swoich. Obudził się on na miękkim posłaniu z chmury mając nad sobą uśmiechniętą twarz ojca a obok niego, zjawił się Zeus. Bóg bogów miał nieciekawy wyraz twarzy.
- Czy ty jesteś głupi, czy tylko takiego udajesz! – zrugał go Jowisz. – Musisz przejść szkolenie aby stawić czoła bóstwu ÂŚwiątyni Potępionych. Gdy wydobrzejesz i Afrodyta opatrzy twoje rany będziesz musiał się zgłosić do Aresa, wiem że jest on ojcem upadłego Dahaki i musiałeś walczyć z Andarielem, i tylko dzięki pomocy swojego syna przetrwaliście, ale Mars zrozumiał swój błąd i teraz musisz przejść u niego szkolenie fechtunku boskiego, ponieważ tylko ta metoda może zabić potwora, następnie przejdziesz trening pod moim okiem, bowiem musisz nauczyć się filozofii, na samym końcu
Zeus nauczy Cię wszystkiego co sam wie na temat bogów i ich działania. Teraz musisz się leczyć a później wstąp do mojego domu. – to mówiąc rozwiał się niby nocna mara zostawiając syna sam na sam z jego problemami. Tylo miał gotowy plan, wyszkoli się u bogów i stawi czoła złu jakie wylęgło się z Tartaru.
Rozdział XVII
Wywołanie Andromatha nie było dobrą opcją. W dodatku demon został uwolniony ze swojego więzienia i zaczął natychmiast działać. Wydostał się z podziemi przez otwór który wybił Zeus ratując Jasona. Rennick i Necros widzieli co się stało, ich zainteresowanie w sprawę było ogromne. Gdy więc Jowisz ratował ich przyjaciela, demony wychynęły na powierzchnię, to co się działo z wojskiem Priama było rzeźnią. Bowiem, gdy Necros zobaczył co się dzieje, wezwał Trojan do ataku.
- Trojanie! - zagrzmiał. - To zło, wylęgło się z czeluści Tartaru, i tylko wy możecie je powstrzymać, Troja to wasza matka, walczcie za nią!, to mówił wasz królewicz Hektor, a wy idźcie za jego przykładem. - skończył wsiadając na konia i wyciągając topór zza pasa, to samo zrobiła reszta wojów ze swoją bronią.
Rennick jednak pobił na głowę wszystkich swoim zachowaniem. Nie wyjął zza pasa miecza ani innej broni białej tylko zdjął z pleców karabin maszynowy M-60. Trojanie byli zdumieni postawą ich kompana, lecz ten uśmiechnął się i z udawanym zdziwieniem zapytał.
- Co jest?, możemy przecież urządzić tutaj Wietnam, nigdy jeszcze nie tłukłem umarlaków. - żartował Noel.
Andromath widząc przygotowania Trojan, uśmiechnął się drwiąco, jego armia składała się głównie z ludzi, lecz byli oni natchnieni grozą piekieł, z ich oczu ziało nieszczęście i chęć zabijania. Na nieszczęście dla wojowników Priama byli oni nieśmiertelni, tę informację posiadał stwór i przekazał ją swoim sługusom. Jego demony też dobyły swojej broni, lecz ich ostrza były, czarne z czerwoną klingą. Widząc to Trojanie zadrżeli. Ciężka jazda runęła na piechotę króla Priama. Rennick nie czekając na nic dobył karabinu. Padały strzały, lecz nic nie jest w stanie zabić piekielnego pomiotu, w miejscu gdzie kule rwały ciała natychmiast zasklepiała się skóra. Na nieszczęście dla Anglika skończyły się naboje, rzucił więc broń palną i dobył miecza pozostawionego przez zabitego Trojanina. We władaniu orężem radził sobie nie mniej dobrze jak w sztuce rozstrzelania. Jednak wszyscy ludzie z Ilionu nie mieli szans, przeciw potędze piekieł. Z wojennej wrzawy Rennick zdążył usłyszeć głos Necrosa.
- Wycofujemy się! - wrzeszczał wśród pyłów wojennych. Miał donośny głos toteż, usłyszeli go ludzie będący w pobliżu. Nie było ich wielu, gdyż piekielne bestie zabijały wszystko po drodze. Konie ze stajń trojańskich były szybkie, w związku z czym wszyscy pozostali przy życiu uniknęli śmierci. Widząc ucieczkę ludzi demony chciały ruszyć do ataku, jednak ich władca powstrzymał ich jednym ruchem dłoni.
- Zostawcie ich. - syknął. - Nadejdzie na to czas, nikt nie stanie mi na drodze, przejmę władzę prędzej czy później.
Tymczasem Rennick i Rzymianin opatrywali swoje wojska, rany były powierzchowne ale jeden wój, syn Tektona, Doman został śmiertelnie ranny. Włócznia jednego z piekielnych sług przebiła mu lewe płuco. Biedak nie mógł oddychać, więc obowiązkiem Noela było dobicie rannego. Po pogrzebaniu zmarłych ludzie zastanawiali się co dalej począć. Pierwszy pomysł rzucił starszy jegomość, nosił on bliznę pod okiem i nie był zbyt muskularny. Nazywał się Alecto, a był generałem Trojan w czasach młodości Hektora.
- Myślę że powinniśmy wrócić do Troi, nie wiem gdzie jest wasz przyjaciel, a Priam wypatruje nas od dłuższego czasu. Tutaj nic nie zdziałamy, jeśli będziemy użalać się nad zmarłymi nic to nam nie da a przeciwnie nie będziemy wiedzieć co robić. - skończył z rezygnacją ale i postanowieniem w głosie.
- Co do Jasona. - wtrącił się Noel. - Jestem ciekaw co on w tej chwili porabia, my tutaj walczymy a ten chleje ambrozję w kantynie Olimpijskiej.
- Wracamy. - powiedział Necros. - Tutaj nic nie pomożemy. - Zbierzcie ludzi i nakażcie odwrót.
Zbierając ostatnie niedobitki pocwałowali do Troi aby zasięgnąć rady u wszechwiedzącej Kasandry, córki Priama.
Tymczasem w twierdzy Olimpijskiej.
Zostawmy na chwilę zmagania z demonami Andromatha i zobaczmy co się dzieje z Jasonem, używającym rozkoszy Olimpu, nasz bohater powoli dochodził do siebie, ale prywatne lekcje z bogiem bogów nie za bardzo były mu na rękę. Co prawda było to zaszczytem obcować z ojcem potężnego Heraklesa, lecz nie miał nadziei że podoła wszystkim wyzwaniom jakie szykował dla niego Jowisz. Zmartwionego syna odwiedził Posejdon z nowiną, która bardzo go zaskoczyła.
- Synu pozwól ze mną. Widzę że już czujesz się lepiej, jeśli chcesz możesz dzisiaj zacząć trening. Sam Zeus nie będzie Cię nauczał. - powiedział Neptun. - Twoim Mentorem będzie jego syn, Herkules, jeśli cię to dziwi, ten człowiek nauczyć cię może więcej niż nie jeden bóg. Przebywa on teraz w Mykenach, u króla Agamemnoona na przeszpiegach. ale wróci i doniesie nam o wszystkich zamiarach wroga. - skończył bóg marszcząc czoło.
- Herkules! - wykrzyknął Jason. - Jak to możliwe!?, nie jestem godny aby uczył mnie heros. - zmartwił się Tylo. - Nie podołam próbom jakie on dla mnie wymyślił.
- Spokojnie. - wtrącił się Zeus, który wszedł do komnaty bezszelestnie. - Mój syn bardzo chce cię uczyć młody herosie Trojan, i jest bardzo zadowolony z tego, iż może być twoim mentorem. - uśmiechnął się Jowisz.
Nagle do komnaty wpadł jak z procy bóg, był cały niebieski z wyjątkiem włosów, te bowiem miał siwe. Ukłonił się Gromowładnemu i oznajmił na jednym wydechu.
- Panie mój, wrócił twój syn, jednak ma nieciekawe wieści, Spartanie i Mykeńczycy nie próżnują. - dodał i wyleciał jak z bicza.
Kilka chwil później załomotały bramy sklepień, i dało się słyszeć bas mężczyzny, który nie był przyjazny, ale też nie wrogi. Widać było, że nowiny przyniesione przez tego człowieka nie są dobre, lecz Jasonowi nie dane było się dowiedzieć jakie były, ponieważ jego ojciec rzekł do niego.
- Wypij to. - podał mu naczynie wykonane ze złota pełne srebrnego płynu. - To jest wywar z serca Cyklopa, pomoże ci do końca wyleczyć rany a mało tego wzmocni twoje siły witalne, bowiem twoja nieśmiertelność jest zarówno twoim przekleństwem. - widząc przerażenie na twarzy swego jedynaka uspokoił go podniesieniem dłoni. - Zauważyłeś pewnie że podczas waszego ostatniego sporu Andromath nie mógł Cię zabić co jest atutem, ale męczył cię dotąd aż nasz ojciec, czyli Zeus nie uratował twojego ciała od rozerwania na strzępy, bo nawet wtedy nie umarłbyś tylko twój mózg wił by się niczym ścierwo jakie wyszło zza bram ÂŚwiątyni Potępionych, takie jest twoje przekleństwo synu. - skończył ze smutkiem na twarzy.
Tylo był wstrząśnięty, jednak nie miał czasu się zastanowić, gdy jego ciało zrobiło się ciężkie jak ołów, chciało mu się potwornie spać, więc gdy przyłożył głowę do boskiego posłania zasnął jak małe dziecko. Widząc go ojciec bardzo się zmartwił i zwrócił się do Jowisza, który pojawił się w tym momencie z cichym pyknięciem.
- Martwię się o stan Jasona bracie, niepotrzebnie mówiłem mu o jego darze. - rzekł Neptun.
- Nie możesz siebie za to obwiniać. - uspokoił go Zeus. - Prędzej czy później i tak by się dowiedział co go łączy ze ÂŚwiątynią Potępionych. - uciął Jowisz.
W tym samym momencie do komnaty wszedł Herkules. Był to człowiek starszy, miał już 40 lat, krótkie czarne włosy kontrastowaly z jego opaloną klatką piersiową, gdyż nic nie nosił na plecach. Jego potężne muskuły wskazywały na to, iż nikt nie chcialby z nim zadrzeć. Jednak za twarzą zabijaki krył się dobroduszny człowiek, bowiem gdy zobaczył śpiącego Jasona uśmiechnął się, jakby zobaczył swojego syna, którego zabił w przypływie złości, gdy doznał szaleństwa.
- Czy to ten, którego mam uczyć? - spytał ojca.
- Tak Herkulesie, pierwotnie ja chciałem to czynić, lecz wiem, że ty będziesz lepszy w roli nauczyciela "Wybranego", pozatym wiesz więcej o świecie ludzi niż nie jeden bóg, bo w końcu mieszkałeś na ziemskim padole i tam zginąłeś. - uśmiechnął się Zeus.
- Tato, czy musisz mi przypominać szczegóły mojej śmierci. - uśmiechnął się heros. - Ostatecznie to nie ja się pchałem do waszej siedziby, a co do Myken mam złe wieści, Agamemnoon nie może znieść porażki jaką ponieśli Achajowie pod Troją, nie chcą się poddać w związku z czym powtórnie przyjdzie nam się zmierzyć z ich siłami. - skończył z rezygnacją w głosie.
- Co teraz zrobimy? - drążył jego ojciec. - Przecież ty musisz wyszkolić syna Neptuna.
- Jest jedno wyjście ale wiem że to się nie uda jeśli ogół bogów się nie zgodzi, proponuję abyśmy użyli naszych mocy i zeszli na ziemię pomagać Trojanom w wojnie, ja tymczasem będę zajmował się szkoleniem przeciw Andromathowi. - powiedział Herakles z nadzieją w głosie.
- Nic z tego synu, jak narazie będę musiał przedyskutować całą sytuację z Boską Radą, nie sądzę żeby się zgodzili co do twej sugestii, ale nie jest to zły pomysł, powiedz mi jak wyobrażasz sobie swój plan? - zapytał Gromowładny.
- Otóż, wszyscy zejdziemy na ziemię i rozgromimy wojska Myken i Spartan w pył, nie dali rady Troi nie dadzą rady i nam, w dodatku Andromath nie spodziewa się najazdu bogów na padół ziemski, a jeśli to uczynimy zbijemy go z tropu. - rzekł heros.
- Prawdą jest to co mówisz synu, lecz pamiętaj, że nie odemnie zależy decyzja co do twoich zamysłów, nie jestem jedyny na Olimpie i jeśli bóstwa się zgodzą będziemy mogli wspomóc Trojan w bitwie i ostatecznie wygnać Spartan z naszych ziem, które zostały zbeszczeszczone przez ten naród. - stwierdził bóg bogów. - Póki co, powiedz mi jak zamierzasz wyszkolić naszego śpiącego zbawcę?. - spytał z uśmiechem na twarzy.
- Wpoję mu, iż nie tylko liczy się siła mięśni, ale brana jest pod uwagę także logika walki i taktyka z jaką przeprowadza się pojedynek, nauczy się też naturalnie walczyć orężem, ale w sposób godny bogów, nie będzie walczył jak człowiek, dałeś mu eliksir nieśmiertelności, o czym wiem bo byłem przy tym wydarzeniu, ja przepędziłem Logana z tej gospody, on udał się na pustynię chociaż przekazałem mu aby poszedł do Troi, ale mniejsza z tym, co do twojego bratanka nauczę go wszystkiego co sam wiem, począwszy od logistyki pojedynku i pojęcia rozumowania demonów takich jak Andromath, a skończywszy na władaniu boską bronią. - skończył Herkules.
Jason śpiąc widział oczami wyobraźni wszystko co działo się teraz w jego głowie, słyszał głos Andromatha jednak przez mglistą poświatę widzial inną postać, podobną do piekielnego ścierwa jednak ona zwracała się do niego w sposób łagodny, niemal ojcowski, nastąpiło starcie dwóch potężnych sił, czego umysł młodego człowieka nie mógł znieść.
- Przyłącz się do mnie - syczał Andromath.
- Nie zrobię tego, precz odemnie pomiocie piekła! - krzyczał Jason.
- Nie daj mu się Jasonie. - przemówił nieznany głos, który dodawał mu odwagi. - Andromath nic ci nie zrobi póki będziesz mu się przeciwstawiał.
- Nie wtrącaj się! - wrzeszczał demon - On jest mój!
Tylo oparł się wreszcie woli demona krzycząc.
- Idź precz!.
To co się stało w jego umyśle było nie do opisania. Eksplodowała jakaś niespodziewana siła, odrzuciła ona Andromatha, który uleciał w nieznane sycząc.
- Jeszcze się spotkamy młody głupcze, lecz pamiętaj, będziesz mój!.
Jason wreszcie mógł odpocząć, zastanawiał się jednak kto namawiał go, aby przeciwstawił się złu wylęgniętemu z Tartaru, stracił teraz kontakt zarówno ze swoim umysłem jak i światem bogów. Gdy widzieli go Herkules i Zeus, miny mieli nietęgie, jednak gdy ciało się uspokoiło a młodzian zaczął normalnie oddychać odetchnęłi z ulgą. Jowisz zwrócił się do syna.
- Synu, ciężkie będziesz miał zadanie, ja tymczasem wyślę Hermesa, aby dokładnie zbadał zamiary wroga a Helios uda się do Troi, aby stanąć na miejscu Hektora, naturalnie pod ludzką postacią, aby nikt nic nie wiedział o naszych zamiarach, jutro odbędzie się narada, a tymczasem dopilnuj aby młody syn Neptuna zjadł coś kiedy się obudzi i niech Afrodyta opatrzy mu rany, kiedy będzie gotowy zacznij go trenować. - postanowił Zeus, po czym wyszedł.
Herkules spoglądając na swojego ucznia zobaczył siebie oczyma wyobraźni, przypomniał sobie jak zabił dwa węże, które nasłała na niego jego macocha Hera, i uśmiechnął się szepcząc.
- Wyszkolę cię tak, że nie dorówna ci żaden z ziemian.
Tylo spał, nie wiedząc jakie go czeka zadanie, i co szykuje dlań Andromath, jednak zastanawiał się, kto pomógł mu wyrzucić demona z jego umysłu. Herakles wstał z kamiennej posadzki zarzucił maczugę na ramię i będąc już u wyjścia odwrócił się w stronę swego kuzyna, uśmiechając się od ucha do ucha. Zapowiadała się ciężka praca.
Rozdział XVIII
Przenieśmy się teraz do Troi, gdzie Necros, Rennick i niedobitki wrócili aby zdać relację z bitwy królowi Priamowi. Gdy zostali wypatrzeni z flank dowódca straży kazał otworzyć bramy aby ich wpuścić, jechali tak przez ulice Ilionu obserwowani przez Trojan, lecz nikt nie kwapił się aby powitać rannych, stan Necrosa był niezadowalający, rany cięte pogłębiły się a z zadrapań na szyi lała się krew, więc Noel musiał zerwać rękaw koszuli i opatrzyć rany rzymianina, oraz jechać do królewskiego pałacu aby tam dokonać leczenia. Drogę do wejścia zastąpił im doradca Priama, sędziwy człowiek, jednak jego lico nie wróżyło nic dobrego.
- Dobrze wam radzę, odsuńcie się, chyba, że chcecie skończyć jak władca. - dodał kładąc nacisk na ostatnie słowo.
Nie czekając na nic Rennick dobył karabinu.
- Mów co z Priamem albo wywiercę ci dziurę w tym trojańskim brzuchu. - zagroził z furią w głosie.
Widząc zaciętość przyjaciela Necros ostatnim wysiłkiem zdołał wyszeptać
- Nie....rób...nic....co...może...być...użyte....przeciw....Troi. - wyszeptał cichym głosem po czym zemdlał. Jeden Trojanin z piechoty zbadał mu puls, po czym stwierdził.
- Nie żyje, wykrwawił się na śmierć.
Anglik wymierzył lufę karabinu prosto w twarz Trojanina.
- Nie będę się powtarzał, jeśli nie powiesz kim jesteś i co z królem, nie powiesz nic w swoim życiu, skrócę cię o głowę skurwysynu i rzucę cię psom na pożarcie!. - krzyczał.
- Król Priam nie żyje, został zamordowany przeze mnie. - syknął nieznajomy z uśmiechem na ustach jakby zbliżało się Boże Narodzenie. - Teraz Troją będą rządzić ludzie ze Sparty, wasze ukochane miasto znalazło się pod butem Achaja.
- Kim ty kurwa jesteś!? - krzyczał Noel. - Może mi to wreszcie powiesz?. - mówiąc to dalej miał wycelowaną lufę karabinu w brzuch zdrajcy.
- Nazywam się Glaukos, byłem doradcą Priama, gdy młody Parys porwał Helenę ze Sparty, i posłowie od Menelaosa przybyli na dwór króla, on ich przyjął oraz wysłał Kalchasa i mnie do Pytii, wieszczek pozostał w Sparcie, ja natomiast wróciłem aby szpiegować dla Myken, kiedy niejaki Jason przybył do grodu pokrzyżował mi plany swoimi namowami o pokoju, na szczęście już zginął a Troja niedługo padnie. - skończył, po czym wybuchnął śmiechem szaleńca, dobywając miecza. Rennick był szybszy, nim Glaukos zdążył podnieść broń, cały magazynek utkwił mu w głowie, ciało szaleńca zwaliło się na ziemię niczym wór kartofli. Krew zalała schody, lecz Anglik nie miał za dużo czasu, wkroczył do pałacu razem z ludźmi Necrosa, ich oczom ukazał się odrażający widok, wszędzie były ciała zabitych żołnierzy, okrutnie zmasakrowane, jakby jakaś niewidzialna bestia pocięła je na kawałki jak połcie mięsa. Noel i oddział kroczyli do przodu, jednak przed komnatą Priama zostali otoczeni przez wojów, lecz nie pochodzili oni z Ilionu, tylko z samego piekła.
- Nie przejdziecie, czeka was tylko śmierć w okrutnych męczarniach. - ozwał się jeden z żołdaków piekła dobywszy topora zza pasa.
- Chłopaki, czeka nas rzeźnia, co wy na to? - zażartował Noel rozglądając się po twarzach Trojan, widząc żądzę zemsty w oczach swoich i żądzę mordu w oczach wrogów, dobył karabinu, przeładował magazynek i ruszył na rzeź, kule odbijały się po ścianach bestialsko wiercąc krwawe otwory w ciałach demonów. Nic to jednak nie dało, ponieważ rany się zasklepiały, a piekielne bestie atakowały z większą furią. Nagle w głowach Trojan i ich dowódcy ozwał się tajemniczy głos, ten sam który uratował Jasona ze szponów Andromatha.
- ÂŚcinajcie głowy, a gdy będą w powietrzu, przecinajcie je na pół, tak dacie im radę.
Tak też uczynił Rennick, dobył miecza z zalanej krwią posadzki i jednym wprawnym cięciem oddzielił głowę od tułowia, przecinając ją "w locie" na pół. Ciało demona zmieniło się w popiół, który uleciał z komnaty. Trojanie poszli za przykładem wodza, wkrótce pozostał tylko jeden żołdak sił Mroku, Lizander giermek Parysa przyszpilił go do muru podkładając pod gardło miecz.
- Co z władcą grodu. - zapytał spokojnie, lecz z dziką furią w oczach. - Gadaj albo tym mieczem wypruję ci twoje wnętrzności.
- Nie żyje, został zabity przez Glaukosa, widział niestety swojego zabójcę, teraz Troja jest drugą Spartą, co więcej... - nie skończył zdania, ponieważ wystrzał Rennicka odrąbał mu głowę.
- Pierdolenie. - skwitował Noel. - Urządźcie władcy pogrzeb, ja tymczasem udam się do Kasandry, córki króla.
- Kasandra nie żyje. - przemówił ktoś za plecami Anglika. - Została zgwałcona przez Ajaksa i odebrała sobie życie.
