Laukaz |
Administrator |
|
|
Dołączył: 11 Sie 2007 |
Posty: 116 |
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Obsada :
Gaspard Ulliel - Hannibal Lecter
Li Gong - Lady Murasaki
Rhys Ifans - Grutas
Pavel Bezdek - Dieter
Ivan Marevich - Grentz
Nancy Bishop - Marielle
Kevin McKidd - Kolans
Helena Lia Tachovska - Mischa
Mały Hanibal traci rodziców podczas niemieckiego ataku lotniczego na żołnierzy radzieckich zostaje sam z siostra Miszą. Napadają na nich partyzanci którzy przetrzymują ich w domu. Zaczyna brakować jedzenia więc zbiry zjadają Miszę. Mały Hanibal uwolnił sie i ucieka przez jakiś czas żyje w domu dziecka. Jednak nic nie mówi w dzień a w noc krzyczy ponieważ śni mu się jak zginęła jego siostra. Hanibal uciekł do swojej ciotki mieszkającej we Francji ze zdjęciem które znalazł w sierocińcu. Jego ciocia uczy go walki kendo. Pierwszą ofiarą Hanibala jest sprzedawca ryb który obraził jego ciotkę( pociął go mieczem po czym odciął mu głowę). Ciotka pomaga mu ukryć głowę sprzedawcy przed policja którą, Hanibal wystawił jak trofeum. Hanibal zaczyna studia medyczne. Ma jakiś czas na badanie zwłok. Wraca na Litwe w miejsce gdzie zginęła Misza, znajduje tam nieśmiertelniki morderców dzięki czemu jest w stanie ich wytropić. Jednak po jakimś czasie ścigani mordercy porywają jego ciotkę w której Hanibal się zakochał.Porywacze z ciotką są na statku, mówi mu to jeden z zabójców Miszy. Hanibal zabija przedostatniego mordercę na oczach ciotki wycina mu na klatce piersiowej literę ,,M" jak Misza . Jego ciotka mówi mu ,ze nie ma uczuć i w tym czasie ucieka ze statku, a Hanibal zjada twarz mordercy (od którego wcześniej dowiedział się gdzie jest ostatni morderca). Jedzie do Kanady gdzie ostatni zabójca prowadzi sklep, pokazuje mu rysunek gdzie jest bez głowy i morduje go. Hanibal zabijał po to by pomścić śmierć siostry.
Jako ciekawostkę i zachętę zamieszczam fragment powieści Thomasa Harrisa o tym samym tytule. Komentujcie
Wrota do pałacu pamięci doktora Hannibala Lectera toną w mrokach jego umysłu i mają zapadkę, którą można odnaleźć jedynie dotykiem. Te osobliwe podwoje prowadzą do ogromnych dobrze oświetlonych wczesnobarokowych sal, do komnat i korytarzy, które ilością
i różnorodnością mogą rywalizować z salami pałacu Topkapi.
Wszędzie są eksponaty, dobrze rozmieszczone i oświetlone, a każdy jest kluczem do wspomnień łączących się w postępie geometrycznym z innymi wspomnieniami. Ekspozycje
w komnatach poświęconych najwcześniejszym latom życia Hannibala Lectera różnią się od pozostałych tym, że są niekompletne. Niektóre przybrały formę statycznych scen, scen fragmentarycznych jak posklejane białym gipsem skorupy malowanych antycznych waz. Inne zaś uwięziły ruch i dźwięk, olbrzymie węże wijące się i zmagające ze sobą w jaskrawych rozbłyskach światła. Z komnat, do których wstępu nie ma nawet sam Hannibal, dochodzą przeraźliwe krzyki i błagania. Lecz w korytarzach panuje cisza i jeśli tylko zechcesz, usłyszysz tam muzykę.
Hannibal zaczął wznosić ten pałac na początku swego studenckiego życia. W latach więziennej izolacji ulepszył go i rozbudował, a jego bogactwa utrzymywały go przy życiu, gdy strażnicy długo odmawiali mu dostępu do książek.