- Ajaks zginął w obozie Myrmidonów. - odpowiedział jeden z Trojan. - Ale zapomnieliśmy, iż Ajaksów było dwóch.
Słysząc te słowa Rennick wygłosił krótką przemowę.
- Trojanie, Necros nie żyje, ja wobec tego zostanę waszym dowódcą, do czasu gdy nie znajdziemy wyjścia z tej sytuacji, Lizandrze, zbierz wszystkich którzy są zdolni do walki, niewolnik, stajenny, rolnik lub każdy inny ma być gotowy do walki o zmroku, Troja pada ale będziemy walczyć do ostatniego człowieka. - Gdy giermek odszedł Noel usiadł na drewnianym krześle i zadawał sobie pytanie.
- Gdzie się podziewa Jason? - myślał głośno. - Co się z nim dzieje. - w tym samym momencie przemówił do niego głos, ten sam, który podpowiedział mu jak zabić piekielne demony.
- Twój przyjaciel jest na Olimpie, szkoli się u Bogów aby zabić Andromatha i wygnać zło z tych ziem i tego świata, jest w dobrych rękach, nie musisz się obawiać. - skończył, po czym ulotnił się z głowy Rennicka niczym dym.
Noel zrozumiał jedno, w tej chwili ważą się losy całej Grecji, a wszystko w rękach jednego człowieka, Jason Tylo nie mógł zawieść, inaczej wszystkich czeka zagłada.
Tymczasem w Twierdzy Olimpijskiej.
- Herkulesie! - zagrzmiał głos Zeusa. - Herkulesie!
Syn Jowisza dotrzymywał towarzystwa Jasonowi, który już się obudził i jadł naprędce śniadanie, gdy usłyszał bas gromowładnego przeraził się nie na żarty.
- Nie musisz się bać, zaraz dołączę do ojca, lecz najpierw niech Afrodyta wyleczy ci rany jakich doznałeś próbując być bohaterem tysiąclecia. - uśmiechnął się heros. - Jak już ci wspominałem, wbrew wcześniejszych założeń, zacznę cię szkolić ja, nie mój ojciec, nie Ares, bóg wojny, tylko ja, nie musisz się bać, wyszkolę cię tak, iż nie dorówna Ci nikt, ze śmiertelnych, kto wie?, może męstwem i wyczynami przewyższysz sławę Hektora, lecz póki co powiem Ci, jak będzie przebiegać nasz trening, wiele czasu będziesz musiał poświęcić na myślenie jak wróg, później przyjdzie czas na treningi fizyczne, walka włócznią i toporem nie powinna ci sprawić problemów, reszta pod koniec, a póki co Afrodyta zaraz tutaj przybędzie i opatrzy ci zadrapania, powiem jeszcze tylko iż czekają cię trzy próby, próba ognia piekieł, próba męstwa w obliczu zagrożenia i próba światła Olimpu, ja muszę się z Tobą chwilowo pożegnać, ojciec nie może na mnie za długo czekać.
Gdy heros opuścił komnatę wkroczyła do niej kobieta ubrana w zwiewne szaty, ale jak zauważył Tylo, bardzo piękna, długie czarne włosy opadały na ramiona, a widok jej ciała powalał każdego.
- Zjedz to. - poleciła mu podając coś co wyglądało jak zielona papka, - To jest ambrozja, pomoże ci odzyskać siły fizyczne a ja opatrzę ci ciało. - dokończyła bogini z uśmiechem na ustach.
Jason nie wierzył w to co przeżywał. on skromny naukowiec decyduje o losach narodu greckiego, który znał tylko z podań i mitów, został wybrany i musiał dać z siebie wszystko aby nie zawieść swoich przyjaciół i całej Grecji. Zastanawiał się jednak cóż to za tajemniczy głos wybronił go przed Andromathem. Nie mógł się też doczekać szkolenia z synem Zeusa, czytając w jego myślach Wenus zmartwiła się mówiąc.
- Czeka cię ciężka praca, lecz nie poddawaj się strachowi, bo jest on silną bronią, ale i zgubną.
- Nie boję się. - oponował Tylo.
- Ale będziesz się bał Jasonie, uwierz mi, iż będziesz się bał. - ozwał się ów głos, nad pochodzeniem którego Jason się zastanawiał. - Odpocznij a tymczasem Bogowie zdecydują co zrobić w twojej sprawie.
Widząc smutek na twarzy młodzieńca, Afrodyta czule go pocałowała, zapewne aby dodać mu odwagi, Tylo nie spodziewając się tego odwzajemnił się tym samym. Tymczasem na najwyższej wyżynie Olimpu toczył się spór między bogami, Herakles jednak zastanawiał się nad tym samym co Jason, cóz to za głos pomaga jego kuzynowi przeciwstawiać się silom zła. Natomiast w Troi zbierała się armia przeciw Spartanom. Zbliżała się ostateczna wojna.
Laukaz
Wysłany: Sob 13:03, 18 Sie 2007
Temat postu:
Rozdział XII
Po pokonaniu Sparty i Myken, Jason z Hektorem i jego świtą wrócili do Troi. Stary król Priam wyczekiwał swoich synów. Gdy się zjawili w ojczystym grodzie kazał poderżnąć bydłu gardziele, aby uczcić ich szczęśliwy powrót. Parys i Helena udali się do władcy aby ustalić pewną ważną sprawę. Nie powiedzieli jednak nikomu o co chodzi. Jason natomiast wrócił do komnaty miotany sprzecznymi uczuciami.
- Dlaczego Matt? - powtarzał sobie w duchu. - Dlaczego nie ja poległem?.
Nagle po środku komnaty rozbłysło oślepiające światło i ukazał się starzec z siwą brodą sięgającą do pasa dzierżący trójząb. Gdy Tylo chwycił za miecz, nowo przybyły spojrzał na broń i uśmiechając się rzekł.
- Stal wykuta w ogniu Trojan, jeszcze będziesz potrzebował tego ostrza. - powiedział.
- Kim jesteś, i co robisz w mojej komnacie? - spytał Jason.
- Nie poznajesz tego znaku w moim ręku?, jam jest Posejdon, władca mórz i oceanów. - oznajmił bóg. - Nie musisz mi się przedstawiać, wiem ktoś ty, wiem również skąd przybyłeś, portal dalej działa. - powiedział ze smutkiem na twarzy.
- Jaki portal? - przestraszył się Jason. - Portal Czasu? - zapytał.
- Dokładnie, dodam jeszcze, że choć Agamemnoon i jego brat powrócili do swych krain, nie zażegnaliście, zarówno ty jak i Troja niebezpieczeństwa ze strony Myrmidonów.
- Słucham?, mógłbyś mi to wyjaśnić? - poprosił Jason, lecz w tej samej chwili do komnaty zapukał Parys, bóg rozpłynął się w powietrzu, a książę wszedł do komnaty.
- Wybacz mi przyjacielu, ale jest wydawana uczta na twą cześć i upamiętniająca twoje czyny na polu bitwy, pozwól więc ze mną, pij wino, jedz pyszne mięsiwa, a po uczcie król Priam ma dla ciebie propozycję. - przemówił Aleksander.
Chcąc nie chcąc młody wojownik udał się za swym towarzyszem do pomieszczenia do celebrowania wszystkich świąt. Zobaczywszy Jasona król wstał, uśmiechnął się i podniósł rękę aby uciszyć gwar.
- Witam, nasz towarzyszu, pozwól iż oznajmię mą wolę, obecny tutaj Jason od dzisiaj jest naszym rodakiem. Pomógł nam na polu bitwy zupełnie bezinteresownie. - oznajmił władca. - Moja wola jest taka abyś został w naszym grodzie jako moja prawa ręka, i naczelny wódz Trojański, Hektor odejdzie niedługo do Hadesu, a ja muszę mieć kogoś kto będzie kierował moim wojskiem. - zakończył przemowę.
Zbity z tropu Jason nie wiedział co odpowiedzieć władcy, był w kropce, z chęcią by został i prowadził ludzi Troi do boju na miejscu Hektora, lecz musiał wrócić do swoich czasów razem z Loganem, który wrócił do miasta razem z nim teraz odpoczywał po zabiciu Andariela. Widząc zmartwienie w oczach przyjaciela, Hektor powstał ze swojego miejsca i poprosił ojca, by ten pozwolił mu przemówić, po czym zaczął przemówienie.
- Waleczni Trojanie, wiem, że Jason miał spore zasługi na polu bitwy i robił to nie biorąc zapłaty za swoje zasługi, lecz kochani, nie możemy go przetrzymywać siłą w naszym grodzie. Co prawda jest godnym następcą na moje miejsce, ale jeśli nie chce przyjmować tego ciężaru ogłoszę swoją wolę, obecny tutaj Doman. - To mówiąc wskazał na młodzieńca w wieku 19 lat, jednak choć młodego, był silny i dobrze zbudowany. Twarz jego nie była poznaczona bliznami tak jak fizjonomia Tektona, który został zabity przez Achillesa w pamiętnym dniu najazdu. - Będzie on moim następcą, jego ojciec Tekton poparłby moją decyzję, jeśliby żył. A co do ciebie przyjacielu. - uśmiechnął się do Jasona. - Możesz zostać na naszym dworze, tak długo jak możesz. Ja niebawem odejdę i nie będę mógł wspierać moich rodaków, lecz masz moje pozwolenie, poparte przez króla Priama, masz wstęp wolny do Troi, kiedy tylko zechcesz. Pozatym jesteś jedynym człowiekiem, któremu mogę zaufać i który mnie wsparł w trudnej chwili zarówno swą radą jak i mieczem, a teraz jedz, pij i rób co chcesz. - zakończył Trojanin z uśmiechem na twarzy.
Uczta trwała prawie całą noc, pijani Trojanie udali się do swych domów, ale strażnicy musieli niestety pilnować baszt, jednak Tylo pomyślał o wszystkim i poprosił nadwornych kucharzy aby podali żołnierzom wyborne mięsiwa. Sam natomiast wrócił do swojej komnaty. Ledwie usiadł na łożu ponownie ukazał się bóg mórz i oceanów.
- Witaj ponownie, wiem, że wyborne wino Priama uderzyło ci do głowy lecz nie mogę czekać z prawdą do jutra, bowiem jutro może być za późno. Sparta i Mykeny pokonane, lecz Myrmidonowie nie śpią. Neoptolemos szuka zemsty. - oznajmił starzec.
- Kto? - spytał Jason. - Nie znam go.
- Neoptolemos jest synem Achillesa, i nie jest zadowolony z tego iż Hektor zabił mu ojca. Ten młody człowiek nie może dojść do Portalu, zniszczy twój świat i zapanuje nad Olimpem, ma do swojej dyspozycji całą armię umarłych i kastę Myrmidonów. Co do mnie, zadbam o to aby mój trójząb posłużył do dobrych celów, musisz się czegoś dowiedzieć Jasonie. - powiedział Posejdon ze zmartwioną miną. - Nie wiem jak na to zareagujesz, lecz twoje pochodzenie nie jest takie jak myślisz, nie jesteś z Londynu.
- Więc skąd!? - spytał Tylo. - Czy ja o czymś nie wiem!? - przeraził się nie na żarty.
- Usiądź. - spokojnie powiedział mu bóg. - Wszystko ci wyłożę, lecz najpierw powiem ci, że nie mogę patrzeć na miecz w twej dłoni bez podziwu, jest to stal Trojańska, jak już ci mówiłem, Jasonie, pochodzisz z Argos, twoim ojcem jestem ja. - oznajmił Posejdon z dumnym wyrazem na twarzy. - Clive Tylo odnalazł cię podczas masakry w Rzymie, gdzie chciał cię wychować Marek Antoniusz, miałeś być orędownikiem Rzymskim, jednak Wizygoci nie dali za wygraną, oni najeżdżali cesarstwo, urodziłeś się w ich wiosce, twoją matką jest kobieta z ich plemienia, nazywała się Roxana i była naprawdę piękna. Clive Tylo odnalazł cię wśród masakry w Rzymie i zabrał z sobą do czasów nowożytnych. Wychował cię jak chciał, nic nie wiedziałeś o swoim pochodzeniu, lecz Zeus gromowładny dopuścił abyś udał się w czasy Troi i rozwikłał tę zagadkę, musisz nam pomóc, Neoptolemos nie spocznie póki nie zabije wszystkich ludzi w twoim świecie. - skończył Posejdon.
- Gdzie znajduje się portal!? - krzyknął Tylo.
- W Argos, musisz tam jechać i to zaraz, weź to ze sobą. - to mówiąc ojciec podał mu wspaniały trójząb, rzeźbiony przez Hefajstosa. - Zapanujesz nad wodami i nad portalem, możesz go zamknąć i otworzyć kiedy chcesz, zarówno w czasie starożytnym jak i nowożytnym, lecz pamiętaj, używaj mądrze tego artefaktu. - to mówiąc rozwiał się jak mara ze snu.
Jason nie czekając pobiegł do komnaty Hektora, budząc towarzysza i prosząc o oddział najwaleczniejszych Trojan.
- Jest problem, przyjacielu. - stwierdził królewicz ze smutną miną. - Wszyscy Trojanie są pijani.
- Nie szkodzi, jeśli trzeba pojadę sam. - powiedział Tylo.
Pożegnawszy się z Hektorem i starszyzną Ilionu, młody człowiek wskoczył na konia cwałując do Argos, podróż zajęła mu co najmniej trzy godziny. Gdy dotarł na miejsce zatrzymał wierzchowca przy bramach miasta, po czym dobył trójzębu i zakrzyknął w niebogłosy.
- Otwórz się bramo czasu!. - krzyknął.
To co zobaczył nie zdziwiło go, bowiem widział to zjawisko w biurze korporacji "History Discovers". Nie wachając się wkroczył w srebrny portal. To uczucie też znał, czuł jakby całe jego ciało stało się mgłą. Wirował w niebieskim otoczeniu widząc różne mieszaniny barw i dźwięków. Nagle uderzył całym ciałem o twardą ziemię. Znalazł się w obskurnym zaułku pełnym zapachu alkocholu, na ten widok uśmiechnął się do siebie szeptając.
- Nareszcie w domu.
Od pijanego człowieka dowiedział się o wydarzeniach, które miały miejsce podczas jego nieobecności.
- Panie Tylo, znam pana jednak korporacja której był pan członkiem nie istnieje. Jakieś tajemnicze państwo, ubrane w zbroje starożytne, najprawdopodobniej jakieś czubki, radzę aby udał się pan do mieszkania i odpoczął bowiem jest noc i nie wiadomo czego się spodziewać. - skończył pijak.
Jason udał się na Valiant Street V do swego mieszkania i stwierdził z zadowoleniem, że wszystko jest zostawione tak jak było. Położył się spać, obiecując sobie, że w następnym dniu uda się do zniszczonej firmy i wyjaśni sprawę śmierci Matta oraz dowie się co się działo podczas jego nieobecności.
Rozdział XIII
Tej nocy Jason miał dziwny sen, śniło mu się, że stał z trójzębem Posejdona na zgliszczach Troi a ku niemu nadciągali umarli, aby oddać mu hołd. Obudził się zlany potem, gdy stwierdził, że na zegarku elektrycznym jest już godzina 10.35. Nie musiał się spieszyć do pracy, więc poszedł do łazienki, umył twarz i zjadł śniadanie. Po posiłku włączył telewizor, trafił akurat na wiadomości. Spiker na ekranie był człowiekiem starszym, miał bowiem długą siwą brodę i okulary na nosie. Plakietka przed nim głosiła, że nazywa się Evan Santo i jest lokalnym prezenterem.
- Prezydent Londynu, powołał armię USA do pomocy w wojnie przeciw tajemniczemu państwu, jak wiadomo, najeźdzcy są uzbrojeni w miecze i zbroje herosów starożytnych a przewodzi im młody chłopaczek, którego nie sposób zabić. Co więcej....arggghhh - przerwał gdy na ekranie ukazał się niezwykły widok. Pierś Evana przeszyła najprawdziwsza włócznia. Cały ekran zalała krew, a ciało zwaliło się na ziemię. Zza pleców trupa wyłonił się młody chłopak co najwyżej w wieku Jasona. Był bardzo podobny do kogoś kogo Tylo znał, a kogo zabił Hektor w obozie Myrmidonów.
- Jam jest Neoptolemos. Szukam pomsty za śmierć ojca i nie jestem chłopaczkiem. - zaczął
W tej samej chwili do pomieszczenia wkroczyło trzydziestu gwardzistów, trzymających broń w pełnej gotowości. Ich wygląd był normalny , lecz oczy z piekła rodem, ponieważ ział z nich ogień.
- Moja armia będzie trzymać ludzi z tej budowli pod mieczem, król tego grodu musi mi dostarczyć wszystkich kowali jakich ma to miasto, ale Jason Tylo jest najważniejszy. Poczekam trzy dni. W tym czasie Tylo musi być mój. - skończył po czym przeciął mieczem przewód i obraz zniknął.
- Kurwa mać!, szukają mnie wszędzie, po wystąpieniu tego skurwysyna będę miał SWAT na karku. - klnął Jason.
Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi, Tylo nie wiele myśląc chwycił za broń, którą dostał od Dahaki i ruszył do przedpokoju, spojrzał w wizjer zamontowany w drzwiach i zobaczył młodego chłopaka w wieku dziewiętnastu lat. Pamiętając o zachowaniu ostrożności spytał przez drzwi.
- Kim jesteś?.
- Proszę się nie obawiać, nazywam się Ray Pitt, jestem przyjacielem pańskiego syna Logana. - powiedział młodzieniec.
Tylo otworzył drzwi nadal trzymając miecz w pogotowiu. Gdy Pitt przekroczył próg mieszkania poinformował Jasona o wydarzeniach, które miały miejsce podczas jego "wycieczki" do Troi.
- Panie Tylo, działo się źle, Logan zamordował pana Bourne`a a następnie wrobił Johna Crowna w zabójstwo Maxa Kinga, John zginął w więzieniu, podano mu truciznę do obiadu. Nie wiadomo kto za tym stał, na pewno nie Holcroft. - dodał widząc minę Jasona. - Jednak w tym mieszkaniu nie jest pan bezpieczny, proszę spakować wszystko co uważa pan za konieczne, nałożyć płaszcz z kapturem, który wisi tu na wieszaku, i udać się ze mną. - rzekł Pitt.
- Skąd mam wiedzieć, że mogę ci zaufać? - spytał Tylo, słysząc to Ray zdenerwował się nie na żarty.
- Usiłuję pomóc do jasnej cholery!. - krzyknął. - Gdyby nie Logan to mnie by tu nie było, znam kryjówkę która jest bezpieczna, mówię zatem, proszę spakować wszystko co potrzebne i spierdalamy zanim przyjadą gliny.
Tylo widząc że młody mówi poważnie, udał się do swej sypialni wrzucając wszystko do torby podróżnej. Nie zapomniał o darze od kowala Troi i ukrył miecz za pasem, przykrywając go płaszczem razem z Trójzębem Posejdona. Chwytając swój dobytek wrócił do Pitta, który pił wodę ze szklanki.
- Dobrze, że pan posłuchał mojej sugestii, szybko, śpieszmy się.
Wyszli przed blok, a Jasonowi opadła szczęka gdy zobaczył odrzutowiec.
- Co my z tym zrobimy? - spytał.
- Jak spierdalać, to czymś szybkim. no nie?. - odpowiedział Ray z uśmiechem. - Niech pan wchodzi.
- Jest jeden problem, nigdy nie pilotowałem odrzutowca. - stwierdził Tylo. - I nie wiem czy ty też dasz radę.
- Powtarzam, niech pan wchodzi. - powtórzył z naciskiem Pitt. - Gliniarze będą pana szukać na ziemi, do głowy im nie przyjdzie, że wyleciał pan w powietrze.
Jason w końcu uległ naleganiu i wsiadł do maszyny. Za sterami siedział starszy jegomość, najwyżej w wieku pięćdziesięciu lat. Krótkie siwe włosy i uśmiechnięty wyraz twarzy. Uśmiechnął się do pasażera podając mu dłoń.
- Michael Draven. - przedstawił się. - Jestem ojczymem Raya. - Proszę zapiąć pasy, mój pasierb panu wszystko wyjaśni.
Z tymi słowy wzbił maszynę w powietrze, Ray siedzący obok Jasona zaczął wykładać mu wszystko co Tylo chciał wiedzieć.
- Zacznę od tego, że pan Bourne po pańskim wyczynie skonfigurował machinę czasu i pokazała mu gdzie się pan udał. Co więcej Logan, pański syn zabił go, a zeznał, że dostał apopleksji. Max King i John Crown też są jego ofiarami. Innymi słowy FBI myśli, że pan był współudziałowcem. - stwierdził Pitt.
- To nie wszystko. - przerwał mu Draven. - Ten wariat....jak mu tam.........Neoptolemos zajął wschodnią część miasta. Totalna masakra, zbudowano specjalne schrony dla kobiet i dzieci, wszyscy mężczyźni muszą być gotowi do wojny.
- Oni zdurnieli! - krzyknął Jason. - Jego armia jest nieumarła, co to ma być?, rzeź niewiniątek z Betlejem? - wrzeszczał.
- Chcemy do tego nie dopuścić, lecz ten baran chce pana. - powiedział Michael z naciskiem na ostatnie słowo. - Uwaga podchodzimy do lądowania.
Wylądowali na opuszczonej budowie, wysiadając z samolotu Tylo nie mówił nic, lecz posłusznie szedł za Dravenem. Poszli w podziemia aż doszli do drzwi ze stali wykutych w ścianie. Pitt przytknął usta do maleńkiego otworu i szepnął.
- To ja Ray Pitt, przyprowadziłem Jasona Tylo.
Odzew był natychmiastowy. Drzwi zostały lekko uchylone i stanęła w nich kobieta, w wieku 30 lat i jak zauważył Jason bardzo ładna. Długie blond włosy opadały na ramiona i przy tym była szczupła, jednym słowem jej uroda powalała każdego.
- Hej, niech się pan nie patrzy tak jakby zobaczył pan widmo. - śmiał się Ray. - To tylko moja siostra, poznajcie się. - rzekł wskazując gestem dłoni. - Jason Tylo, człowiek którego ściga cały Londyn, a to moja siostra Karen, uprzedzam jest nieufna. - skończył.
Wszedłwszy dalej Tylo zobaczył, że ich kwatera jest dosyć obszerna jak na taką klitkę. Jednak była skromnie umeblowana. Łóżkami były materace porozkładane na ziemi. A stół zajmowały menaszki, jednym słowem : Mini Wojsko.
- Jesteśmy ruchem oporu, jak zdążył pan zauważyć. Działamy przeciw Neoptolemosowi, musimy znaleźć sposób aby go unicestwić. Rozwalił pół miasta i rząda pańskiej głowy. - powiedział Pitt.
- Wszystko ustalimy, ale po pierwsze, nie mów mi na "per pan". Jeśli postanowiłeś mi pomagać mów mi na "ty".
- Dobrze, no to co robimy?. - spytał Draven wynurzając się z cienia i siadając przy stole.
- Działamy, po pierwsze muszę wiedzieć, gdzie przebywa ten palant. - stwierdził Tylo.
- W lokalnej telewizji, wziął zakładników i nie chce ich wypuścić dopóki się tam nie pokażesz i nie oddasz się w jego ręce. - odpowiedziała mu Karen. - Jedyne co możemy zrobić to tam iść, ale nie wyżyjemy ani minuty, pozabijają nas. - skończyła z miną jak u umarłego.
- Wy nie. - oponował Jason. - Ja tak, Mike, zabierz mnie do budynku lokalnej TV później odlecisz, a ja załatwię sprawę jak trzeba.
Zrobili jak kazał. Jednak nie mieli gdzie wylądować wszędzie zgliszcza.
- Wyskoczę. - stwierdził Tylo.
Wyskoczył ze spadochronu i znalazł się na dachu. Jednak w tym samym czasie stało się coś, czego się nie spodziewał. Otworzył się portal czasu, wyszedł z niego Logan, ubrany w zbroję Trojan. Widząc ojca, uśmiechnął się mówiąc.
- Witaj Tato, ja w poselstwie od królewicza Hektora, wracajmy do Troi, Neoptolemos przedostał się przez bramę czasu i jak znam życie sieje spustoszenie.
- Owszem, jestem tutaj aby go unieszkodliwić, zrobimy tak, ja udam się po herszta a ty wyrżniesz sługi. - rozkazał Jason.
Do budynku weszli przez drzwi które znajdowały się na dachu. Logan zabił strażnika jednym cięciem miecza, rozcinając mu gardło, natomiast Jason udał się do głównej sali, w której byli przetrzymywani zakładnicy. Chciał zajść syna Achillesa od tyłu, lecz Logan był pierwszy, rzucił się na chłopaka z mieczem w dłoni, jednak zanim się obejrzał już miał włócznię w gardle. Gdy Tylo zobaczył, że zginął jego jedynak krew w nim zawrzała.
- Ty skurwysynu!. - krzyknął. Jednak przytrzymało go dwóch umarłych, a Neoptolemos podszedł do niego z drwiącym uśmieszkiem.
- Ty byłeś przynętą, ja wiem natomiast , że posiadasz bardzo cenny artefakt, który może mi zagrozić, innymi słowy poproszę o Trójząb Posejdona. Jeśli nie zginą niewinni, chcesz tego? - spytał z drwiną w głosie.
Wściekły Jason nie mógł nic zrobić w tej sytuacji. Był bezsilny wobec potwora, siejącego spustoszenie.
- ÂŚwietnie do jasnej cholery!, nie ma nic gorszego jak dureń z przekonaniami. - wrzasnął. - I co teraz zrobisz?, nie dostaniesz artefaktu, prędzej po moim trupie go posiądziesz.
- Nie widzę problemu. - powiedział chłopak z uśmiechem na ustach. - Necrosie! - zawołał dowódcę swoich wojsk. Na przód wyszedł potężny mężczyzna, całkowicie łysy, o potężnym umięśnieniu. Jego twarz była poważna i poznaczona bliznami.
- Zabić go. - rozkazał syn Achillesa.
- Rozkaz. - jednak stało się coś nieprawdopodobnego. Necros wyciągając włócznię, rzucił ją w stronę nie Jasona ale swojego dowódcy. Wycelował w mostek, więc chłopak zalewając się krwią krzyknął.
- Wybić zdrajców!.
Necros był szybszy, przeciął sznury krępujące Jasona i rzucił mu topór który nosił za pasem. Tylo nie czekał, tylko rąbał wszystko co mu się pod rękę nawinęło. Rozpętało się piekło, nikt nie umknął toporowi Jasona i ostrzu Necrosa. Gdy przy życiu pozostał jedynie Neoptolemos, rozwścieczony Tylo rzucił się na niego, gdyby nie Pitt, który wkroczył do biura Tylo zabiłby chłopaka.
- Ty skurwysynu! - wrzeszczał. - Zabiłbym cię gdybym nie chciał się zniżać do twojego poziomu. Mam powód aby cię poćwiartować na kawałeczki.
- Chcesz.....zemsty. - charczał syn Achillesa, bowiem miecz rozciął mu wewnętrzne organy i chłopak konał w przedśmiertelnych drgawkach. - Wyczuwam to w tobie........wiedz jednak, że zabijając mnie ściągniesz na siebie klęskę. Ja tylko chciałem pomścić ojca, tak jak ty swojego.....sy...na. - rzekł po czym skonał.
- Ray wynieś go. - polecił Pittowi. - Nie wiem co mnie oczyści z zarzutów, ponieważ policja oskarża mnie o śmierć Matta po wystąpieniu tego debila.
- Nie musisz się o to martwić, on chciał podbić Londyn, ty go powstrzymałeś. - uspokoił go Ray.
- Tak, powstrzymałeś go przyjacielu, nie martw się stratą syna. Mojego zabił Achilles, ja pomogłem tobie ponieważ nie zasługiwałeś na śmierć, wiem o twoich wyczynach w grodzie Trojan. Jednak zmartwię cię wieścią, ten jak ty go nazwałeś "debil" otworzył portal i zachwiał równowagę jaka panuje w czasie. Co do mnie nazywam się Necros, nie pochodzę z Grecji lecz z Rzymu, moim ojcem był Lucjusz Maximus..
- Znasz może płatnerza Dahakę? - wpadł mu w słowo Jason.
- Oczywiście, to mój brat, starszy na dodatek. - uśmiechnął się rzymianin. - Ja nie uciekłem jak on, lecz zostałem Gladiatorem, zasłużyłem sobie na swoją wolność. Służyłem pod cesarzem Markiem Aureliuszem, jest to człowiek prawy, lecz na skutek zbiegu okoliczności musiałem uciekać. Dziedzic tronu Commodus nie mógł ścierpieć tego jak jego ojciec odnosił się do prostych ludzi, chciał mnie zabić, wysłał w tym celu płatnych zabójców, jednak lata na arenie przyniosły swój skutek. Ludzie ci zginęli od mojego ostrza, a ja musiałem uciekać, po wielu trudach wędrówki dotarłem do Ftyi, tam przyjął mnie w swoje progi król Achilles, na jego dworze była branka niezwykłej urody, moja żona. - westchnął z goryczą. - Mieliśmy ośmioletniego synka Malaka. Władca był pyszny do tego stopnia, że zabił mojego syna podczas snu a żonie poderżnął gardło na moich oczach. Szukałem zemsty, wstępując w jego szeregi ale zmieniając swój wygląd, obcięłem włosy i poznaczyłem ciało bliznami. Poszukiwałem zemsty, dopełniła się ona. Nie mam już swojego miejsca na ziemi. - skończył
- Masz miejsce Necrosie. - pocieszył go Tylo. - Mam dla ciebie propozycję, mianowicie, byłeś gladiatorem, na pewno znasz różne techniki walki, naucz mnie wszystkiego co sam umiesz, miejsce jest będziemy trenować w kwaterze Ruchu Oporu, zgadzasz się? - spytał.
- Dobrze, lecz uprzedzam, że nie jestem pobłażliwym nauczycielem. - uśmiechnął się Necros.
- Może jeszcze herbatki?, ciasteczka?. - rzekł Ray aż podskoczyli. - Zwijamy sie ludzie, cos czuje, że nie jesteśmy tu mile widziani. - skończył po czym opuścili miejsce mordów. Gdy wsiedli do odrzutowca Karen odetchnęła z ulgą i rzuciła się Jasonowi na szyję.
- To jest Necros, nasz nowy towarzysz, Mike daj czadu i zrywamy się z tej imprezki. - krzyknął ze śmiechem.
Kiedy lecieli w powietrzu, Tylo miał ułożony plan, wyszkoli się u Rzymianina i ruszy do siedziby korporacji "History Discovers" aby jeszcze raz cofnąć się w czasy Trojan.
Rozdział XIV
Podczas lotu do korporacji, Jason wypytał nowego towarzysza o jego życie, czuł, że Necros nie powiedział mu wszystkiego. W dodatku martwił go sen śniony tej nocy.
- Necrosie, przyjacielu, mam problem. - Zaczął.
-, O co chodzi? - Spytał rzymianin.
- ÂŚniłem dzisiaj o czymś bardzo dziwnym, stałem na zgliszczach Troi, a umarli nadciągali ze wszystkich stron, aby oddać mi hołd, trzymałem w ręku Trójząb Posejdona. Co to może znaczyć? - Zapytał z nieukrywanym lękiem na twarzy.
- Troi pisana jest zagłada, zarówno ze strony umarłych jak i żywych. Pozwól, że wyjaśnię ci, o co mi chodzi, otóż gdy zostaje zabity człowiek, jego dusza wędruje do Hadesu, tam Haaron przewozi ją albo do Tartaru, albo na Pola Elizejskie. Jest trzecie miejsce, ale znane tylko nielicznym. To miejsce zwie się "ÂŚwiątynią Podziemia", kto tam trafi ma wybór, zależnie od tego jaką drogę przygotował dla niego Pluton. Jeśli przewoźnik prowadzi go do raju może zmartwychwstać jako człowiek i cieszyć się życiem, ile tylko mu na to Zeus pozwoli, jednak gdy pisane mu jest piekło, może zmartwychwstać, lecz jako demon i musi służyć mocom piekielnym. Wszyscy ci, którzy służyli Neoptolemosowi to albo rozbójnicy albo bandyci, trafiający do piekła, lecz uniknąwszy przeznaczenia. - Dokończył.
- To co mówisz jest zadziwiające. - Stwierdził Tylo z podziwem. - Lecz nie pojmuję, o co chodziło w mojej wizji, stałem na zgliszczach Ilionu z artefaktem mojego ojca, a umarli ciągnęli do mnie jakbym był stwórcą, nie wiem jak mam to postrzegać. - Powiedział.
Tymczasem Karen, która była z nimi w odrzutowcu opatrywała rany Raya, miał głębokie rozcięcia na plecach, a z nich strużkami lała się krew.
- Nie ruszaj się. - Powiedziała Karen. - Próbuję ci to zszyć, i się nie wierć! - już prawie krzyczała.
- Zamieńmy się miejscami siostro, Michael cię potnie jak mięso na święta a ja będę cię szył jak kurczaka na niedzielę. - Sarkastycznie stwierdził Pitt.
- Ja się tam nie pchałam, ty chciałeś zgrywać herosa i śpieszyć Jasonowi na pomoc, dałby sobie radę sam, on i twój kolega Logan są wyszkoleni, Necros im pomógł także chyba byłeś tam niepotrzebny. - Przystopowała go siostra.
- Spokój! - Krzyknął Draven aż wszyscy podskoczyli.
Lecieli tak przez długi czas, gdy przelatywali nad siedzibą parlamentu USA, rzymianin zwrócił się do ucznia.
- Pokaż mi Trójząb. - Poprosił. - Nie bój się, muszę ci coś wyjaśnić, tylko nie reaguj impulsywnie.
Tylo wyjął dar od boga mórz zza pasa, Necros obejrzał broń i stwierdził z zadowoleniem
- To dzieło Hefajstosa, żaden inny bóg ani śmiertelnik nie mógłby wykonać tego z taką precyzją. - zachwycał się. - Przejdę do rzeczy, ten trójząb jest kluczem do ÂŚwiątyni Podziemia. Musisz wrócić w czasy Trojan i wybrać. Pomóc Trojanom w wojnie i tym samym zapanować nad umarłymi, albo zrównać miasto z ziemią i powoli podbijać Grecję. - Skończył.
Ray, któremu Karen opatrzyła rany siedział zabandażowany jak mumia i spoglądał przez okienko na masakrę, jaka działa się w jego rodzinnym mieście. Wszędzie były gruzy, a umarli pilnowali każdej ulicy i każdego domu. Nie sposób było się przedostać przez te hordy demonów. Ten, kto próbował ucieczki od razu miał miecz, lub włóćznię albo w gardle albo w głowie, czy też sercu. Natomiast, gdy widział to Jason krew w nim wzbierała z wściekłości, nie mógł sobie wybaczyć że to on rozpętał to piekło.
- Jasonie, idę z tobą. - Rzekł nagle Pitt.
- Gdzie? - Spytał Tylo z nieukrywanym przerażeniem w głosie.
- Cofam się z Tobą w czasy Troi, chcę walczyć u boku księcia Hektora, jak ty to zrobiłeś, innymi słowy pomogę ci powstrzymać to szaleństwo. - skończył.
- Zapomnij kolego, jedyną osobą, jaka ze mną pójdzie jest Necros, ty masz siostrę, którą masz się opiekować, kapewu? - Zapytał sarkastycznym tonem.
- Niech ci będzie, jak sobie chcesz. - przytaknął Ray.
Doleciwszy do biura, ujrzeli widok który zmroził im krew w żyłach, wszędzie stali umarli a na straży budynku stał barczysty brunet o dobrej posturze. Jednak był ubrany po cywilnemu, był kimś, kogo Jason dobrze znał.
- Mike ląduj. - Polecił pilotowi. Kiedy wylądowali Tylo obnażył miecz i podbiegł do mężczyzny, który gdy zobaczył kto ku niemu zmierza o mało co nie zemdlał.
- Noel? - Spytał Jason. - Noel Rennick?, Co ty tu robisz?
Noel był współpracownikiem młodego archeologa i najbliższym jego przyjacielem od kiedy ten wstąpił w szeregi korporacji. To on bronił go w każdej sytuacji i pomógł stawiać mu pierwsze kroki w nowym środowisku. Opiekował się nim jak synem, gdy prezes Bourne wieszał na nim psy. Dlatego obecność Rennicka była zaskoczeniem dla wszystkich.
- Jak to, co ja tu robię, stary wyjadaczu? - Zawołał tubalnym głosem Noel. - Pilnuję, aby żaden umarlak nie wskoczył do środka, wechikuł znajduje się w piwnicy i jest obiektem pożądania tych starożytnych śmieciów. - Skończył z miną jak u SS-Mahna mordującego współbraci.
- Muszę wrócić do Troi, lecz najpierw mam dostać w swoje ręce Wechikuł Czasu. Wchodzimy z Necrosem i tobą, Ray i Mike pilnują wejścia i mordują wszystko, co zobaczą. Z wyjątkiem cywili i kobiet z dziećmi. Karen zostaje w samolocie nie zależnie od tego, co się będzie dziać. - Rozkazał Tylo.
Więc weszli, Jason dzierżył miecz od Dahaki, Necros topór a Rennick CKM. Rzeźnia się rozpętała naboje Noela lądowały w każdym hełmie i każdej klatce piersiowej, topór i miecz cięły każde części ciała, wszędzie walały się ręce i nogi, głowy latały w powietrzu. Tak oto torowali sobie drogę do głównego biura, wśród wrzasków i cięć broni białej, mordowanie nie miało końca. Nikt nie ustępował.
- Rennick! – Zagrzmiał Jason. – Pędem do biura!, wechikuł musi być sprawny.
Na nieszczęście na drodze stanął im Richard Owens, dowódca ochrony mienia.
- Cóż to znowu? – spytał z ironią w głosie, było zatem widać że pożądnie popił. – Synek marnotrawny wrócił do swoich czasów?.
- Noel powstrzymaj go, jeżeli będzie trzeba zabić masz moje pozwolenie. – stwierdził Necros.
Gdy Rennick walczył z Owensem, Jason i rzymianin weszli do komory w której kryła się pożądana przez nich maszyna. Tylo wprowadził koordynaty, lecz nastąpiło zwarcie.
- Co się do kurwy nędzy dzieje? – Zaklął.
- Nigdzie nie idziecie. – odezwał się znajomy głos. W drzwiach stał Dahaka we własnej osobie.
- Co ty tu robisz? – zapytał Necros. – Przecież miałeś być w Troi a nie tutaj! – Grzmiał.
- Odnalazłem ÂŚwiątynię Potępionych. Jest w niej drugi taki sam portal. Cofnąłem się do twoich czasów, przyjacielu, ale nie pozwolę abyś mieszał się w sprawy, które do należą do królewicza Hektora i króla Priama.
-, Co przez to rozumiesz? – Dopytywał się Tylo. – Przecież nic nie zrobiłem.
- Priam chciał ustanowić pakt pokojowy między Troją a innymi państwami Grecji, niestety porwanie Heleny i zniewaga jej męża była nie do zdzierżenia przez wszystkie narody. Idealny pretekst do tego aby ÂŚwiątynia zaczęła funkcjonować, ja gdy miałem być złożony w ofierze tak jak ci mówiłem Jasonie skryłem się w murach Ilionu i tam czekałem na wojnę aby wspomóc moich dobroczyńców, ale interwencja twoja i twojego syna zniweczyła działanie miejsca kultu sił ciemności. Tytani powracają przyjacielu, a ja nie wiem czy pomóc wam czy nie. – Skończył kowal.
- Musimy powstrzymać to szaleństwo! – Krzyknął gladiator. Jeśli oni zstąpią na ziemię nie ma szans zarówno dla nas jak i dla Bogów Olimpijskich.
- Przestańcie pierdolić!– Przystopował ich Rennick, który wszedł cały zalany krwią. – Wchodźmy w portal, otworzył się już, jak chcesz się bawić w herosa na pół etatu to włazimy, czym prędzej. – Poganial.
- Noel wracaj do odrzutowca i każ im odlatywać, ja muszę wracać, aby uratować starożytność. – Postanowił Jason.
- Nie gadaj tylko wchodź a pozatym idę z tobą w tą szaloną podróż. – Oponował Rennick.
Weszli w portal, otwierający się przed nimi. Gdy zniknęli do pomieszczenia wszedł Ray, uśmiechając się do siebie rzekł pod nosem.
- Powodzenia.
Tymczasem na Olimpie.
- Myślę, że on jest naszym wybawieniem Posejdonie. – Ozwał się Zeus.
- Nie zapominaj, że mój Trójząb może być użyty w celach niezamierzonych przez nas a przeciw nam, bracie. Jeśli mój syn zdecyduje przeciwstawić się potędze Olimpijskiej i otworzyć ÂŚwiątynię Potępionych, wtedy nic nas nie uratuje, bowiem Tytani są tworem pradawnym i są na tym świecie od samego jego początku, ale jeśli zamknie ją ostatecznie dorówna niejednemu z nas, lecz nie wiem, co z umarłymi spoczywającymi w Hadesie. – Zmartwił się ojciec Jasona.
- Twój syn ma nad nimi pełną władzę, lecz są znowu dwie możliwości, gdy otworzy ÂŚwiątynię, Tytani wstąpią na ten świat i zrobią to co on im każe, jednak to miejsce spaczyło już jedną duszę i nie chce aby to samo stało się z Jasonem, nie chcę aby podzielił los nieszczęśnika, który odnalazł tą przeklętą budowlę. – Powiedział bóg bogów.
-, Kogo bracie? – Dopytywał się Posejdon. – Kogo?.
-, Jeśli Dahaka nie zostanie unieszkodliwiony, twojemu potomstwu grozi śmiertelne niebezpieczeństwo, wiem, że był szczerze oddany królewiczowi Hektorowi i Trojanom, lecz to siedlisko zła zrobiło z niego coś gorszego od demona. On jest przeklęty i nic nie może go uratować, jeśli ÂŚwiątynia zostanie zamknięta jego dusza skazana jest na piekło i wieczną tułaczkę, jest teraz wierny demonowi, który założył świątynię. – Stwierdził Zeus.
- Kimże jest ten stwór. – Dopytywał się bóg mórz i oceanów.
- Zwą go Andromath, lecz również jest uważany za ojca tytanów, lub ich stwórcę, jeśli spotka go Jason, stanie przed wyborem mogącym zaważyć na naszym losie, Andromath będzie próbował go przeciągnąć na swą stronę i jedyną bronią przeciw niemu będzie twój Trójząb. – Wyjaśnił Zeus. – Musimy, więc czekać bracie, czekać i być dobrej myśli.
Tymczasem Jason przenosił się do Troi, w celu rozwikłania zagadki artefaktu ojca.
Laukaz
Wysłany: Sob 13:01, 18 Sie 2007
Temat postu:
Rozdział XI
Dołączywszy do Trojan, Andariel dał znak Calidosowi aby ten stawił się w jego towarzystwie, prosił jednak aby będąc na miejscu nie odkrywał swej twarzy. Do obozowiska Achajów przybył poseł, jeden z żoładków armi demonów. Wkroczywszy do namiotu młodzieńca odezwał się.
- Calidosie, jestem tutaj z rozkazem Andariela, masz udać się ze mną do miejsca gdzie przebywa dowódca Trojan, nasz pobratymca ma ci coś do przekazania. Wyruszyli natychmiast, po dotarciu na przeznaczoną pustynię zobaczyli z oddali zarys postaci swego brata krwi. Ten również ich ujrzał bowiem zakrzyknął.
- Szybciej!, jesteście mi potrzebni!