Tu, w gorących ciemnościach jego umysłu, poszukajmy razem ukrytej zapadki. Odnalazłszy ją, poprośmy, żeby w korytarzach zabrzmiała muzyka i nie patrząc w lewo ani w prawo, udajmy się do Sali Prapoczątków, gdzie ekspozycje są najbardziej niekompletne.
Dodamy do nich to, czego dowiedzieliśmy się z innych źródeł, z kronik wojennych,
z policyjnych raportów i przesłuchań, z niemych protokołów z sekcji zwłok, z pozy, w jakiej zastygli zmarli. Ostatnio odnalezione listy Roberta Lectera mogą dopomóc nam w ustaleniu najważniejszych informacji na temat Hannibala, który dowolnie zmieniał daty, żeby wprowadzić w błąd zarówno władze, jak i swoich kronikarzy. A wówczas, kto wie, może dzięki naszemu wspólnemu wysiłkowi zobaczymy, jak tkwiący w Hannibalu potwór wypluwa matczyny sutek
i na przekór wiatrom wkracza w świat.
Siedział na pniaku na małej polanie nad brzegiem rzeki, grając na japońskiej lutni i obserwując tkającego sieć pająka. Był to wspaniały, żółto-czarny krzyżak ogrodowy. Pracował tak, że drgała cała pajęczyna. Dźwięki lutni bardzo go podniecały, bo gdy chłopiec uderzał w struny, on biegał tam i z powrotem, żeby sprawdzić, czy nic nie wpadło w sieć. Hannibal potrafił zagrać japońską melodię, chociaż czasem fałszował. Przypominał mu się wtedy przyjemny dla ucha alt pani Murasaki mówiącej po angielsku, głos, w którym pobrzmiewały obce nutki. Grając, to przysuwał się do pająka, to się od niego odsuwał. W sieć wpadł powolny żuk i krzyżak szybko omotał go pajęczyną.
Panowała cisza i spokój, rzeka była idealnie gładka. Przy brzegu biegały pająki wodne, nad trzcinami hasały ważki. Wiosłując jedną ręką, rzeźnik Paul skręcił w stronę kępy wierzb.
W koszyku na przynęty cykały świerszcze, przykuwając uwagę czerwonookiej muchy, która sfrunęła z jego wielkiej dłoni, gdy chwycił jednego, by nadziać go na haczyk. Zarzucił wędkę pod wierzbami: zakończony piórem spławik natychmiast zniknął pod wodą, momentalnie ożyło wędzisko.
Zdjął rybę z haczyka i założył ją na zwisające z burty troczki. Zajęty pracą, usłyszał ciche, cichuteńkie pobrzękiwanie. Possał zakrwawiony rybią krwią kciuk i powiosłował w stronę małego drewnianego mola na lesistym brzegu, gdzie zaparkował furgonetkę. Na molo, na prowizorycznej ławce, wypatroszył największą rybę i włożył ją do płóciennej torby z lodem. Resztę ryb, wciąż żywych, zostawił na troczkach. Próbując uciec, ryby schowały się pod molo.
Znowu to przytłumione brzęczenie, ta drżąca, na pewno nie francuska melodia. Popatrzył na furgonetkę, jakby to ona mogła tak brzęczeć. Z nożem do oprawiania ryb podszedł bliżej, obejrzał antenę i koła. Sprawdził, czy drzwiczki są zamknięte. I znowu to samo, znowu ten sam dźwięk, tym razem cała seria.
Ruszył w tamtą stronę i ominąwszy kępę krzaków, wyszedł na małą polanę, gdzie zobaczył grającego na lutni Hannibala i futerał oparty o rower z motorkiem. Na ziemi leżał szkicownik. Paul natychmiast wrócił do samochodu i sprawdził, czy na wlewie paliwa nie ma kryształków cukru. Chłopiec przestał grać dopiero wtedy, gdy rzeźnik stanął tuż przed nim.
- Wyborne mięso od Momunda - powiedział, podnosząc wzrok. Widział go niezwykle ostro, w kręgu odbitego światła na skraju pola widzenia, światła czerwonawego jak lód na szybie albo na brzegu soczewki.