Gdy zbliżyli się aby stawić się na wezwanie ujrzeli Hektora i całe jego wojsko. Ten jednak dobył rękojeści miecza swego, w obawie o życie ludzi.
- Jestem Calidos - zaczął demon z nieufnością w głosie. - Co mam zrobić Andarielu? - zwrócił się do swego suwerena.
- Zapoznaj się z otoczeniem, bowiem oni pomogą nam rozgromić Spartan. - skwitował go demon.
Wtem do sługi podszedł Dahaka, uzbrojony w hełm z brązu i zbroję z metalu. Obnażył miecz, który dostał od Hektora po czym przemówił.
- Powiem Ci wprost, sługo ciemności, nie ufam zarówno tobie jak i Andarielowi, nie będę się z tym krył. Zdejmij kaptur i okaż nam swoją fizjonomię - grzmiał płatnerz.
- Prawdą jest to co mówi Dahaka. - niespodziewanie wtrącił się Matt, lecz Jason uderzył go łokciem w żebro.
- Nie wtrącaj sie do kurwy nędzy. - syknął do przyjaciela. - Nie widzisz, że oni są z piekła rodem!, ja jestem nieśmiertelny, ale ty się nie wpierdalaj między wódkę a zakąskę. - skończył z poirytowaniem w głosie.
Tymczasem przemówił Calidos.
- Dostojni Trojanie, ty Hektorze i Parysie. - zaczął. - Poznaliście już mojego suwerena, mnie poznacie niebawem. - mówiąc to dalej miał kaptur na głowie.
- Poczekaj tu chwilę - powiedział Tylo do Algrena.
Zakradł się od tyłu do Calidosa i zerwał mu nakrycie głowy po czym o mało nie dostał ataku apopleksji.
- Czyżbyś mnie nie poznał? - zapytał jego syn z drwiną w głosie, po czym dodał. - Ojcze
Usłyszawszy to Andariel nie wiedział co robić, jednak jego rozmyślania przerwał Hektor.
- Nie mamy czasu na dalsze dyskusje, zabieramy się do tej wyprawy od kilku dni. Na koń Trojanie! - zagrzmiał.
Andariel tymczasem przywołał armię boga wojny. Po czym ruszyli na Spartan. Po dotarciu na miejsce ukryli się w pobliskim lesie, aby obmyślić plan. Pierwszy zabrał głos Jason.
- Mam pomysł co do szturmu. Ty Hektorze wdasz się ze Spartanami w otwartą walkę. Natomiast ja odetnę drogę niedobitkom i wyrżniemy ich w pień. Dahaka uda się do namiotu Atrydów i pojmie ich żywcem, zabierze ze sobą Parysa. - widząc krzywe spojrzenie królewicza dodał. - Nie patrz na mnie jakbym ci ojca siekierą zabił, Aleksander jest nam potrzebny. - skończył.
Postanowiono wykonać dany plan. Hektor prowadząc wojsko wkroczył dumnie do obozu Spartan. Rozpoczęła się bitwa. Każda broń ustępowała mieczowi Trojanina oraz jego wojsku, Jason natomiast poprowadził do boju resztę Trojan a Calidos armię Aresa. Rzeźni tej nie sposób opisać, czarne ostrze Calidosa tępiło wszystkich którzy się pod nie nawinęli. MIecz Hektora ciął po gardłach wszystkich Spartan. Dahaka wdarł się do namiotu Atrydów. Powalił Agamemnoona jednym uderzeniem swej mocarnej pięści, po czym ogłuszył Menelaosa i związał obydwu. W tym samym czasie wkroczył Parys z Mattem.
- Książe Parys! - krzyknął Menelaos. - Straże do mnie! - grzmiał, jednak odgłosy mordowni były słyszane w miejscu niewoli i obydwaj Atrydzi wystraszyli się nie na żarty. Głos zabrał Parys.
- Dałem Ci propozycję królu Sparty. Mogliśmy walczyć, lecz ty nie chcialeś i postąpiłeś jak tchórz, ja tchórzem nie będę jak co niektórzy mnie postrzegają, daruję Ci życie ale nie pokazuj się więcej na ziemi Trojan, Lizandrze! - krzyknął, a gdy wszedł dowódca wydał rozkaz. - Oni nie mają tu racji bytu, znajdź dobry okręt, dobierz oddział mężczyzn co najmniej takich jak Dahaka i odeskortujcie ich do domu. - rozkazał.
- Nie lepiej ich zabić? - spytał Algren.
- Nie bądźmy tacy jak barbarzyński Achilles, zostawmy ich w Sparcie. - rozsądził Dahaka.
Stałoby się tak gdyby nie Andariel. Wdarł się do namiotu i jednym wprawnym cięciem ściął Mattowi głowę, widząc to Parys wdał się w pojedynek z demonem wspierany przez Dahakę. Książę założył strzałę na cięciwę i wystrzelił w kark demona. Natomiast płatnerz walczył niczym lew, odbijając czarne ostrze diabła. Jednak nic to nie dało. Parys padł ciężko zraniony od własnej strzały, która odbiła się od skóry demona trafiając go w bark. Następnie powalił kowala który padł od ciosu wymierzonego w szczękę. Odnióslwszy zwycięstwo przywołał Calidosa, Hektora i Jasona. Gdy zobaczyli swych towarzyszy zmierzyli Andariela wzrokiem, Tylo chwycił za miecz lecz pięść demona powaliła go jednym uderzeniem, bez obrażeń.
- Wszyscy pod ścianę! - grzmiał. - Nie spodziewałem się po was, mężnych Trojanach takiej głupoty! - powiedział z drwiną w głosie. - Czy wy myśleliście durnie, że pomogę wam, nawet sam Ares o tym nie wie. Zamierzam zabić was, wybić Spartan, zrównać Troję z ziemią i zapanować nad całymi ziemiami Egejskimi, lecz muszę obalić Marsa, a uda mi się to dzięki Dahace, on zabije ojca a ja zabije jego. - pysznił się demon.
Stojący obok niego Calidos dał cichy znak aby wypełniali polecenia Andariela.
- Calidosie, ja będę od dzisiaj bogiem wojny. - oznajmił diabeł.
- Z tym że niekoniecznie. - powiedział Logan uśmiechając się demonicznie, po czym dobywszy miecza zgrabnym cięciem wbił je w czarne podniebienie sługi ciemności. Stało się to w ułamku sekundy, czarny płyn zalał ziemię a demon wydał nieludzki krzyk, przypominający rzężenie psa.
- Dla...cze...go? - wyszeptał po czym skonał.
- Ty durniu przez ciebie o mało nie zginął mój ojciec. - skwitował go Logan.
Rozwiązał swych towarzyszy, i odprowadził Atrydów do Lizandra. Pierwszy odezwał się Jason.
- Nie spodziewałem się takiego obrotu sprawy, ale Matt nie musiał wcale ginąć. - skończył ze smutną miną.
Nagle odezwał się głos dochodzący z nieba.
- Wyjdźcie przed namiot.
Gdy uczynili to zobaczyli Spartan niektórzy byli martwi a ciała potwornie zmasakrowane, jednak skuci jednym łańcuchem siedzieli Odyseusz i Neptolemos, syn Achillesa. Odezwał się głos z niebios.
- Jam jest Ares, przyglądałem się waszym wyczynom i jestem pod wrażeniem. Jednak zrobicie z tymi jeńcami co zechcecie, nie martwcie się o swych ziomków, zaopiekuję się nimi. Zdrajca Andariel zginął, dzięki ci za to Calidosie, wracajcie do domu waleczni Trojanie. Spartanie rozgromieni. Miałem zamysł pomóc najpierw im, lecz wtargnęli na moje a zarazem wasze ziemie. Nie mogłem pozwolić na to bluźnierstwo. Zostaniecie wynagrodzeni. Ty Hektorze, odejdziesz do Hadesu, musisz się dogadać z Plutonem, może całkowicie da ci życie. Tajemniczy przybyszu, nic nie mogę zrobić z twoim przyjacielem, lecz mogę wyprawić mu uroczysty pogrzeb, zostawcie wszystko jak widzicie. Odysa i Neptolemosa wypuśćcie, Dahako - zwrócil się do swego syna. - Wiem, że miałeś zadanie zabicia mnie, ale teraz powiadam zajmij miejsce przy boku ojca, twój pierścień pozwoli ci bezpiecznie dojść do mego królestwa. - skończył.
- Czas nam się pożegnać przyjaciele. - powiedział płatnerz. - Hektorze, byłeś mi najbliższy ze wszystkich synów Priama, zawsze będziesz miał moją pomoc. - oznajmił. - Parysie. - zwrócił się od młodszego z braci. - Byłeś zarzewiem wojny, jednak serce nie wybiera, życzę ci szczęścia u boku Heleny. - uśmiechnął się do księcia, po czym uściskał go jak brata. - Jasonie, wparłeś nas w tej wojnie, przyjmij odemnie ten dar jako pamiątkę. - To mówiąc wyjął długi miecz własnoręcznie rzeźbiony. - Weź go i miej w chwilach zagrożenia. - rzekł, a następnie udał się do królestwa swego ojca.
- Wracajmy do domu, przyjaciele. - powiedział Parys. - Jasonie, bądź naszym gościem. - poprosił.
- Nie widzę przeszkód, kryzys zażegnany. - odpowiedział z uśmiechem Tylo.
Zebrali wojska wracając do Troi, która pożegnała obawy najazdu ze strony Spartan.
Laukaz
Wysłany: Sob 13:00, 18 Sie 2007
Temat postu:
Rozdział X
Zostawmy na jakiś czas Hektora z Jasonem, którzy gnają na wierzchowcach wroga do swego obozowiska i zobaczmy co dzieje się w kwaterze Spartan. Po wyprawieniu Nestora w podróż do obozu Myrmidonów król Agamemnoon udał się do namiotu brata swego Menelaosa, gdy ten spoczywał na skórach byczych. Po wejściu starszy Atryda zaczął przemawiać.
- Dzień Dobry bracie mój. - zaczął z poważnym wyrazem twarzy. - Mam dla Ciebie dobrą nowinę, mianowicie już niedługo Helena będzie znowu twoja, jednakże potrzebujemy do tego pomocy Aresa, a bóg nie użyczy mi swych oddziałów, ale nie martwmy się o to. Młody przybysz z miasta przyjaciół Hektora dzieli namiot razem z królem Diomedesem, a ten opowiedział mi wszystko o naszym nowym gościu. - powiedział Agamemnoon.
- O co chodzi? - spytał młodszy Atryda. - Wyjaśnij mi to.
- Chodzi o to, że młody Logan, bo tak się zwie nasz dostojny gość, zawarł pakt krwi z Marsem, przelał niewinną krew i tym samym uniżył się Aresowi, ma jego armię na usługi. Szkoda tylko, że nie przyjął daru nieśmiertelności. - westchnął z goryczą w głosie. - A jeśli chodzi o Trojan, nie będą nam długo spędzać snu z powiek. Gdy zabrakło Hektora, naczelnego wodza, mury Ilionu są zagrożone.
W tym momencie do namiotu wkroczyła zakapturzona postać, widać było, że była zmęczona. Cienie pod oczyma zdradzały brak snu przez co najmniej trzy dni.
- Kim jesteś tajemniczy przybyszu! - zagrzmiał Menelaos. Straże!. - krzyczał, lecz nikt nie odpowiadał.
Przybysz postąpił kilka kroków w kierunku stołu suto zastawionego pysznym mięsiwem chwytając udko kurczęcia i odgryzając kawał mięsa. Gdy skończył jeść zdjął kaptur. Gościem Atrydów okazał się być Logan Holcroft, lecz nie ten sam Logan Holcroft jakiego zna Jason. Twarz jego zdobiła blizna w kształcie miecza, którą nosił podobnie jak jego ojciec na prawym policzku. Oczy były puste jakby przez cały dzień wdychał jakiś narkotyk. Natomiast fizjonomia zmieniła się. Nie był to już wesoły, pogodny chłopiec, lecz dosłownie maszyna do zabijania, widać to było po jego upiornym wyrazie twarzy.
- Witam, nie poznajecie mnie?. - spytał.
Dwaj bracia stali jakby ich piorun strzelił. Niedojrz, że obcy człowiek wtargnął do ich namiotu to jeszcze przemawiał do nich tak, jakby znali się od lat. Menelaos wyglądał jakby chciał Logana uderzyć, lecz nie pozwalała mu na to jakaś wewnętrzna siła.
- Spokojnie, nie jestem tutaj aby was pozabijać, a po to, żeby wam coś przekazać, wracam właśnie prosto z otchłani, gdzie ogień piekielny trawi wszystko, siedział tam na swym tronie, wspaniały Ares. Demony jego chciały mnie zatrzymać, gdyż byłem ubrany tak jak przyszedłem do was, bóg nie pozwolił na rozszarpanie mnie przez swe sługi. Zbliżyłem się do niego, ponieważ zagrzmiał, aż piekło zatrzęsło się w posadach.
- Wy, piekielne ścierwo!, precz mi z oczu, bo łby pourywam!.
- Gdy odeszli przywołał mnie gestem, a kiedy się ukłoniłem i oddałem mu hołd, ucieszył się bardzo, bowiem zobaczył, iż ma przed sobą przyszłego sługę.
- Powstań mój przyjacielu, niech Ci się przyjrzę. - zażądał.
- Gdy on mi się przyglądał i ja mu się przyjrzałem dokładnie, Zdziwilibyście się, gdybyście go ujrzeli, jest bowiem otoczony ognistą aurą, która wżera się w jego ciało niczym pasożyt, żerujący na ciele żywiciela. Wspaniały miecz, który nosi przy ozdobnym pasie, także spowijają płomienie. Spojrzenie jego jest niczym grom Zeusa. Władcze, lecz zarazem dające wiele do zrozumienia. Kto jest mu przeciwny ten niech się strzeże, ale kto jest mu jak brat, tego chroni jego tarcza. Ja byłem dla niego niczym syn. - To mówiąc zdjął szatę i obnażył swoje plecy. W tym momencie od namiotu weszła jedna z branek, ale po wstąpieniu zemdlała. Logan miał na plecach dwa miecze skrzyżowane ze sobą wypalone w skórze, a ponad nimi ludzka czaszka skąpana we krwi. Widząc to Menelaos zabrał się do cucenia branki natomiast Agamemnoon o mało nie dostał ataku mięśnia sercowego.
- Nie dziw się szlachetny Atrydo, zostałem "naznaczony". Jestem prawą ręką Marsa. Sam bóg wojny rozpalił żelazny pręt i wyrył mi w skórze ten oto znak. Czułem ból i nawet krzyczałem, lecz on mnie uspokoił mówiąc mi : "Nie bój się bólu, gdyż ból jest naszym drugim imieniem, ból nas stworzył i ból nami kieruje". Gdy skończył czułem się jak nowo narodzony. Stwierdził też, że skoro narodziłem się powtórnie należy mi dać nowe imie.
- Zapomnij to, czego się nauczyłeś, narodziłeś się na nowo, od dzisiaj będziesz znany jako Calidos, prawa ręka Aresa.
- A zatem, powiedz mi Calidosie, czy wspomożesz nas w wojnie z Trojanami? - spytał Agamemnoon.
- Muszę, gdy nie będę zabijał zostanę sam zgładzony. Ares poszukuje wojowników, do swej armii, zamierza bowiem podbić całą Grecję i mieć ją na usługi. Wybaczcie ale udam się na spoczynek. - To mówiąc wyszedł.
- No to mamy problem, jeśli coś mu się nie spodoba, to po nas, widziałeś bracie to jego naznaczenie? - zapytał starszy Atryda. - Przecież teraz z grzecznego chłopca zrobił się demon z piekła rodem! - krzyczał.
- Uspokój się, bracie, nie na takich Sparta miała haka, czyż nie zauważyłeś, że jest zbyt ufny?, Mars jest opiekuńczy do czasu, znudzi mu się, to pożegna się z życiem. Póki co czekajmy na poselstwo od Achillesa i jego oddziały Myrmidonów.
Skończywszy dyskusję położyli się spać.
Tymczasem Calidos wcale nie poszedł do namiotu jak to oznajmił Atrydom, lecz udał się na pustynię. Tam zakrzyknął w niebogłosy.
- Niech objawi się armia Aresa!, straszniejsza niż sama śmierć!.
To co się stało, nie byłoby przeznaczone do oglądania dla osób w podeszłym wieku, rozwarła się ziemia, ukazując wspaniałe rydwany, skąpane w płomieniach. Każdy pojazd niósł stu wojowników, a było ich dziesięć. Co do "pasażerów" były to żywe kościotrupy. Skóra okrywała kości, a oczy były dziwnie puste. Na czele jechał potężny rosły osiłek, jednak jemu nie można było zarzucić, iż jest chodzącą mumią. Całe jego ciało okrywały znaki piekieł na głowie miał tatuaż w kształcie smoka. A do tego miał wladcze spojrzenie.
- Witaj Calidosie wiem, że mnie nie znasz, lecz to nie jest wcale trudnością, ja podobnie jak ty służę Marsowi, ale jestem jego lewą ręką. Jestem Andariel. - powiedział tajemniczy przybysz.
- Co mamy robić Andarielu? - spytał Calidos. - Czy mamy jakieś rozkazy od naszego suwerena?.
- Owszem, pomagamy Sparcie rozgromić Trojan, lecz czeka nas ciężki bój, ty udasz się do obozu Achajów i nic nie powiesz, lecz przemkniesz się do swej kwatery jak widmo. Rano gdy wypoczniesz pójdziesz do Atrydów i nakażesz zebranie wojsk, tymczasem, żegnaj.
Zostawmy na chwile Logana, czy też Calidosa, i zobaczmy co dzieje sie w obozowisku Trojańskim. Po powrocie z masakry dokonanej na wojsku Achillesa, Hektor z Jasonem zbierali się do ostatecznej wyprawy przeciw swym wrogom, z Troi powrócił Lizander w towarzystwie Parysa i Heleny. Widząc to Hektor zdenerwował się nie na żarty. Natomiast Jason o mało nie spadł z konia. Lecz gdy zobaczył Matta, który jechał w oddziale Lizandra uśmiechnął się.Jednak za dowódcą nie jechali tylko jak to Algren nazywał "Państwo Młodzi". Trojanin naprawdę się postarał, piechotą szło Dziesięć Tysięcy zbrojnych wyposażonych w miecze i włócznie, natomiast konnej jazdy bylo dwa razy więcej. Gdy zobaczył to królewicz, zeskoczył z siodła i podszedłwszy do Lizandra oznajmił.
- Postarałeś się bracie, gdybyśmy wyszli zwycięzko z tej rzezi dostaniesz co zechcesz, mój ojciec spełni każde życzenie. - powiedział z uśmiechem. Ale gdy podszedł do Parysa, Jason wkroczył, aby w razie czego Hektora zatrzymać, pamiętał bowiem o sprzeczce jaka zaszła w komnacie Priama.
- Co ty tu robisz? - spytał królewicz z poirytowaniem w głosie. - Jesteś tutaj niepotrzebny, co więcej zawadzasz nam. Wracaj do Troi i siedź tam! - krzyknął starszy z braci.
- Spokój Hektorze, w tej sytuacji przyda nam się każdy miecz, zapomnij o swej nienawiści do Parysa. - poprosił Tylo.
Słysząc to królewicz złagodniał dając rozkaz aby żołnierze zjedli coś naprędce i byli gotowi do wymarszu. O zmroku Algren poprosił przyjaciela aby ten opowiedział mu co się stało.
Tylo opowiedział o Orestesie i darze Zeusa a także o przybyciu Holcrofta i zabójstwach w ich czasach. Nie zdążył dokończyć gdyż do namiotu wszedł Lizander.
- Przyjacielu musisz stawić się u Dahaki, rozkaz Hektora. - powiedział.
W drodze do namiotu kowala Jasona ogarnęła potrzeba snu. Jednak udał się na miejsce. Widząc go płatnerz uśmiechnął się wyciągając doń rękę.
- Mam dla Ciebie coś co powinno cię zaciekawić, mianowicie wypij to. - powiedział dając mu buteleczkę z jakimś czerwonym płynem. - Jest to wywar z serc Ptaków Stymfalijskich, nie zaśniesz ani na chwilę. Co więcej udałem się ostatniej nocy, kiedy ty i Hektor masakrowaliście obóz Myrmidonów ja odwiedziłem świątynie Zeusa, dowiedziałem się wszystkiego, muszę stanąć po waszej stronie i zabić Aresa. - skończył.
W tym samym momencie do namiotu wkroczył książę Parys.
- Witajcie przyjaciele, chciałem wam powiedzieć, że udaję się z wami na wyprawę, udało mi się przekonać Hektora aby wyraził na to zgodę. Lizander kończy zbierać wojska i wyruszamy zaraz. - powiedział po czym wyszedł.
Po zmroku królewicz dał znak aby rozpocząć ostateczny wymarsz, gdy przybiegł do niego Boagrios, jednak był cały zmasakrowany. Z rany na plecach wylewała się krew a twarz miał pociętą jak sito.
- Co się stało Boagriosie? - spytał Lizander z przerażeniem w głosie.
Byłem w obozie Spartańskim, nie spodziewają się ataku, jednak gdy wracałem napotkałem demona zwanego Andariel, nie chciał słuchać moich wyjaśnień i zadawał mi ciosy swą włóćznią, na zakończenie ciął mnie po plecach swym mieczem. Towarzyszył mu jego pobratymca Calidos, jadą na nasz obóz z całą armią. Sam Mars popędza ich swoim batogiem. Nie wiem jak ale musimy ich po..ko..nać - mówiąc ostatnie słowo zemdlał.
- Medyka! - zawołał Matt,który stał z Jasonem w jednym oddziale. Dopilnował osobiście aby zabrano chorego do namiotu i opatrzono oraz dano mu jadło i napitek.
- Trojanie! - zagrzmiał Hektor. - Musimy przeciwstawić się Marsowi i jego armii, wielu z nas pewnie zginie ale jeśli tego nie powstrzymamy nasz gród może paść. Dahaka! - krzyknął królewicz. - Pojedziesz z nami jako jeden z dowódców. Wiesz co masz robić, - skończył po czym wyruszyli.
W jednym oddziale jechał Jason z Hektorem, w drugim Matt z Lizandrem a w trzecim Parys i Dahaka. Jechali pół dnia aż późnym popołudniem zauważyli jednego z demonów opisanego przez Boagriosa. Natomiast ten gdy ich zobaczył skłonił się przed królewiczem i jego bratem.
- Królewicz Hektor i książę Parys jak się domyślam? - spytał z ironią w głosie, gdy usłyszał potwierdzenie skłonił się jeszcze niżej.
- Kim jesteś i czego tu szukasz? - spytał Jason z gniewem w głosie kładąc rękę na rękojeści miecza.
- To samo chciałem Ci powiedzieć, nie zwykłem przedstawiać się komuś kogo nie znam. - syknął napotkany.
- Jason Tylo. - warknął archeolog. - Kim więc jesteś? - zapytał.
- Co do mnie nazywam się Andariel, przysyła mnie bóg wojny we własnej osobie. Jest pod wrażeniem twoich czynów w obozie Myrmidonów, proponuje Ci więc układ, ty zabierzesz Trojan z ziemi która jest jego własnością, a on pomoże Ci pokonać Spartan. - skończył.
- A co z moim posłem! - wtrącił się Hektor. - Leży teraz w namiocie medyka i nie wiem czy wyjdzie z tego, obrażenia jakie mu zadałeś nie wróżą nic dobrego! - krzyczał.
- Ależ o to się nie martw, nic mu nie będzie, zajmie się nim Ares, ale wróćmy do naszych spraw. Początkowo zamyślaliśmy aby pokonać was i przyłączyć się do waszych wrogów, lecz dostojny Mars nie zapomniał, że ma dług wdzięczności wobec waszego narodu. Pamięta kiedy to Parys, przyznał mu koronę za pokonanie jego byka. To jak?, przyłączycie się do nas.
- O co chodzi, że mam zabrać Trojan z tej ziemi? - spytał Parys.
- Nic wielkiego, pokonacie Spartę i Mykeny, ale po pokonaniu zabieracie stąd wojska i wracacie do Troi, jeśli to zrobicie Ares wybaczy Hektorowi zabójstwo swych synów, i wspomoże was w bitwie. Co wy na to? - skończył Andariel.
- Zgadzamy się. - podjął decyzję Hektor. Jedźmy do obozu Sparty i urządźmy im piekło. - postanowił z błyskiem w oku.
Po uzgodnieniu warunków układu ruszono ostatecznie na obóz Agamemnoona w celu wypędzenia intruzów z ziem Trojańskich.
Laukaz
Wysłany: Sob 12:59, 18 Sie 2007
Temat postu:
Rozdział IX
Rano po zdarzeniach minionej nocy, Jason postanowił wziąść ze sobą Logana i udać się do obozu Trojan w sprawie ostatecznego szturmu na gród Myken i Sparty. Jednak zauważył, że Holcroft zniknął razem z bronią, przerażony nie na żarty Tylo zbiegł na dół i dostrzegł zabitego karczmarza oraz ciało dziewczynki, które widział ubiegłej nocy. Natychmiast obudził stajennego i poprosił o wypoczętego konia, po dostaniu zwierzęcia pognał do obozu aby zdać raport Hektorowi i Lizandrowi. Po dotarciu na miejsce obudził królewicza i opowiedział mu wszystko, a od Trojanina dowiedział się rzeczy o wiele przerażającej, rzecz jasna o swoim synu.
- Jason muszę ci coś powiedzieć, ubiegłej nocy widziałem twojego syna jak zmierzał w kierunku obozu Myrmidonów, moim zdaniem on paktuje z wrogiem, szedł tam sam ale jakby nie szedł sam, towarzyszyły mu okrzyki wojenne armii z piekła rodem, mam wrażenie, że to któryś z bogów go wspomaga, prosiłeś bowiem o armię Aresa a do teraz jej nie widać, Spartanie mogą wygrać właśnie dzięki niemu. Nie wiem tylko dlaczego Mars zgodził się ich wspomagać? - skończył Hektor.
W tym momencie rozległy się grzmoty, niebo zmieniło barwę na krwistoczerwoną i rozległ się dziwny głos prosto z niebios.
- Poddajcie się nędzni śmiertelnicy, nie macie szans z potężnym państwem Myken i Sparty, jam bowiem jest Ares, bóg wojny, mojej armii nie dostaniecie. - zagrzmiał głosem pełnym nienawiści.
- Kurwa, co to jest? - spytał Jason.
- Podejrzewam iż zwiastun naszej klęski, bowiem taki znak zwiastuje przelanie niewinnej krwi i jak podejrzewam, tę krew przelał twój syn, albo więc zawarł pakt krwi z bogiem wojny albo on albo cała Sparta i jej sojusznicy, jeśli nie zadziałamy odpowiednio możemy żałować i to gorzko. - powiedział Lizander z miną jakby nadciągał Armageddon.
- Niestety musimy wyruszyć, Lizandrze zrobimy tak, ty i twój oddział ruszycie w otwartym szyku na wroga, gdy wy będziecie walczyć, ja i Hektor wyjedziemy od strony szańca odcinając drogę niedobitkom, szkoda że boski Mars nie chce nam użyczyć swojej armii, uwierzcie mi że byłoby nam o wiele lżej. - dodał z niewesołą miną Jason.
- Boagriosie! - zagrzmial Lizander.
W tej samej chwili z namiotu za plecami dowódcy wyszedł niezbyt tęgi człowieczek, był całkowicie łysy i nosił bliznę na głowie, wieczna powaga na twarzy zdradzała iż nie jest on zwykłym człowiekiem, który da sobie wejść w drogę.
- Słucham, panie generale - powiedział głosem pełnym słodyczy.
- Zbierz wszystkich Trojan!, każdy kto jest w stanie trzymać tarczę i włócznię, lub też miecz ma być gotowy do południa!, nie chcę słyszeć żadnej wymówki! - grzmiał dowódca.
- Przyjacielu, prosiłbym abyś udał się do namiotu płatnerza i zrobił sobie odpowiedni oręż na swoją miarę, masz też otrzymać tarczę równą Egidzie Zeusa, będzie ci potrzebne szczęście i ambrozja od gromowladnego. - powiedział królewicz.
Tylo usłuchał, udając się tam gdzie pokazał Trojanin. Gdy wszedł zobaczył kowalskie miechy potężne jak sam człowiek,pracujący przy nich. Widać było, że ten mężczyzna przeszedł nie jedno w życiu, miał bowiem potężne muskuły, potężniejsze nawet niż sam Herkules, gdy odwrócił głowę do nowo przybyłego było widać na niej dużo blizn, jakby był weteranem wojny w Wietnamie.
- Witaj. - rzekł płatnerz wyciągając potężną dłoń w kierunku Jasona. - Jestem Dahaka, tutejszy mistrz od spraw uzbrojenia, napewno wspomożesz nas w wojnie przeciw zdradzieckim Spartanom, niech licho porwie księcia Parysa!, jego to wina że ślęczymy tutaj i pewnie połowa z nas nigdy nie zobaczy swoich rodzin, a teraz pokaż mi się, muszę zbadać wymiary twego ciała aby wykonać zbroję wprost proporcjonalną do twego ciała. - poprosił gestem dłoni zachęcając młodego archeologa.
Tylo podszedłwszy do Dahaki zauważył na jego palcu tajemniczy pierścień, tyle że wykonany ze srebra.
- Co to za pierścień? - spytał.
- To jest moje dziedzictwo, bowiem nie jestem płatnerzem z pochodzenia, jestem synem pewnego dostojnika rzymskiego, Lucjusza Maximusa, niestety ojciec nie popierał moich zainteresowań, nie chciałem się uczyć filozofii, i różnych sztuk retoryki, na co mój nauczyciel naciskał i to mocno, nie umiałem jednak zapanować nad swoim temperamentem, bardziej od nauk interesowały mnie sprawy militarne, związane z wojnami i podbojami Cezarów, uciekłem z domu, lecz niestety ojciec wysłał za mną pościg i ku memu zdumieniu kazał mnie zabić i doprowadzić ciało do świątyni Aresa, werbował bowiem wojownicze dusze, jak i upadłych wojowników, mając miecz mój u boku, który sam skonstruowałem zabiłem tych Rzymian i przebrałem się w zbroję jednego z nich, udałem się przed siebie, po wielu dniach wędrówki i głodowania zajechałem pod wspaniałe bramy Troi, zauważył mnie nie kto inny jak sam Aleksander, to on przedstawił mnie Priamowi i pomógł zdobyć pracę płatnerza, byłem mu wtedy wdzięczny, lecz teraz jestem na niego wściekły, przez głupotę młodszego syna króla mamy to co mamy. - skończył Dahaka.
- Mówiłeś mi, że twój ojciec kazał cię zabić, dlaczego? nie wolał cię złożyć w ofierze Marsowi? - spytał Tylo.
- Nie, ofiara jest dobrowolna, podobnie jak oddanie mnie do armi demonów, lecz ofiarę składa się z ochotnika a ja nie miałem być ochotnikiem, tylko musiałem być przymusowo oddany, ten pierścień który noszę na palcu innymi słowy moje dziedzictwo, jest po to aby przeciwstawić się bogu wojny, niedawno odwiedziłem Wyrocznię Delficką, ona rzekła mi : - "Pojawi się nieoczekiwana pomoc z murów Troi, przyjmij go a twój pierścień może być użyteczny, bez pomocy i tego klejnotu nie pokonasz boga wojny co jest ci pisane."
To mówiąc cały czas wykuwał zbroję i tarczę. Po skończonej pracy płatnerza Tylo obejrzał wytwór ciężkich rąk Dahaki. Na piersiach miał przepiękny widok wrót Olimpu. Zaś na ramionach miał wykute różne znaki starożytne. Hełm był wykonany ze srebra przyozdobiony był w lśniącą kitę.
Po wyjściu z pracowni Jason udał się do Lizandra aby zapytać coś o życiu Dahaki.
- Niewiele mogę o nim powiedzieć, musiałbyś zapytać królewicza Hektora, on zna lepiej wszystkich Trojan. - powiedział generał.
Tylo usłuchał i udał się do królewicza, zastał go w jego namiocie kiedy szykował się do drogi.
- Dokąd jedziesz?, jeśli wyjeżdżasz teraz do Troi jadę z tobą. - zaproponował
- Nie jadę do Troi, jadę do Argos do świątyni Zeusa. - odpowiedział Hektor. - Lecz jeżeli chcesz możesz udać się ze mną, coś czuję że musisz ze mną pomówić. - kontynuował z uśmiechem na ustach. - Lizandrze! - krzyknął, po pojawieniu się generała wydał polecenie. - Daj mi konie!, w stajni stoi mój wierzchowiec Argento, mojemu przyjacielowi daj konia Scarto, są to najszybsze nasze wierzchowce. - skończył.
Po dostaniu zwierząt wskoczyli na nie i pocwałowali do Argos, musieli się spieszyć bowiem zaczęło już świtać, a Sparta wiedziała gdzie się znajdują.
- Powiedz mi przyjacielu, czy wiesz coś o naszym płatnerzu Dahace? - zapytał Jason.
- Wiem i to sporo, wiem o nim jedną rzecz, której on nie wie i się nie dowie jak na razie, jest on potężnym wojownikiem, kiedy zobaczył go Parys pod murami Troi był wygłodzonym dwunastolatkiem, zaproponowaliśmy mu pracę płatnerza, zgodził się z ochotą, nie zdziwi cię pewnie fakt iż zainteresowałem się jego klejnotem, kiedy się dowiedziałem iż tajemniczy pierścień jest jego dziedzictwem poszedłem do Wyroczni rzecz jasna po jego "odwiedzinach". Dowiedziałem się zdumiewającej rzeczy, Dahaka urodził się w piekle i był wiernym poddanym Aresa, niestety zbuntował się mu, o czym wie, lecz nie wie, że tym buntem zawarł pakt z niebiosami, to znaczy z Olimpem,, ma zniszczyć Aresa, ale tego jeszcze też nie wie, nie wie też przerażającego faktu, że jest jedynym który pokona Marsa, ponieważ jest jego synem. Lucjusz Maximus, kiedy kazał go zabić miał określony cel, uniżyć się Aresowi i mieć u niego jak u Zeusa za piecem, właśnie jedziemy do jego świątyni aby mi podpowiedział co robić w sprawie dziedzictwa Dahaki. On nam się przyda, ale jest w tym haczyk, jak zabije Aresa, sam będzie bogiem wojny. - skończył królewicz ze smutną miną.
Jechali tak przez pół dnia, w tym czasie sporo rozmawiali, Hektor opowiedział Jasonowi o obyczajach w Troi i powiedział mu dlaczego nikt nie może zdobyć ich grodu.
- Nikt nie może zdobyć naszych bram z powodu naszych łuczników, ale i z powodu wysokich murów, kto podejdzie niechciany nie dojdzie nawet do baszt, od razu przeszywa go rój strzał, myślisz, że dlaczego Grecy ucierpieli na tym przedsięwzięciu?, nasi łucznicy są niezawodni w swoim fachu. - skończył.
Późnym popołudniem dojechali do celu, szybko odnaleźli świątynię znajdującą się w samym środku miasta. Wchodząc do niej, królewicz uprzedził Jasona.
- Wiem, że rozmawiałeś z Zeusem jak brat z bratem, ale ostrzegam, nie denerwuj go i ostrożnie dobieraj słowa. - ostrzegł, po czym przemówił.
- O wielki Zeusie, jam jest Hektor, powstały z martwych syn króla Priama. Proszę o pomoc, bowiem nie wiem jak pokonać wojownicze plemię Achajów zamieszkującę Spartę. - skończył
Reakcja była natychmiastowa, gigantyczny posąg boga bogów jakby ożył po tym kiedy uderzył weń piorun.
- Witajcie , Hektorze i twój towarzyszu broni, odpowiem na wasze pytania. Po pierwsze, nie zapytałeś mnie o swego płatnerza o imieniu Dahaka. Jednak nie przejmuj się tym, prawda jest bolesna, przyjaciel twój musi zstąpić do piekieł i stanąć twarzą w twarz ze swym ojcem. Jego pierścień jest dziedzictwem w tym sensie, że tym klejnotem zabije boga wojny, lecz jako jego syn sam się nim stanie. A Spartan pokonacie ze swą nieśmiertelnością i talentem we władaniu mieczem. Achillesa musisz Hektorze zabić zaraz jak wejdziesz do obozu. Dowództwo przekażesz Lizandrowi a sam zrobisz co zrobić musisz. Dahaka musi jeszcze dziś dowiedzieć się prawdy o swoim pochodzeniu a jutro wyruszycie na obozowisko wroga. Żegnajcie. - zagrzmiał gromowładny.
Po wyjechaniu ze świątyni skierowali się z powrotem do obozu, lecz w połowie drogi zmienili ten zamiar.
- Zaczekaj Hektorze, skoro musimy zabić potężnego syna Tetydy, możemy zrobić to teraz, co nam stoi na przeszkodzie? - spytał Jason. - Ja będę gromił Myrmidonów a ty ich dowódcę. - zaproponował.
- Dobrze, zgadzam się, ruszajmy. - przystał królewicz.
Od obozu Myrmidonów dzieliły ich spore kilometry, zanim upłynęło pół drogi minął cały dzień, jednak podjechali tam pod wieczór. Plan był taki, Hektor udaje się do namiotu dowódcy a Jason gromi wszystkich swoim mieczem.
Do obozowiska dostali się przez przejście w wąwozie o, którym wiedział tylko królewicz. Po wejściu zobaczyli uwijających się ludzi, gdzie niegdzie widzieli ludzi podrzynających gardziele zwierzętom, a inni oprawiali je ze skóry i podawali je swym towarzyszom piekącym mięsiwa na ogniu.
- Jak się dostaniemy do namiotu Pelidy? - spytał Trojanin
- O to niech cię głowa nie boli. - uspokoił przyjaciela Tylo. - Widzisz tego gościa? - spytał wskazując na niezbyt muskularnego mężczyznę. - Ja się zakradnę od tyłu i grzmotnę mu mieczem w łeb. Przebiorę się w jego zbroję i zasłonię twarz. Co ty na to? - spytał.
- Plan dobry, nie gadajmy tylko bierzmy się do dzieła, jesteśmy nieśmiertelni i nic nam się nie stanie. - uśmiechnął się królewicz.
Zrobili tak jak było planowane, Jason zabił strażnika i przebrał się w jego strój, następnie stanął na jego stanowisku, zaś Hektor udał się do namiotu Pelidy. Po dotarciu na miejsce napotkał jednak przeszkodę, mianowicie dwóch strażników.
- Stać! - krzyknął jeden z nich, rosły osiłek o czarnej cerze. - Kto idzie?!
- Czy mnie oczy nie mylą!? - stwierdził drugi, trochę mniejszy od swego towarzysza i jak wyglądało, bardziej strachliwy. - Przecież to królewicz Trojan! - wrzasnął. - Straż!, zatrzymać go!.
- Jason! - wezwał przyjaciela Hektor.
Kiedy zobaczył nadbiegającego przyjaciela, wdarł się do namiotu gdzie spoczywał Pelida. Gdy zobaczył swojego wroga uśmiechnął się demonicznie.
- Witam, wielki potomku Peleusa, mam dla Ciebie jedną wieść, czas umierania nastał.
- Straże, do mnie! - krzyknął Pelida. - Zabić go!.
Jednak gdy nikt nie przychodził, Achilles przysłuchał się odgłosom mordowanych mężów i zamarł z przerażenia.
- Co się tam dzieje? - spytał ze strachem.
- Jak to co?, twoi strażnicy giną bezsensownie, bowiem, jak można zabić nieśmiertelnego? - powiedział ironicznie królewicz. - Zabiłeś mnie, bezlitośnie, ja zrobię to samo z tobą. - to mówiąc chwycił miecz i lekkim sprawnym ruchem wbił go Pelidzie w piętę. Achilles zachwiał się i runął na ziemię, z wzrokiem szklistym jak łza spojrzał na swoją ofiarę, która wróciła by się mścić.
- Jestem twoim najgorszym koszmarem. Żegnaj. - To mówiąc obciął wrogowi głowę, po czym wyszedł zobaczyć jak sobie radzi Tylo. W tej chwili młodzieniec walczył z Ajaksem, przyjacielem Achillesa. Jednak nie mógł sobie poradzić, gdyż jego przeciwnik był dwa razy większy. Niewiele myśląc Hektor zabił stojącego nieopodal łucznika zabierając mu ekwipunek, nałożył strzałę na cięciwę, wycelował i strzelił prosto w plecy Ajaksa. Przeciwnik Jasona zawył z bólu, gdy poczuł jak wprawnie wystrzelona strzała Trojanina rozszczepia mu kręgosłup. Tylo zareagował natychmast, pochwycił miecz oponenta i wbił obydwa w klatkę piersiową, następnie wyszarpnął je z rany i szybkim cięciem dwóch ostrzy pozbawił mężczyznę głowy.
- Hektorze!. - krzyknął. - Szybko!, nie możemy zwlekać, Ajaks i Achilles nie żyją, nie wyrżniemy całego obozu,
- Poczekaj!. - rzekł syn Priama, wszedłwszy do namiotu chwycił płócienny worek i zapakował weń głowę ofiary.
Uciekali bardzo szybko, ale na nieszczęście spotkali Nestora, w otoczeniu pięciu gwardzistów Agamemnoona. W porę schowali się za głaz, stojący przy drodze.
- Strzelaj w Nestora! - nie może nas zobaczyć, a jeśli to zrobi jesteśmy zgubieni. - rozkazał Jason.
Uległwszy rozkazowi przyjaciela, królewicz nałożył strzałę na cięciwę i strzelił prosto w głowę wroga. Udało się, bowiem poseł Atrydy zwalił się niczym wór ziemniaków na ziemię, obryzgując wszystko krwią. Trojanin zajął się strażnikami a Jason zauważył list przywiązany do pasa trupa. Porwał świstek, podczas gdy królewicz podciął gardło ostatniemu gwardziście.
- Co to jest?. spytał.
- Nie wiem, w takiej sytuacji musimy odpieczętować i przeczytać, aby dowiedzieć się co wiadomość zawiera. - stwierdził Tylo.
Był to list przeznaczony do Achillesa.
Achillesie!.
Król Agamemnoon planuje wyruszenie do obozu wroga jutro pod wieczór, Nestor zabrał ze sobą synów boga wojny Aresa, musimy rozgromić Trojan!, jednak z pomocą twoją, Ajaksa i boga wojny uda nam się to. Po otrzymaniu tego listu zbierz oddziały Myrmidonów i pomóż nam w nadciągającej bitwie. Czekam na powrót posła z twoją odpowiedzią, lub na ciebie. Jesteście naszą jedyną nadzieją. Pozdrawiam.
Odyseusz.
- No to co robimy? - zapytał Tylo.
- Wracamy, Nestor nie żyje, szkoda mi go, bo wolałbym zabić młodzieńca równego sobie, niż starszego człowieka, który mógłby być moim ojcem. Ale nic na to nie poradzimy. Prędko wskakujmy na zdobyczne zwierzęta i pognajmy do naszego obozowiska. Wyślemy Lizandra do Troi po posiłki, a co do synów Aresa, to niestety zabijając ich wydałem na nas wyrok, który może odwołać tylko Dahaka. Ruszajmy. - To mówiąc wskoczył na konia i pocwałował razem z przyjacielem do obozu Trojan aby przygotować się do bitwy i w ostatecznej batalii wygnać Spartan ze swojej ziemi.