- Niemy sukinsyn zaczął mówić, co? Jeśli naszczałeś mi do chłodnicy, urwę ci łeb. I żaden flic ci nie pomoże.
- Panu też nie. - Hannibal uderzył w struny. - To, co pan zrobił, jest niewybaczalne. - Odłożył lutnię i podniósł szkicownik. Spojrzał na rzeźnika i małym palcem rozmazał jakąś linię, wprowadzając drobną poprawkę do rysunku.
Przerzucił kartki, wstał i podał mu szkicownik.
- Jest pan winien pisemne przeprosiny pewnej damie. - Rzeźnik cuchnął łojem i brudnymi włosami.
- Chłopcze, jesteś szalony, że tu przyszedłeś.
- Niech pan napisze, że pan przeprasza, że jest pan ostatnim nikczemnikiem i że już nigdy więcej nie spojrzy pan na nią ani nie odezwie się do niej na rynku.
- Przeprosić Japonnaise? - roześmiał się Paul. - Najpierw wrzucę cię do rzeki i opłuczę. - Położył rękę na nożu. - A potem rozetnę ci gacie i wsadzę ci go tam, gdzie na pewno nie zechcesz. - Ruszył.
Hannibal cofnął się w stronę roweru i futerału.
Przystanął.
- O ile pamiętam, pytał pan o jej cipkę. Twierdził pan, że w którą biegnie stronę?
- To twoja matka? Japonki zawsze mają w poprzek. Wyruchaj jakąś, to sam zobaczysz.
Paul rzucił się naprzód, gotów zmiażdżyć go potężnymi rękami, lecz ułamek sekundy przedtem Hannibal jednym płynnym ruchem wyjął z futerału lekko wygięty miecz i ciął go przez brzuch.
- W poprzek? O tak?
Przeraźliwy krzyk odbił się echem wśród drzew, płosząc ptaki. Rzeźnik chwycił się za brzuch
i zobaczył na rękach krew. Spojrzał w dół, na ranę, i spróbował ją zatkać, lecz wnętrzności wciąż wyślizgiwały mu się i uciekały. Hannibal stanął z boku i ciął go mieczem na wysokości nerek.
- A może bardziej na skos w stosunku do kręgosłupa?
Miecz rysujący krzyże na ciele, zaszokowane, szeroko rozwarte oczy - Paul próbował uciec, lecz ostrze przecięło obojczyk i krew trysnęła z sykiem na twarz chłopca. Kolejne dwa ciosy przecięły ścięgna nad kostkami nóg i rzeźnik runął na ziemię jak młody wół.
Paul siedzi oparty o pniak. Nie może podnieść rąk.
Hannibal patrzy mu w oczy.
- Chce pan obejrzeć mój rysunek? - Podsuwa mu szkicownik. Na kartce jest szkic głowy Paula na tacy, głowy z tabliczką przyczepioną do włosów. Na tabliczce widnieje napis: "Wyborne mięso od Momunda". Paulowi ciemnieje w oczach. Przez ułamek sekundy widzi wszystko w poprzek, bo Hannibal znowu tnie mieczem. Potem ciśnienie krwi spada i jest już tylko ciemność.
W swojej własnej ciemności Hannibal widzi wychodzącego z fosy łabędzia i słyszy głos Miszy: "Och, Anniba!"
Zmierzchało. Zapadła szarówka, a on wciąż siedział z zamkniętymi oczami, opierając się
o pień, na którym leżała głowa rzeźnika. Potem otworzył oczy, lecz się nie poruszył. Wreszcie wstał i poszedł na molo. Troczki były przymocowane do łańcuszka i na jego widok Hannibal potarł ręką szyję. Ryby wciąż żyły. Zmoczył rękę i uwolnił je jedną po drugiej.
- Uciekajcie - szepnął. - Uciekajcie. - Pusty łańcuch wrzucił do wody.
Świerszcze też uwolnił.
- Uciekajcie, uciekajcie - powiedział. Zajrzał do płóciennej torby, zobaczył wielką, sprawioną rybę i zaburczało mu w brzuchu.
- Mniam. |
|