Laukaz
Wysłany: Sob 12:57, 18 Sie 2007
Temat postu:
Rozdział VIII
Hektor wychodząc z królestwa Hadesa skierował się do ojczystego grodu, aby już nie jako człowiek ale jako widmo wspomóc Trojan w bitwie. Gdy dotarł do celu zawołał na całe miasto
- Zbudźcie się ludzie zarówno poddani jak i rodzina królewska, oto ze zmarłych powrócił Hektor, wódz naczelny wojsk Priama!, nie lękajcie się bowiem nie można mnie zabić, bo już nie żyję. - skończył swe przemówienie.
Odzew był natychmiastowy, cała Troja wybiegła na baszty. Król Priam i królowa Hekabe też nie siedzieli bezczynnie, chociaż wydawało im się, że to tylko sen. Jednakże gdy zobaczyli swojego syna o mało co nie zemdleli. Kazali wpuścić strażnikom królewicza do grodu, ale równocześnie mieli zachować ostrożność. Wszedłwszy do pałacu ojca, Hektor przemówił.
- Ojcze i Matko, wiem iż nie wierzycie w to co tutaj widzicie ale zapewniam was, iż jestem prawdziwy jak ta cała wojna, otóż gdy powędrowała ma dusza do krainy zmarłych i Haaron miał przewieźć mnie przez Styks, zjawił się Pluton we własnej osobie i dobiliśmy targu. On dostanie nowych Achajów, a ja będę mógł dopomóc wam w zakończeniu wojny, jeśli wierzycie moim słowom to się bardzo cieszę, jeśli nie to trudno, powiedz mi ojcze czy gość nasz Jason jeszcze jest u nas obecny? - spytał na odchodne.
- Synu, owszem jest u nas obecny i za moim pozwoleniem przejął twą funkcję naczelnego wodza Trojan, nie miej o to żalu mogę wydać rozkaz abyś z powrotem czynił co czyniłeś jeszcze za "życia" - kulawo zakończył Priam.
- Nie ma takiej potrzeby, ojcze, pozwól memu przyjacielowi to robić, on będzie moim następcą póki nie odejdzie do swej ojcowizny. - uspokoił go Hektor.
Opuszczając komnatę ojca skierował się do Jasona i Matta, którzy gdy go zobaczyli nie mogli uwierzyć własnym oczom.
- Co ty tu robisz?! - krzyknął Tylo. - Przecież widzieliśmy jak Achilles ciągnął za swoim rydwanem twego trupa, więc jak to możliwe, że stoisz przed nami.
Hektor opowiedział mu o zajściu w podziemiach Styksu, i o umowie jaka zaszła między nim a bogiem zmarłych. Po czym udali się spać. Nad ranem przybył do nich poseł od króla Agamemnoona, który oświadczył że jego wysokość wyjeżdża z Ilionu zostawiając Trojan samych i kończąc tym samym spór.Jednakże Jason nie wierzył w to co usłyszał i zaczął wietrzyć podstęp.
-Nie podoba mi się wystąpienie Agamemnoona, przecież walczyli niestrudzenie aby zdobyć wasze mury i nie zdołam pojąć dlaczego tak nagle się wycofali - kontynuował swój monolog. - Tektonie poślij po Matta, jest mi tu potrzebny - zwrócił się do giermka królewicza,.Po odejściu Tektona Tylo poprosił o audiencję u króla Priama w towarzystwie Hektora i Parysa, otrzymawszy zgodę od władcy skierowali się do jego komnaty, Jason z Mattem a Hektor z młodszym bratem. Po drodze wybuchła dyskusja, bowiem Parys nie chciał uwierzyć iż jego brat wrócił z martwych.
- Powiedz mi Hektorze, co się właściwie wydarzyło, Achilles wbił ci miecz w tętnicę szyjną i nie ma sposobu abyś przeżył ten cios, jak to się stało iż widzę cię przy życiu? - zapytał książę.
- Aleksandrze, kto jak kto ale Ty nie powinieneś wiedzieć co się działo w nad wodami Styksu, gdyby nie twoja głupota ja bym nie zginął i nie byłoby tej całej wojny a teraz co?, opiekuńczy braciszek chce wiedzieć dlaczego jestem żywy?! - krzyczał królewicz na cały hall. - Nie powiem ci jak mi się udało opuścić Hades choćbyś mnie o to błagał na klęczkach, lecz wiedz że nie spodziewałem się iż dojdzie między nami do kłotni i że będę chciał cię zabić!, a teraz zapomnij że miałeś brata! - wykrzyczał Hektor z pianą na ustach bowiem był tak wściekły że gdyby nie Tylo i Algren rozniósłby młodszego brata.
- Uspokój ich Jason,bo się powyrzynają jak gladiatorzy w Rzymie - szepnął do przyjaciela Matt.
- A co się będę wpierdalał między wódkę a zakąskę? - zapytał Tylo. - Jedyną osobą która może ich pogodzić jest król Priam i zaraz do niego dojdziemy.
Po wejściu do królewskiej komnaty głos zabrał Jason.
- Miłościwy królu, proszę cię o pozwolenie na zorganizowanie wyprawy wojennej na terytorium obozu Myrmidonów, ponieważ jeden mój zaufany zwiadowca dowiedział się, że zarówno oni jak i Sparta i Mykeny nie opuściły wcale waszych ziem, co więcej planują ostateczny szturm, jeśli więc dasz mi panie ludzi i pozwolisz abym wyruszył, to nie oni was ale wy ich rozgromicie w perzynę - poprosił Tylo.
-Nie! - niespodziewanie wtrącił się Parys. - Jakim prawem wtrącasz się w sprawy naszego miasta?!, jesteś naszym gościem, lecz nie będziesz dowodził naszymi ludźmi, to są moi rodacy i nie pozwolę aby stało im się coś złego! - krzyczał młody książę.
- Parysie uspokój się, ja nie pozwolę żebyś odzywał się do mego przyjaciela takim tonem, zaczynasz mnie powoli denerwować bracie, albo więc dojdziesz do spokojniejszego tonu, albo mój miecz zasmakuje twej krwi. - oponował Hektor z groźbą w głosie.
- Kurwa, przecież z tego powstanie rzeźnia - syknął Algren. - Jak tak dalej pójdzie to szlag nas trafi jeszcze przed atakiem wojsk Achajskich, Jason proszę cię jeszcze raz, ponów rządanie przed Priamem. - skończył Matt.
- Miłościwy Panie, czy udzielisz mi zgody na zebranie wojska i ruszenie znienacka na obozy Spartan, Mykeńczyków i Myrmidonów? - zapytał młody archeolog.
Priam wyglądał na zmartwionego, cienie pod oczyma mówiły same za siebie, nie spał całą noc zastanawiając się jak po tak długim czasie zakończyć spór. W końcu wstał i przemówił
- Skłonny jestem przychylić się do twojej prośby nasz przyjacielu, lecz jeśli chcesz mogę ci dać też kogoś z dowódców do kompanii, abyś był przez kogoś wspierany, maksymalnie dwóch ludzi może iść z tobą na tę wyprawę, bowiem musimy zbadać co się dzieje w pobliżu Aten. - powiedział władca
Jason korzystając z pozwolenia króla wziął do kompanii Hektora, któremu niestraszny był żaden miecz i Lizandra, giermka Parysa, wytrawnego żołnierza. Postanowił wyruszyć od razu po skompletowaniu wojska, w tym celu przemówił do królewicza.
- Hektorze, proszę cię abyś pomógł mi wybrać najprzedniejszych mężów całej Troi na ostateczną wyprawę przeciw Sparcie i jej sojusznikom. - poprosił Tylo.
- Oczywiście, dam ci wszystko czego zażądasz, lecz pamiętaj, Achilles jest mój, poprzysiągłem mu w królestwie boskiego Plutona iż nie spocznę póki go nie zabiję! - krzyknął Hektor.
Po zebraniu wszystkich Trojan wyprawa się rozpoczęła, na czele jechał Jason z Hektorem, sprawując pieczę nad wspólnym oddziałem, zaś Lizander prowadził ludzi którzy mieli służyć jako posiłki, na wypadek gdyby nie starczyło sił na pokonanie Achajów. Jechali tak cały dzień wreszcie o zmierzchu zażądzono nocleg w pobliżu miasta Ateny.
- Dobrze się składa, że tu jesteśmy, ojciec prosił mnie abym zbadał tajemnicze zjawisko, które miało tu miejsce. - rzekł królewicz.
- Co się dokładnie stało? - zapytał Lizander siedzący razem z Jasonem, bowiem Matt został w pałacu.
- Ludzie ze Skelos, pobliskiej wsi widzieli piorun uderzający o ziemię, potem zdarzyło się coś nieprawdopodobnego, otworzyły się wrota na kształt naszego znaku Omega, wyszedł z nich człowiek ubrany jak wy i posiadał żelazny kij z którego pluł ogień, skierował się do Skelos i przyjęła go tam rodzina wieśniaków. - skończył Hektor.
- Nie ma na to rady, idziemy zaraz do tej wsi, jeżeli trzeba pobudzimy wszystkich, musimy znaleźć tego człowieka, bo nie wiemy kim on jest, może być zarówno bohaterem jak i psychopatą, nie ma również sensu budzić całego oddziału, zrobimy tak, Hektorze pójdziesz ze mną, nie można cię zabić także nic ci się nie stanie, za nami niepostrzeżenie wyruszy Lizander.
To mówiąc zawołali o konie i wyruszyli. Po dojechaniu na miejsce podeszli do jeden z chałup i zapukali w drewniane drzwi, otworzył im gospodarz, stary człowiek, zupełnie siwy przygarbiony,ale dość miły staruszek.
- Czego chcecie dostojni goście? - zapytał na początek. - Dlaczego nachodzicie mnie w środku nocy i przerywacie spokojny sen?.
- Witaj, nazywam się Jason Tylo i mam tutaj ze sobą syna króla Priama, walecznego Hektora spod Troi, szukamy człowieka który przybył tutaj przed kilkoma dniami, czy go widziałeś? - dociekał Tylo.
- Owszem zatrzymał się u nas młokos, nawet przyznam iż podobny do ciebie, przepraszam nie przedstawiłem się, nazywam się Chejron, tak jak Centaur wychowujący Jazona. - powiedział pan domostwa. - A wracając do kwesti przybysza zatrzymał się w tutejszej gospodzie, powinniście bez trudu trafić, ponieważ jej szyldem jest kotwica wbita w ludzką czaszkę, a sama gospoda nosi nazwę "ÂŚwięty Morderca", jeśli to wszystko wybaczcie ale muszę udać się na spoczynek, bywajcie przybysze. - pożegnał ich Chejron.
Skierowawszy się do zamierzonej gospody spotkali małego chłopca, w wieku najwyżej 10 lat, lecz strasznie zaniedbanego, włosów nie mył chyba od pół roku, twarz miała kolor szary, cienie pod oczyma, jednym słowem wyglądał jakby nie jadł przez ładne kilka dni. Królewicz podszedłwszy do niego zapytał.
- Witaj chłopcze, kim jesteś i jak ci można pomóc?, nie musisz się mnie obawiać bowiem jestem synem króla Priama i królowej Hekabe, nazywam się Hektor a ty? - skończył
- Jestem Orestes, mieszkam w domu który znajduje się za zakrętem tej ulicy, moi rodzice nie mają jedzenia i nie mogą mnie wyżywić, nie wiem co mam zrobić aby coś zjeść, głoduję od 7 dni.
Słysząc to Jason wzruszył się losem Orestesa i zaproponował drogę razem z nimi do gospody. Kiedy dotarli na miejsce usłyszeli dziwny hałas, który przypominał strzał z broni palnej. Pobiegli na górę po wyłamaniu drzwi i spostrzegli mężczyznę pochylającego się nad ciałem dziewczynki z długim kijem w ręku. Na oko facet miał ze 15 lat, lecz był nieco starszy.
- Kim do jasnej cholery jesteś! - krzyknął Jason - I jakim prawem wchodzisz do tej gospody i robisz zamieszanie. ział VIII
- Jason Tylo? - zapytał tajemniczy przybysz w odpowiedzi.
- To ja - przytaknął Tylo.
- Cześć Tato. - powiedział. Pewnie mnie nie kojarzysz lecz ci to zaraz wyjaśnię, przybyłem tutaj z tych samych czasów co ty, lecz to nie jest to samo co zostawiłeś gdy korzystając z wechikułu czasu przybyłeś tutaj w czasy Trojan, nazywam się Logan Holcroft, dałeś mnie na wychowanie do twego przyjaciela Freda Holcrofta, dowiedziałem się prawdy o swoim pochodzeniu i postanowiłem cię odszukać. - skończył Logan
- Hektorze zejdź na dół, uspokój karczmarza i kup małemu Orestesowi coś do jedzenia. - polecił archeolog.
Po wyjściu królewicza Tylo wypytał Holcrofta o to co się dzieje w roku 3984. Kiedy usłyszał o śmieci Bourne`a i Kinga oraz aresztowaniu Crowna zdenerwował się, bowiem Logan przyznał się że to on zrobił lecz następnie opowiedział mu o sytuacji która spotkała jego dziadka a ojca Jasona. Kiedy skończył jego ojciec postanowił wrócić do ich czasów ale po zakończeniu wojny i rozgromieniu Sparty. Tymczasem wrócił Hektor, a raczej biegł
- Chodźcie na dół! - krzyknął. - Orestes się dziwnie zachowuje.
Gdy zbiegli zobaczyli chłopca, który mial dziwny wyraz w oczach, i unosił się parę centymetrów nad ziemią. Jego oczy zrobiły się zupełnie białe i przemówił nie swoim głosem.
- Nie bójcie się, Hektorze i twoi przyjaciele, jam jest Zeus gromowładny, Orestes był próbą dobroci, kto mu pomoże otrzyma i moją pomoc, śmiało mówcie czego potrzebujecie. Każdy ma 3 życzenia, spełnię dosłownie wszystko. - skończył bóg bogów.
- Dobrze Ojcze wielkiego Herkulesa, daj nam siły abyśmy mogli pokonać Spartę i Mykeny, to moje pierwsze życzenie, następnie daj mi Achillesa, chcę go zabić i znaleźć odkupienie, ostatnia moja prośba, uczyń Jasona nieśmiertelnym na wzór bogów, aby mógł mi dopomóc w bitwie. - zakończył królewicz.
- Nie widzę przeciwwskazań w spełnieniu twych próśb Hektorze, a jakie są twoje wymagania Jasonie? - zapytał Zeus.
Ja proszę o pomoc bogów w nadchodzącym starciu. - poprosił Jason. - To znaczy armia Aresa mogłaby mi pomóc w ostatecznej bitwie.
- Zrobimy tak, Hektorze, najmężniejszy z Trojan, idź na górę i połóż się spać. Albo nie, wróć do obozu i uspokój swych ludzi.
Po wyjściu królewicza gromowładny powiedział.
- Jason, podejdź tu do mnie, nie musisz się bać nic ci nie zrobię, wypij to. - To mówiąc wyjął fiolkę z jakimś płynem, całkowicie bezbarwnym. - To jest ambrozja, nektar bogów olimpijskich, zapewnia nam nieśmiertelność. Zgodnie z życzeniem królewicza będziesz nieśmiertelny, dodałem do tego ziół z Olimpu, będziesz władał mieczem lepiej od Achillesa,a teraz zostań tutaj i połóż się spać, przed snem wypij całość a fiolkę podłóż pod głowę, ja muszę wracać do mej siedziby. - To mówiąc zniknął.
Tak minęła noc, rano Tylo spotkał się z Hektorem i ustalił plan działania.
- Ujmijmy to w następujący sposób, ty i twój oddział wedrzecie się przez główną bramę, gdyż jest strzeżona i dojdzie do rzeźni. Gdy już wejdziemy w obóz musimy znaleźć Menelaosa i Agamemnoona, bowiem to oni są najważniejsi, Hektorze udasz się do namiotu Achillesa i rozliczysz się z nim tak jak ci się będzie podobać, to wszystko, reszta to wyrżnięcie Achajów w pień. - skończył.
Tak zaczął się ostateczny wymarsz przeciw wrogom Trojan.
Laukaz
Wysłany: Sob 12:56, 18 Sie 2007
Temat postu:
Rozdział VII
Pozostawmy na jakiś czas Logana i jego krucjatę wobec zarządu korporacji i zobaczmy co się dzieje z Jasonem i Mattem walczącym o gród Trojan. Nie powodziło się dobrze, część wojsk Achajskich zginęła z ręki Hektora i jego armii. Agamemnoon zebrał naradę w namiocie należącym do królów w celu ustalenia co robić dalej z Ilionem, czy warto walczyć o potężny gród Priama.
-Towarzysze, bracia w walce, Troja nie chce się poddać, Apollo zdenerwował się na Achillesa, ponieważ ten zbeszcześcił jego świątynię i uprowadził mu brankę, Odyseuszu i ty królu Diomedesie idźcie do namiotu potężnego Pelidy i spróbujcie go przekonać aby stanął po naszej stronie, jeśli on nam nie pomoże to jesteśmy skończeni, lecz poczekajcie aż się ściemni być może złapiecie jakiegoś Trojańskiego psa na przeszpiegach, jeśli zajdzie takowa sytuacja ty zmyślny Odysie masz prawo zranić tego człowieka ale go nie zabijać. - skończył starszy Atryda.
Po zmroku władca Itaki wyruszył z poselstwem do syna Peleusa aby przekonać go do walki po stronie Achajów.
-Witaj znamienity Achillesie - rzekł przestępując próg namiotu Pelidy. - Jesteśmy tutaj, zarówno ja jak i Diomedes w poselstwie do ciebie od króla Agamemnoona, sprawa wygląda źle, statki Spartan i Mykeńczyków w ogniu, nawet stary Nestor nie wie co robić w tej sytuacji, błagam cię Pelido, jeśli nie chcesz walczyć po stronie Agamemnoona walcz dla mnie i wojsk Itaki. - skończył przemowę Odys.
-Prawdą jest to co mówisz Odysie mój przyjacielu, lecz Agamemnoon mnie znieważył i nie puszczę mu tego płazem, Patroklosie! - zawołał swojego przyjaciela, ale nie otrzymał odpowiedzi.
-Co się dzieje Achillesie, dlaczego tak krzyczysz że pół obozu nie może spać? - to jego przyjaciel i dowódca wojsk Myrmidonów Eudoros przyszedł do namiotu.
-Gdzie jest Patroklos Eudorosie?, zwykle przychodził kiedy go wołałem, nie widzę więc powodu dlaczego miałby nie przyjść teraz.
-Mój wodzu, nie tylko zaginął Patroklos ale i twoja zbroja, - powiedział Eudoros - Przeszukaliśmy cały obóz. Zniknęli dwaj Ajaksowie ze swoimi wojskami.Napewno poszli walczyć o szańce.
Tak też było, kiedy Achilles czekał na wieści od swoich pobratymców a tymczasem jego przyjaciel toczył bój na miecze nie z kim innym jak z królewiczem Hektorem. ÂŚcierali się w śmiertelnych zwodach nie ustępując jeden drugiemu, Hektor o mało nie został zraniony w brzuch od cięcia Patroklosa, jednak cudem uniknął ciosu śmierci. Przyjaciel Pelidy nie miał tyle szczęścia. Wyprowadzone cięcie Hektora zniszczyło mu gardło. Krew leciała obficie z rany na szyi. Królewicz dobijając młodego Ftyiczka krzyknął do swoich oddziałów.
-Zobaczcie waleczni Trojanie, oto Achilles człowiek, którego baliście się nad życie, powiadam że nie macie już czego się obawiać, zabijając go położę kres wojnie i wypędzimy stąd Achajskie wojska. - powiedział z dumą w głosie.
-Poczekaj królewiczu, nie chełp się póki nie zobaczysz kim jest zabity - stwierdził Eneasz, syn Priama
Kiedy Hektor zdjął hełm, ogarnęło go przerażenie, nic bowiem nie zostało jak dobić młodzieńca. Wszystkiemu przyglądał się Ajaks, który pobiegł do Achillesa i zawiadomił go o wszystkim.
-Dajcie mi rydwan i konia, lecz poczekajcie z tym do rana. Trojanie weszli mi we znaki.Nie będę teraz walczył dla Agamemnoona, najpierw rozprawię się z królewiczem Hektorem, postrachem Achajów. - zadeklarował Pelida.
Tymczasem w Troi Jason pobiegł do królewicza i dowiedział się o wszystkim co się działo pod szańcami.
- Przykro mi to stwierdzić Hektorze ale zabicie Patroklosa, wiem że nieświadome ściągnęło na ciebie gniew Achillesa. Teraz poczekaj do ranka a nieuchronnie zginiesz w pojedynku z psem Greckim.
W następny dzień wzeszło czerwone słońce co oznaczało, iż w tym dniu zostanie przelana krew. Pod Ilion przyjechał Pelida, zupełnie sam wołając na całe gardło.
- Jam jest Achilles, syn Peleusa i bogini Tetydy! Hektorze synu króla Priama i królowej Hekabe jeśliś nie tchórz wyjdź i walcz jak na Trojanina przystało. - krzyczał Achilles.
Andromacha żona Hektora zaniosła się płaczem, nie mogąc ścierpieć nieuchronnej śmierci swojego małżonka.
-Hektorze proszę nie wychodź. - prosiła z płaczem
-Muszę to zrobić Andromacho, naczelny wódz Trojański nie będzie tchórzem. - odpowiedział jej mąż w pełnym rynsztunku dowódcy Ilionu. To mówiąc przytulił swojego synka.
- Bądź dzielny i opiekuj się matką, nadejdzie czas że będziesz chronił Trojan jak i ja to robiłem, będziesz siał postrach wśród nieprzyjaciół a oni powiedzą "Oto syn walecznego Hektora spod Troi, strzeżcie się go bowiem jego ojciec był potężnym wojownikiem". Pożegnawszy się wyszedł przed bramy ojczystego grodu. Pelida zdjąwszy hełm stwierdził z pychą w głosie.
- Teraz wiesz z kim walczysz! - krzyknął. - Kiedy wkroczysz do Hadesu dusze zawołają "Oto Hektor głupiec, który myślał że zabił Achillesa"
- Umówmy się że wygrany pozwoli pogrzebać przegranego - poprosił królewicz.
- Nigdy! a teraz stań i walcz - uciął krótko książe Ftyi.
Rozpoczął się bój w którym oszalały Pelida ciął na oślep powietrze nie bacząc na to co robi, w końcu udało mu się ciąć Trojanina w ramię, a następnie wbić tam włóćznię.Zwijający się na ziemi z bólu Hektor spojrzał na Pelidę wzrokiem pełnym błagania o życie, lecz ten ciął w tętnicę szyjną co przesądziło sprawę. Po czym przywiązał zwłoki do rydwanu wlokąc je za sobą.
Dusza nieszczęśnika powędrowała do Hadesu gdzie czekał boski Pluton. Wyglądał jak chodząca śmierć,oczy puste bez żadnego wyrazu, łysy i wiecznie miał na ustach demoniczny uśmiech. Kiedy duch Hektora przyszedł aby odprowadzono go na Pola Elizejskie, bóg go powstrzymał mówiąc.
- Tyś zapewne jest waleczny Hektor, wiele dusz Achajskich przysłałeś mi tutaj i mój przewoźnik miał przez to pracę jak co niemiara, jestem ci wdzięczny z tego powodu, widziałem jak zmagałeś się z wojskami Agamemnoona i postanowiłem dać ci szansę powrotu. - powiedział boski Pluton.
- Ożywisz mnie? - spytał królewicz z nadzieją w głosie.
- Nie, nie będziesz żywy ani martwy, lecz nie pozwolę ci siedzieć bez przerwy w świecie ludzi, będziesz po prostu chodzącym trupem, inaczej nie mogę ci zapewnić powrotu na padół ziemi, jedynym kto może cię ożywić jest boski Zeus, bez jego zgody nie mogę zrobić nic, lecz postaram się załatwić ci kolejne życie, a teraz idź z powrotem, czeka na ciebie twoja żona i syn. - to mówiąc wskazał mu wyjście.
Po wyjściu z Hadesu,królewicz udał się do obozu Myrmidonów aby nawiedzić Pelidę i położyć kres wojnie.
Laukaz
Wysłany: Sob 12:55, 18 Sie 2007
Temat postu:
Rozdział VI
Śmierć Bourne`a była wstrząsem dla firmy. Poważany pan prezes umiera. Nie wiadomo kto maczał w tym palce.
Specjalne zebranie zwołane w celu wyłonienia nowego prezesa poprowadził Max King.
- Panowie niestety Carl Rex Bourne odszedł do wieczności i będzie go nam brakować, jednakże nie możemy pozwolić na to iż "History Discovers" zostanie bez szefa. Co proponujecie? - spytał.
- Jason Tylo był wiceprezesem. - powiedział John Crown facet po 30 bliski przyjaciel Bourne`a. - On powinien dostać to stanowisko. Jeżeli się znajdzie razem z Mattem Algrenem zaproponujemy mu to stanowisko. - skończył Crown.
Wtem otworzyły się drzwi i do pokoju wszedł Logan. Nie dawał po sobie poznać iż to on jest sprawcą całego zdarzenia. Zasiadł na najbliższym krześle i słuchał wywodów Kinga.
-Proszę pana, nie mamy dowodów iż Tylo jeszcze żyje - nie ustępował King. - On może być dawno zmarły a my się głowimy kto będzie naszym zwierzchnikiem. Musi być to osoba kompetentna i wywiązująca się należycie ze swoich obowiązków. - skończył Max.
- Jako przyjaciel pana Bourne`a będę zmuszony objąć to stanowisko.......chwilowo. - wypowiedział się Holcroft.
- Jakie mamy podstawy aby panu wierzyć? - spytał Crown. - Pojawia się pan znikąd być może coś pan wie o zabójstwie szefa i mamy panu powierzyć tą posadę! - wrzasnął
- Proszę o spokój - oponował Logan. - Wiem iż ma pan rację co do mnie, lecz niesłusznie mnie oskarża. Carl Rex był moim przyjacielem dlatego muszę go zastąpić, dopóki nie wróci Jason. - zakończył Holcroft.
- Młody Lucas mówi prawdę. - powiedział Max King. - Uważam iż godnie zastąpi Bourne`a, więc ogłaszam koniec zebrania.Postanowione. Mark mam zaszczyt powitać pana jako nowego prezesa. - to mówiąc uścisnął mu dłoń.
Po zakończeniu pracy na nowym stanowisku Logan wracając do domu spotkał Kinga, który chociaż powierzył mu stołek prezesa, patrzył na niego z nieufnością
- Miałbym do pana kilka pytań. - powiedział Max. Przede wszystkim dalej nie wierzę iż nie jest pan zamieszany w śmierć p.Bourne`a. Co więcej zaczynam podzielać zdanie Crowna. Jesteś zamieszany w tę sprawę i nie ukrywam iż śmiem podejrzewać że to ty go zamordowałeś. - powiedział z podejrzeniem w głosie.
- Skąd te przypuszczenia? - spytał młody Holcroft. - Czyżbyś był tam podczas tego zdarzenia?, czy widziałeś pianę występującą na ustach w spazmach śmierci?. Nie. Ja natomiast tam byłem i wiem co to znaczy widzieć jak ktoś umiera na twoich oczach. krzyknął Logan.
Wybiegł z korporacji nie patrząc za siebie. Nie zauważył że goni go King w towarzystwie Crowna. Biegnąc skręcił w zaułek wyjmując zza pazuchy zgrabny pistolet z tłumikiem.
- Panowie jako nowy prezes stwierdzam iż staliście się niewygodni dla działań moich i mojego ojca. Innymi słowy : Żegnajcie - skończył z demonicznym uśmiechem na ustach.
To mówiąc przystawił lunetę do broni i wymierzył w głowę Kinga. Stało się to w ułamku sekundy, Max padł na miejscu z pełnym strumieniem krwi wokól. Crown który to widział oberwał w ramię. Holcroft zdążył się oddalić na dobre w bezpieczne miejsce, skąd zadzwonił na policję.
Kiedy przyjechali stróże porządku publicznego Logan opowiedział iż widział jak Crown zabija Kinga a w wyniku szamotaniny postrzela się w ramię.
- Panie Lucas, proszę nam powiedzieć jak to się stało? - spytał zastępca inspektora Arkhan Shakeball.
- Widziałem jak pan King zmierzał prosto. - zaczął Logan. - Nagle z zaułka wyszedł Crown i strzelił na oślep. Zaczęli się szamotać. Sprawca dostał w ramię lecz zdążył wystrzelić w głowę Maxa. Nie wiem co nim powodowało. - zakończył młody zabójca.
- Jak to się dzieje iż jest pan zawsze tam gdzie zdarzy się jakieś morderstwo? - drążył Arkhan. - To jest co najmniej dziwne. Nie rozumiem dlaczego to pan wezwał nas.
- Skąd ja mam to wiedzieć? - kłamał Logan - Wiem że pan John Crown zabił Maxa Kinga.Proszę go stąd zabrać zanim wyrządzi większą szkodę.
- Ty!. - niespodziewanie wrzasnął oskarżony. To ty próbowałeś zabić nas!.
- Proszę o spokój! - wrzasnął przybyły Jack London. - Crown jest pan oskarżony o zabójstwo M.Kinga tym samym aresztowany.
Po odjechaniu policji Logan udał się do mieszkania w którym zginął Bourne.
- Dwóch już załatwionych, jeżeli ktoś jeszcze się wtrąci, to gorzko tego pożałuje. Mój dziadek zginął przez tą korporację, a ojciec nie potrafi wziąść sprawy w swoje ręce, niestety ja muszę zadziałać. - powiedział z demonicznym uśmiechem na twarzy. - Poczekam aż wróci tata i zobaczymy co dalej zrobić, póki co pozostanę w ukryciu, a pan Crown musi się zabić, a w każdym razie zniknąć. Moja Krucjata rozpoczęta.
John Crown jednak nie zapomniał o tym co widział i postanowił zeznać wszystkim prawdziwą wersję zdarzeń. Zastanawiał się co jest przyczyną iż tajemniczy morderca zabija członków zarządu korporacji. Aby poprzeć swą niewinność potrzebowałby stosownego prawnika. Takiego kogoś jak Jason Tylo.
Laukaz
Wysłany: Sob 12:53, 18 Sie 2007
Temat postu:
Rozdział V
Po zniknięciu Jasona i Matta plotka o ich śmierci rozniosła się z prędkością błyskawicy. Jednak Carl Rex Bourne był innego zdania. Myślał bowiem iż obydwaj panowie upozorowali swoją śmierć i starał się o tym przekonać resztę zarządu.
-Panowie - zaczął na zebraniu specjalnie w tym celu zwołanym. - Chciałbym udowodnić iż Jason Tylo żyje, lecz niewiadomo gdzie się w obecnej chwili znajduje, podejrzewam iż przenosząc się w czasy starożytne nie planuje z nich wrócić. - skończył Bourne.
-Panie Bourne chcemy dowodów a nie podejrzeń - odezwał się Max King niski starszy pan po 60 . - Tylo rzeczywiście przeniósł się w czasy antyczne ale nie wiemy czy jeszcze żyje. Jest tylko jeden sposób aby się tego dowiedzieć, musimy wysłać kogoś w te czasy w które udali się Jason i Matt.
Bourne wyglądał jakby go piorun strzelił. Spurpurowiał na twarzy i nie mógł wydać żadnego dźwięku, odezwał się dopiero po szklance wody.
-Nie zgadzam się!! - krzyknął. - Wystarczy że Tylo złamał zasady. Panowie tego nie zrobią, a jeśli jednak coś takiego znajdzie miejsce ostrzegam iż powieszę! - skończył z krzykiem.
W tym samym czasie do pokoju wszedł wysoki człowiek. Krótkie włosy postawione na żel i wiecznie poważny wyraz twarzy sprawiał że nie sposób było przejść obok niego obojętnie.
-Dzień Dobry. - Przywitał się tajemniczy przybysz. - Pan Carl Rex Bourne? - spytał.
-Owszem to ja - zgodził się prezes. - Z kim mam do czynienia?
-Co do mnie nazywam się Mark Lucas.Jestem bliskim.......współpracownikiem pana Tylo. Wiem o nim więcej niż przypuszczacie. - dodał z lekkim jadem w głosie. - Poczekajmy aż Jason wróci z podróży w czasie i zobaczycie kim on jest naprawdę.
- Co pan przez to rozumie Lucas?, Nie wiem co to znaczy - powiedział Carl Rex z butą durnia w głosie.
- Nieważne, nic ze mnie pan nie wyciągnie, ja skończyłem z panem rozmowę - uciął Mark.
Kiedy Lucas udał się do wyjścia Bourne nie dawał za wygraną.
- Proszę pana! - zawołał. - Proszę poczekać.
- Jasna cholera! - zaklął Mark - Ten to się nie odczepi. Zaraz.......odczepi się. - pomyślał.
- Myślę iż możemy się spotkać po pracy i mógłby mi pan przekazać parę bliższych informacji o pańskim przyjacielu. - powiedział prezes
- Tak, to dobra propozycja, lecz spotkamy się u mnie w mieszkaniu, co pan na to? - zapytał Mark.
- Owszem nie widze przeciwwskazań. Gdzie pan zamieszkuje? - powiedział Bourne.
- Valiant Street V.Proszę być o 20.00. Mieszkam u Jasona. Przepraszam ale się spieszę.Do Widzenia. - pożegnał się chłopak.
O 20.00 Carl Rex był już na miejscu. Drzwi otworzył mu Lucas.
-Proszę wejść. Niech się pan czuje jak u siebie w domu, przyniosę tylko jakiś trunek i zaraz wrócę.
Bourne wszedł do salonu i wygodnie rozłożył się na sofie. W tej samej chwili do salonu wkroczył gospodarz. Nalawszy wina do kieliszków Mark zaczął rozmowę.
- Panie Bourne, czego chce się pan odemnie dowiedzieć? - spytał
- Proszę pana....... - zaczął lecz Lucas mu przerwał
- Proszę mi mówić po imieniu, rozmowa jest wtedy swobodniejsza. - zaproponował.
- A więc Mark posłuchaj. Tylo mi zawadza nie wiem jak go ukrócić. Nie znam jego wad ani słabych punktów. Chodzi mi o to że chciałem go ośmieszyć, aby nie mógł się pokazać u nas w firmie. Jego Ojciec Clive też był niewygodny, ale szybko się przymknął. - dodał z diabolicznym uśmiechem na ustach.
-Nie rozumiem. - odrzekł Lucas. - Co masz na myśli?. - zapytał.
-Ale ty jesteś ciemny!, człowieku kiedy zginął Clive, jego syn miał zaledwie 5 lat. Facet myśli, że zginął w wypadku samochodowym, lecz prawda jest nieco inna. Stary Tylo wszędzie potrafił wsadzić nos. Najczęściej w sprawy które go nie dotyczyły, zapłacił za to własnym życiem, i biedny Jason został sierotą.
- Ty coś wiesz o tym mordzie? - drążył sprawę Mark
- A jakże!, to ja go zleciłem, myślisz że dlaczego nie trawię tak jego synka?. Oczywiście nie może wiedzieć iż wpuszczono jego ojcu gaz do klimatyzacji. Clive zaczął się dusić i stracił przytomność.Wtedy najechał na niego TIR, gość zginął na miejscu.
- Dlaczego musiałeś go zabijać? - ciągnął go za język Lucas.
- Drążył sprawę dostarczenia materiałów radioaktywnych do firmy. Wiedział za dużo, nie mogłem pozwolić, żeby ta informacja wyszła na światło dzienne. Przyszedł do mojego gabinetu i zaczął mi grozić. Zatrudniłem odpowiednich ludzi którzy wpuścili mu gaz w klimatyzację. Stary kopnął w kalendarz i nikt nic nie wiedział. - skończył Carl Rex.
- Mam komplet, gliny już tu jadą. - oznajmił Lucas ze stoickim spokojem.
- Słucham? - przeraził się Bourne.
Wtedy rozległo się pukanie do drzwi.
- Wejść! Drzwi są otwarte - wrzasnął Mark.
- Co tu się do cholery dzieje!?, w coś ty mnie wrobił? - dopytywał się prezes.
- Widzisz to? - spytał Lucas wyjmując z kieszeni dyktafon. - Cała nasza rozmowa jest tu nagrana. Prokurator to dostanie a ty pójdziesz siedzieć!.
Do pokoju wkroczył inspektor Policji Jack London, gość po 40 sumiaste wąsy zasłaniały mu usta ale włosy miał krótkie.
- Carl Rex Bourne jest pan aresztowany za popełnienie morderstwa na osobie Clive`a Tylo. - powiedział.
- Proszę nas zostawić na chwilę samych. - poprosił Lucas. Kiedy London wyszedł Mark rzekł do Bourne`a
- Pewnie nie rozumiesz czemu to robię. - zaczął z uśmiechem na ustach. Pozwól iz ci to wyjaśnię. Nie nazywam się Mark Lucas, taka osoba nigdy nie istniała. Nazywam się Logan Holcroft i jestem pasierbem Jasona Tylo. A dokładniej synem z nieprawego łoża. Tylo nie mógł mnie wychować ponieważ nie miał na to środków do życia. Powierzył mnie rodzinie swojego przyjaciela Freda Holcrofta. W wieku 14 lat poznałem prawdę o swoim ojcu, wiedziałem że pracuje dla korporacji mego dziadka. Teraz kiedy usłyszałem, że zabiłeś Clive`a i chcesz to zrobić z moim ojcem po pierwsze nie mogę do tego dopuścić i po drugie kieruje mną zemsta. W twoim winie był dodany arszenik. Jutro powinieneś umrzeć. To mi wystarczy. - zakończył Logan .
- Ty! - chciał krzyknąć Bourne lecz nie zdążył. Piana wylała mu się z ust i nie wydał więcej tchnienia. Natychmiastowy zgon.
- Panie London! - zawołał inspektora Holcroft. - Ten pan już nie będzie wam potrzebny, jak pan widzi klient zmarł. - orzekł Logan.
- Zmarł? - zdziwił się Jack. - Wyglądał na zdrowego. Mark czy ty mu coś zrobiłeś?.
- Nie, nie wiem dlaczego zgon nastąpił właśnie teraz. - kłamał Holcroft. - Zabierzcie go do szpitala nie obędzie się bez sekcji zwłok - skończył Logan.
Po wyjściu inspektora młody człowiek odetchnął z ulgą i powiedział
- Pomściłem cię dziadku. Ta gnida Bourne już nie żyje. A co do ciebie Tato to czekam na twój powrót, będziesz ze mnie dumny. - zapowiedział Logan z dumą w głosie.
Tymczasem Jason nic nie wiedział o postępach syna tylko walczył zawzięcie o gród Trojan.
Laukaz
Wysłany: Sob 12:51, 18 Sie 2007
Temat postu:
Rozdział IV
Jasona obudził Matt, który jak było widać był zdesperowany.Oczy miał podkrążone i nie golił się od dnia w którym opuścili swój czas.Jednym słowem z poważanego archeologa zmienił się w dosłownego "Menela".
-Kolego, zaczyna mi się to coraz mniej podobać - zaczął swą przemowę Algren. - Przenieśliśmy się o 1000-lecia w tył a moja żona na mnie czeka i nie wie gdzie jestem, mogę się założyć że stąd nie wrócimy! - skończył.
-Uspokój się do jasnej cholery! - wrzasnął Jason. - Ja też nie wiem czy wrócimy do naszej cywilizacji. - skończył
Tak zastał przyjaciół giermek Parysa Lizander, który robił obchód pałacu i usłyszał krzyki z komnaty.
-Co się tu dzieje!? - spytał z groźnym tonem w głosie.
-Nic,nie martw się i idź spać - poprosił Tylo.
Po wyjściu Trojanina Algren spuścił głowę i udał się do łóżka.Jason jednak nie mógł zasnąć.Udał się do królewicza Hektora siedzącego w ogrodzie.
-Witaj Jason. - przywitał go Hektor - Tak jak przypuszczałeś dowiedziałem się, że Menelaos nie będzie siedział bezczynnie i rozpocznie wojnę, Mykeny go wesprą. - kontynuował. - Jak myślisz co zrobić?. - spytał na zakończenie.
Wyjścia są dwa.Mianowicie albo oddacie Helenę mężowi z jakimiś dodatkami typu złoto, klejnoty albo jakiegoś z niewolników i możesz go przeprosić w imieniu Priama. - podsunął mu Tylo. - Albo Wojna z Mykenami i Spartą. - zakończył z naciskiem na słowo "Wojna".
-Pierwsze rozwiązanie jest najstosowniejsze, lecz obawiam się iż Aleksander mój brat będzie obstawał za tym aby rozpocząć batalię pod naszymi murami, możesz spróbować przekonać Parysa do oddania Heleny, ale wątpie czy nasz plan zgodzi się z jego aprobatą. - zakończył.
-Ja tu nic nie pomogę. Największym autorytetem jest wasz ojciec Priam. Tylko on może zapobieć rzeźni waszych rodaków. - oponował Tylo. - Władca Troi może przekonać Aleksandra do oddania Sparcie królowej. - skończył młody Archeolog.
-To co mówisz jest prawdą, ale jak nie oddamy Heleny Spartanom to będzie klapa na całej linii. - oświadczył Hektor.
Nazajutrz dało się słyszeć dzwon z ostrzegawczej wieży. Tekton przywołał Hektora aby ten obaczył co się dzieje. Na horyzoncie pojawił się statek z czarnym żaglem i banderą Myrmidonów.
-Biegnij do ojca i zwołaj najlepszych szermierzy i łuczników.Zawołaj też Parysa aby zobaczył co się dzieje i szybko! - krzyknął.
Tymczasem na pokładzie widać było młodego mężczyznę około 40 lat.Włosy czarne oplatające ramiona i muskuły.Wzrok miał jak u jastrzębia. Towarzyszyło mu 100 Barbarzyńców.
-Szlachetny Achillesie - zaczął przemowę jeden z jego ziomków - Co zrobimy kiedy dopłyniemy do Ilionu? - spytał Eudoros bo tak miał na imię.
-Poczekaj Eudorosie - przystopował go Achilles, po czym wstał i sam zaczął przemawiać.
-Myrmidonowie, towarzysze broni.Wolę iść w bój z wami niż z tysięczną Armią. Widzicie co was czeka za tą plażą?.Bogactwa grodu Priama. Musicie tylko po nie sięgnąć - zakończył z triumfem.
Krzyki barbarzyńców usłyszał Hektor ze swoim wojskiem, które było gotowe do boju.
-Trojanie! - zaczął swą przemowę. - Moje życie jest zbiorem zasad, których staram się przestrzegać i są bardzo proste. - Czcij bogów, kochaj kobietę i broń ojczyzny.Walczcie za Troję bo to nasza matka. Jeśli trzeba zgińcie w jej obronie - krzyknął na całą plażę.
W tym samym czasie Grecy nacierali szturmem na mury grodu.Ajaks poprowadził 100 ludzi na mury a reszta wtargnęła do świątyni Apolla.
-Szlachetny panie, za pozwoleniem chciałbym coś powiedzieć. - powiedział Eudoros.
-Mów - przyzwolił Achilles.
-Apollo widzi co tu robimy nie wiem czy nie spotka nas kara za nasze postępowanie - skończył Barbarzyńca.
Na oczach jazdy Trojańskiej, która jechała w stronę świątyni Pelida uciął głowę złotego posągu boga słońca , po czym rzucił włócznią prosto w serce Tektona, który padł na miejscu.Następnie wdał się w rzeźnie w wyniku której poległa większość Trojan.Królewicz Hektor nie mogąc znieść tego ludobójstwa wtargnął do świątyni i wrzasnął do Achillesa.
-Jeśli się nie boisz walcz ze mną a nie wyrzynaj tych kapłanów - krzyknął.
-Tylko ktoś odważny albo głupi porywa się na mnie sam - rzekł z drwiną w głosie Grek. - Ty więc musisz być królewiczem Hektorem.
-Tak to ja - przyznał się Priamida. - Coś za jeden że profanujesz świątynie Apolla, boga, któremu oddajemy cześć. - skończył z lekkim poirytowaniem w głosie.
-Co do mnie jestem Achilles, syn Peleusa króla Ftyi i bogini Tetydy - z dumą powiedział przywódca Myrmidonów.
-Muszę ci powiedzieć iż nie puszczę płazem twojego wyczynu.ÂŚciąłeś głowę naszego świętego posągu i wtargnąłeś do świętego miejsca, zabijając wszystko co po drodze napotkałeś. Powiadam jeśliś odważny, walcz jak równy z równym. - krzyknął Hektor.
-Zabijać cię teraz synu Priama? - spytał Pelida z lekką drwiną w głosie. - Teraz gdy nikt nie ujrzy twego upadku?. - Wracaj do domu, kochaj się z żoną, pij wino i jedz dobre mięsiwa. Rano stoczymy wojnę.
Wyszli na plażę przed świątynie,po czym odezwał się królewicz Trojan.
-Po co nam ta wojna Pelido, ile żon czeka na mężów którzy już nie wrócą ?. - spytał.
-Mam na ten temat inne zdanie.Agamemmnon ma swoje sługi.Ja nie walczę o Helenę, lecz o swoją sławę. Pamięć tej wojny przetrwa wieki i nikt nie zapomni naszych imion.A co do kobiet pocieszy je Aleksander, słyszałem iż uwodzi cudze żony - rzekł Achilles.
Po powrocie do pałacu Hektor przyzwał Jasona i Parysa.Matt nie mógł przyjść.
-Parysie, rzeźnia która zrodziła się pod bramami naszego grodu jest twoją winą i nie ukrywam iż nie mogę ścierpieć tego widoku, powtarzam oddaj Helenę Achajom,lub zgiń z ich lub mojej ręki. - rzekł królewicz Trojan
-Uspokój się Hektorze. Słusznie mi urągasz, ponieważ to ja jestem winowajcą, gdyby spełniła się przepowiednia Kasandry, mnie by tu nie było byłbym dalej synem ubogiego pasterza. - oponował Aleksander.
-Ludzie święci!, do jasnej cholery czy ktoś tu pomyśli racjonalnie?, bo widzę że nikt nie chce tego zrobić - zdenerwował się Jason - Hektorze masz rację , lecz nie ma sensu zabijanie Parysa bo Achajom nie o to chodzi, Helena nie jest przyczyną sporu. To jest tylko wymówka, dla której Spartanie oblężyli wasz gród. Agamemnnon chce podbić Troję. Nie cofnie się przed niczym,poświęcił nawet swoją córkę Ifigenię w ofierze dla Artemidy. - skończył Tylo.
-Prawdą jest co mówisz ale nie mogę tego znieść. - nie ustępował Hektor. - Jest już późno,połóżmy się spać, jutro pomyślimy co zrobić dalej.
Po udaniu się do swej komnaty Jason opowiedział Mattowi o tym co go spotkało.
-Musimy pomóc Troi w wojnie ze Spartą, nie ma innego wyboru. - postanowił Algren.
-Jestem ciekawy co dzieje się w naszych czasach. - zastanawiał się Tylo.
-Nie wiem, lecz mam nadzieje iż do nich wrócimy. - pocieszał przyjaciela Matt.
Zostawmy narazie naszych bohaterów i ich antycznych przyjaciół, zobaczmy co dzieje się w ich czasach.
Kainit666
Wysłany: Sob 12:51, 18 Sie 2007
Temat postu:
hahah, jak czytalem to bylem wlasnie ciekaw czym sie wzyscy zachwycaja, czytam czytam a tu fajne.wiecie jakie rozczarowanie bylo?
Laukaz
Wysłany: Sob 12:50, 18 Sie 2007
Temat postu:
Rozdział III
W środku nocy Jasona obudził nie kto inny jak królewicz Hektor we własnej osobie.Wyglądał na bardzo czymś przygnębionego.
-Przepraszam, że cię budzę ale muszę z tobą pomówić na bardzo ważny temat,nie mogę czekać z tym do rana bo rano może być już za późno - zakończył Trojanin.
-Poczekaj Hektorze , chyba wiem o co chodzi.Potrzebujesz mnie i mojego przyjaciela do misji samobójczej? - spytał Tylo.
-Nie,nie samobójczej , lecz faktycznie tylko wy dwoje się nadajecie.Król Priam,Parys i ja nie możemy jechać do Sparty i posłować powtórnie u Menelaosa gdyż może kazać zatknąć nasze głowy na palu,jedynie wy możecie nas w tym wyręczyć. - skończył Hektor.
-Dobrze,powiedz mi co mam robić. - spytał młody archeolog.
-To chyba jasne,jedziecie do Sparty.Dam wam herolda Troi i mojego giermka Tektona do kompanii - oświadczył królewicz.
Kiedy Jason i Matt szykowali się do posłowania , w Mykenach król Menelaos odwiedził swego brata Wielkiego Króla Agamemnonna z wielkim żalem poprosił brata o pomoc w działaniach.
-Wielki Agamemnoonie potężny Atrydo,przybyłem prosić cię o przysługę.Otóż chciałem zawrzeć pokój z Troją i udałoby się to bez przeszkód, gdyby nie książe Parys.Uwiódł mi żonę i wrócił z nią do Ilionu.A ja nie mogę żyć z tą hańbą , bracie tu chodzi o honor rodu Atreusa.Trojanie nadużyli mojej gościnności.Nie puszczę im tego płazem! - zakończył swą przemowę z okrzykiem.
-Pomogę ci bracie mój.Dawno już marzy mi się zdobycie grodu Priama.Niestety Hektor dowodzi znamienitą armią jakiej świat nie widział, będziemy potrzebować arcywojownika,jakim jest Achilles i jego armia Myrmidonów. - postanowił starszy z Atrydów.
-Achilles jest jak pies, który chce zagryźć wszystko na swojej drodze, nie zatrzyma go nic co śmiertelne. - powiedział z goryczą w głosie młodszy Atryda.
-Posłowie z Troi ! - zakrzyknął gwardzista przy drzwiach.
Do komnaty weszli Jason i Matt.Pierwszy przemówił Tylo.
-Potężny władco Myken i wielki królu Sparty - zaczął swą przemowę. - Jestem tutaj z rozkazu królewicza Hektora , który jest bratem Aleksandra , winowajcy całego sporu między Ilionem a Spartą.Między Priamem i Menelaosem. - kontynuował archeolog. - Jest to lekkomyślność księcia , lecz nie całego narodu.Załatwcie to jak mężczyźni a nie jak dwa zające. - zakończył Tylo.
-Prawdą jest to co mówisz pośle z grodu Priama, lecz nie mogę pozwolić aby zniewaga dosięgła mój ród - krzyknął Menelaos. - Wracajcie skąd przybyliście i powiedzcie swemu władcy że wojna się rozpoczęła.
Wracając Tylo i Algren powzięli plan.Albo nie wrócą do Troi i pójdzie plotka że w Sparcie ich zabito, albo wrócą i ostrzegą Hektora.
-Moim zdaniem powinniśmy wrócić, jak Achilles najedzie Ilion to koniec kropka.Jakby mu dać M-60 to w Wietnamie byłby dobry. - zażartował Matt.
- Nie rób sobie jaj z pogrzebu - przystopował go Jason - Tak jak powiedziałem Trojanom pomożemy w wojnie,jak zginiemy to Bourne będzie miał radochę, ale przypuszczam że służba w wojsku nie poszła na marne i coś się jeszcze potrafi - zakończył Tylo.
Powrót młodych archeologów był przygnębieniem dla całego narodu.Od razu skierowali się do pałacu królewskiego do komnaty.............o dziwo! Parysa.
-Poczekaj najpierw idziemy do Aleksandra,jeżeli odda Helenę teraz nie będzie groźby nad Ilionem.Jeżeli zaś tego nie uczyni to niech się kryje wszystko co żyje i na drzewo nie ucieka. - zaproponował Matt.
Zastali księcia razem z Heleną.
-Widzisz coś zrobił Parysie książe Troi.Gdyby posłował Hektor zamiast ciebie nie zawisła by nad nami groźba wojny.Menelaos raczy się upomnieć o żonę.A jak go znam, a znam dobrze wtrąci się królestwo Myken z Agamemnonnem na czele.Dlatego mówię ci po raz ostatni.Oddaj ją Sparcie! - krzyknął Tylo.
-Prawdą jest co mówisz przyjacielu, lecz ja nie zamierzam Heleny zwrócić.Widziałem jak Spartanie traktują kobiety!, nie pozwolę na to. - krzyknął młodszy Priamida.
-A ja nie zamierzam pozwolić na twoje zachowanie,lekkomyślny bracie. - niespodziewanie wtrącił się Hektor. - Mam na utrzymaniu żonę Andromachę i mojego synka, który tak jak ja zostanie naczelnym wodzem Trojan i nie chcę aby zginęli z ręki barbarzyńskich Achajów, a to się właśnie zapowiada.Oddasz kobietę Achajom i nigdy nie popłyniesz nigdzie w roli posła. - zakończył królewicz.
-Hektorze uspokój się nie krzycz. - powiedziała Helena. - Aleksander mnie nie porwał, pojechałam z nim na własne żądanie.Nie chcę wracać do mego męża. - skończyła ze smutkiem.
-A ja nie chcę żeby moja żona i syn zginęli z ręki barbarzyńców. - nie ustępował Hektor.
-Nie kłóćcie się - przystopował wszystkich Matt - Jeśli Helena nie chcę wracać to trudno ale jeżeli Spartanie rozpętają tu piekło nie będzie winny Parys tylko ona we własnej osobie. - skończył.
-Wyjdźcie stąd - zlecił królewicz - Nic nie możemy zrobić,Aleksandra chowali pasterze i dlatego może jest taki a nie inny. - skończył.
-Hektorze, proszę cię nie bierz udziału w tej wojnie. - powiedziała Andromacha jego żona,wysoka brunetka o zielonych oczach. - Zobacz nasz synek nie będzie miał ojca a ja zostanę wdową.Achajowie wezmą mnie do niewoli a nasze dziecko będą wyśmiewać mówiąc "Oto syn walecznego Hektora,tego który poległ z naszej ręki" nie mogłabym tego znieść - skończyła ze łzami w oczach.
Nie obawiaj się.Sam Apollo użyczył mi sił abym stawił czoła wojskom Agamemnonna.Lecz jeśli pojawi się Achilles będziemy mieli twardy orzech do zgryzienia. Będę jednak bronił mojej ojczyzny nawet za cenę życia. - powiedział królewicz ze stanowczością w głosie.
-Zatem wszystko stracone.Troja spłonie a mnie i inne kobiety wezmą do niewoli. - rzekła płacząc Andromacha.
-Matt nie możemy oddalić sporu,lecz pomożemy Trojanom w bitwie, nawet jeśli nie dane jest nam wrócić do naszych czasów. - przemówił Jason.
-Twój Ojciec byłby z ciebie dumny - stwierdził Matt - .Jesteś uparty i stanowczy zarazem.Zaczynam dostrzegać iż byłby z ciebie wspaniały wódz grecki. - skończył.
Niespodziewanie do komnaty wszedł Tekton zaufany giermek królewicza Hektora.
-To co mówi twój przyjaciel jest prawdą, widzę że jeśli mamy ciebie nie przegramy tej bitwy o nasz gród, wybaczcie ale jest bardzo późno, muszę udać się na spoczynek. - rzekł Tekton.
-Idź,my też to zrobimy.- powiedział Tylo.
Po czym udali się spać aby w każdej chwili być wypoczętymi na Bitwę Wszechczasów.
Laukaz
Wysłany: Sob 12:49, 18 Sie 2007
Temat postu:
Rozdział II
-Hektorze,proszę........Nie wychodź. - krzyczała młoda kobieta.
-Muszę to zrobić Andromacho.Naczelny wódz Trojański nie będzie tchórzem. - Odpowiedział jej mąż, barczysty brunet w hełmie z kitą w lśniącej złotej zbroi.
Obraz komnaty w pałacu króla Troi zobaczył Jason po tym jak wszedł do Wechikułu Czasu razem z Mattem.Niestety wadliwy reaktor maszyny wyrzucił ich nie do pałacu Priama, lecz na piaszczystą plażę w pobliżu Morza Egejskiego.Poobijany Matt przemówił do swego przyjaciela pierwszy.
-Nie wiem co się działo ale chyba nie wyrzuciło nas tam gdzie chcieliśmy, ładny gips i jak wrócimy do domu? - spytał.
-Nie powiem ci bo sam nie umiem wytłumaczyć tego co się stało, widziałem obraz,który jak mi się zdaje nie był fikcją mojego mózgu.
-Co jest? - dopytywał się Algren. - Czyżbyś zaczął być jakimś starożytnym wieszczkiem?. - dodał sarkastycznie.
-Nie.Nie o to chodzi.....Widziałem coś w rodzaju wizji.Nie wiem jak to skomentować. - zakończył kulawo.
Jak narazie mieli poważniejsze problemy, chociażby brak wody i jedzenia na piaszczystym pustkowiu odciętym od świata.
-Orientujesz się chociaż czy jesteśmy we właściwym miejscu i we właściwym czasie?. - spytał Matt.
-No nie wiem,według mnie Wechikuł wyrzucił nas przed wojną, i to ładny kawałek czasu z tego co ja myślę - odpowiedział Jason.
-No to koniec!, jesteśmy bez środków do życia, wokół nas plaża, plaża i jeszcze raz plaża.......ale zaraz!, widzę jakieś statki, właściwie jeden statek.Machaj rękoma może nas zabiorą - powiedział z uśmiechem Algren.
Na pokładzie ludzie zawiadomili swojego pana o dwóch "rozbitkach".
-Zabierzcie ich.Nie zostawimy tych ludzi na pastwę wilków albo innych drapieżnych zwierząt - zlecił tajemniczy suweren.
Po zabraniu przyjaciół,kazano im stawić się w kajucie władcy.
-Coście za jedni i czego tu szukacie - spytał młody człowiek,nie wychodząc z cienia.
-Witaj,tajemniczy panie,dzięki ci za twą pomoc, co do mnie to nazywam się Jason Tylo i przybywam z nieznanej wam ziemi Londynu.A ty kim jesteś? i może zechcesz pokazać nam swoją twarz. - zakończył
-Nie wiem czy wam zaufać,lecz nie wyglądacie jakbyście mogli mi zagrozić - stwierdził ich wybawca wychodząc z cienia.
Jak na oko,chłopak miał ze 30 lat i nie wyglądał na wojownika.Krótkie czarne włosy , biała tunika i twarz jak "rzeźbiona" przez Apolla.
-Co do mnie, nazywam się Parys i jestem synem króla Troi Priama , jadę właśnie do Sparty , ponieważ tamtejszy król Menelaos myśli o wojnie z naszym miastem.Muszę go przekonać, a w każdym razie postaram się to zrobić aby nie wszczynał z nami walki.Macie wybór,albo płyniecie ze mną do Sparty, albo czekacie na nas na plaży skąd was wybawiliśmy. - skończył młody książe.
-Popłyniemy z tobą , lecz prosimy o kajutę i coś do jedzenia - bo jesteśmy wyczerpani po tak długiej podróży.Pozwól iż udamy się na spoczynek. - skończył Tylo.
Wyszedłwszy skierowali się do kajuty,którą wskazał im giermek Parysa Lizander.Kiedy usiedli na podłodze z drewna Matt zagadnął przyjaciela.
-Słuchaj stary, jeżeli Parys dopiero płynie do Sparty, to mamy dwa wyjścia : Primo : Albo go zabijemy i nie dopuścimy aby spotkał Helenę i porwał ją od Menelaosa. Secundo : My wystąpimy w roli posłów. - podsunął.
-Czy ja wiem?, zauważyłeś pewnie, że jak rozmawialiśmy z księciem stał w otoczeniu obstawy , CKM nie był przewidziany w podróży,bo bym wziął. - powiedział z uśmiechem Tylo.
- I co byś zrobił?, to ma być Wojna Trojańska a nie Wietnam z roku 1944.Jakbyś tam wpadł taki "Comando Foka" , to by pomyślały obydwie strony że zstąpiłeś z Olimpu na znak Zeusa, aby Achajów albo Trojan powyrzynać w pień. - śmiał się Matt.
Czas płynął naszym bohaterom głównie na rozmowach , czy dopuścić do sporu,czy przeszkodzić w całym przedsięwzięciu.Kiedy dopłynęli na miejsce , do ich kajuty wszedł posłaniec z wiadomością.
-Wielki książe Parys prosi was o przybycie na pokład , ma wam coś do powiedzenia. - rzekł poseł.
Wyszli na pokład w jego towarzystwie i zastali tam zamyślonego księcia.
-Witajcie nasi goście.Powziąłem decyzję co do was.Dam wam posłańca i popłyniecie z nim do Troi, a konkretnie do pałacu mojego ojca.Priam to dobry człowiek i z listem ode mnie ugości was naprawdę po królewsku. - postanowił młody człowiek.
-Mówiłem żeby go zabić! - zezłościł się Matt,kiedy znaleźli się w swojej kajucie. - Teraz cały spór dojdzie do końca i będziemy tu zbyteczni.
-Obawiam się iż masz rację, ale nie traćmy wiary, jeszcze nie wszystko stracone.Poczekaj aż dopłyniemy na miejsce. - zakończył Jason.
Popłynęli z heroldem do pałacu króla Priama,podróż zajęła im 3 dni i 3 noce.Kiedy dotarli na miejsce ich towarzysz zapowiedział ich władcy i uprzedził, że Jason chce z nim rozmawiać.Sędziwy król zezwolił na to spotkanie.Wyglądał bardzo młodo jak na swój wiek.Brązowe kręcone włosy i broda.Trochę przy tuszy.Młody Archeolog rozpoczął swoje wywody.
-Panie Troi,Priamie jestem tutaj aby uprzedzić cię o lekkomyślności twego syna Aleksandra, którego i Parysem zowią.Posłałeś go do Sparty.Wiem iż przywiezie stamtąd kobietę , która zgubi całą twoją ludność.Helenę żonę Menelaosa, dlatego radzę aby odesłać ją wtedy z powrotem tam skąd przybyla.Inaczej Sparta upomni się o nią, napewno wtrącą się też Mykeny z Agamemnnonem na czele.Wiem że wasz gród jest mocny i nie do zdobycia,lecz z taką armią nigdy nie walczyliście. - przekonywał króla Tylo.
-Dlaczego zakłócasz spokój memu ojcu?, nie widzisz że takie nowiny sprawiają mu ból?.Kimże jesteś że przynosisz nam takie nowiny niczym nie potwierdzone? - niespodziewanie wtrącił się głos mężczyzny, którego młody człowiek zobaczył po wejściu do maszyny.Był to królewicz Hektor, wódz wojsk Priama i zarazem jego pierworodny.
-Nie umiem znaleźć potwierdzenia moich słów,zrobisz jak zechcesz Priamie i ty,Hektorze,jeśli mi nie wierzycie w porządku.Ale przypomnij sobie królu przepowiednię twej córki jasnowidzącej Kasandry sprzed lat.Aleksander przeżył,więc wy musicie umrzeć.Co do mnie nie mam nic więcej do powiedzenia,lecz jeśli zajdzie potrzeba będę walczył po waszej stronie. - zakończył z deklaracją.
-Tektonie! - przywołał Hektor jednego ze swoich zaufanych ludzi. - Zaprowadź ich do komnaty i daj wszystkiego czego sobie zażyczą.Ostrzegam was iż nie możecie wychodzić z Miasta. - rozkazał królewicz.
-Chłopie minąłeś się z powołaniem, nie powinieneś być Archeologiem tylko Prawnikiem,tak przekonywałeś królewską rodzinę,że myślałem iż jestem w sądzie. - stwierdził z powagą Algren.
- Nic na to nie poradzimy,wojna musi wybuchnąć.A my możemy Trojanom jedynie pomóc w walce.Miałeś rację mogliśmy zamordować Parysa i wkręcić Priamowi że zabili go Spartanie. - rzekł Tylo.
- Z choinki się urwałeś czy jaki gwint?! - wrzasnął Matt. - Jak nie o Helenę to o zabójstwo Aleksandra by się tłukli.Tylko wojnę rozpoczął by władca Troi a nie król Sparty.Musimy czekać na powrót "Państwa Młodych" i zobaczyć co powie nam królewicz trojański. - stwierdził Jason.
Powrót Parysa do domu w towarzystwie Heleny,która była córką Zeusa i królowej Ledy wywołała niemałe zaskoczenie w pałacu królewskim.Tym bardziej,że Helena była piękną kobietą o blond włosach i uśmiechu Afrodyty.
-Ojcze oto Helena - powitał ojca książe.
-Helena ze Sparty jak się domyślam - odpowiedział mu ojciec.
-Nie,Helena z Troi. -sprostował Aleksander.
Całemu zdarzeniu przypatrywali się nasi bohaterowie.
-Poproś tutaj królewicza Hektora - zwrócił się archeolog do Tektona.
Kiedy przyszedł do nich Hektor zwrócił się do niego Matt.
-Patrz królewiczu,ta kobieta zostanie waszą zgubą,jeśli nie zwrócicie jej mężowi,będziecie mieli całą flotę Achajską na karku.
-Oczywiście,iż biorę takie zdarzenie pod uwagę,postaram się przekonać ojca aby nie dopuścił do tego,narazie musimy czekać,wybaczcie mi muszę iść do żony i synka. - pożegnał się Trojanin.
Dwoje przyjaciól udało się do swej komnaty położyć się spać,aby być wypoczętymi na wojnę.
fora.pl
- załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by
phpBB
© phpBB Group
Theme designed for
Trushkin.net
|
Themes Database
.
Regulamin